Dziś będzie trochę o kulinarnych podróżach. Tych samochodem, pociągiem, samolotem, autobusem, kolejką SKM, ale zacznijmy od tych... w czasie.
Jan Wedel, kierujący słynną marką pyszności nie tylko z czekolady, w 1936 roku otworzył filię Wedla w Paryżu. Specjalnie w tym celu zakupionym samolotem RWD 13 woził do francuskiej stolicy produkowane przez firmę nowości: Ptasie Mleczko, Mieszankę Wedlowską i czekoladę Jedyną... Pisze o tym Maja Łozińska w znakomitej książce „Smaki dwudziestolecia”. Polecam rozdział o kawiarniach zwłaszcza.
Uwielbiam kulinarne podróże w czasie, to podróże, które pozwalają utrwalić smak, zatrzymać smak na dłużej, uwiecznić. Najpyszniejsze makowce jechały kiedyś do mnie dziesięciokilową przesyłką konduktorską, najpierw z rewelacyjnej, kościańskiej cukierni do Słupska, tam, rozdzielane „po rodzinie”, znów – tym razem w przesyłce ważącej jakieś pięć kilo – pakowane były do pociągu, by wylądować w Gdańsku. Że ci biedni konduktorzy, wytrzymali te fantastyczne, dobywające się z kartonu zapachy, to się naprawdę dziwię... Zresztą w podobny sposób dane mi było otrzymywać świeże maliny, jagody, jeżyny i poziomki. Prosto z ogrodu. W słoiku zapakowanym w karton. Żeby zatrzymać smak lata i się nim podzielić z kimś bliskim niektórzy są zdolni do nieprawdopodobnych rzeczy!
Z Krakowa do Gdańska woziłam jednej starszej pani nugaty, czyli pyszne, słodkie ciasteczka z bakaliowej masy. Starsza pani opychała się nimi (tak mówiła!) jeszcze w latach 40. w słynącej z nugatów cukierni „Cichowscy”. Cukiernia istnieje do dziś. Nugaty w smaku nic się ponoć nie zmieniły. Smak zatrzymany w czasie! To naprawdę rzadkość! Jak będziecie Państwo w Krakowie... Starowiślna 21.
Te nugaty targane z Krakowa do Gdańska to zresztą żaden wyczyn. Owa starsza pani wysyłała (pocztą!) … śledzie z Gdańska do przyjaciół Dortmundzie! A inna, tym razem, młodsza pani, z Gdyni do Londynu przesyłką kurierską słała ukochanemu wędzone węgorze. Zapachy przesyłek rybnych to nic w porównaniu z zapachem rasowych francuskich serów, które wiozłam z Paryża w małym prywatnym (choć nie moim) samolocie. Ten zapach... Ale pilot (Francuz) był zachwycony! No ba!
Przesyłką kurierską raz wysłałam do Warszawy tort, specjalnie zdobiony marcepanowymi nenufarami a la Claude Monet... Ech...
No i teraz to ciastko. Paris – Brest. Skosztowałam je po raz pierwszy w niedawno otwartej cukierni Le Bonjour na Świętojańskiej 62 w Gdyni.
Ciastko z historią, wymyślone przez pewnego francuskiego cukiernika w 1891 roku na cześć rajdu rowerowego z Paryża do Brest w Bretanii i z powrotem.
Ciastko ma kształt rowerowego koła. Delikatne, ptysiowe, a w środku karmelowy krem i puch bitej śmietany. Całe szczęście, pomyślałam sobie, gdy spróbowałam je po po raz pierwszy, że nie mieszkam w Gdyni... Zwłaszcza że założona przez Polaków i Francuzów cukiernia słynie też z innych wybornych wypieków. Choćby migdałowy rogalik, millefeuille, czyli cieniuteńkie płatki ciasta z kremem waniliowym albo ciasteczko ...religijny ptyś. Kawałek słodkiej Francji w Trójmieście. Zawsze bliżej do Gdyni niż do Paryża.
A z tych przesyłek kulinarnych przypomniała mi się jeszcze jedna. Wiele lat temu wiozłam z Gdańska do Freiburga na południu Niemiec, dla przyjaciółki... kiełbasę. Suchą krakowską. Targałam ją (z przesiadkami!) dwa dni. W trzydziestostopniowym upale. Kiełbasa po przyjeździe dziwnie zbielała. Ale gdy umyłyśmy ją i wysuszyłyśmy... suszarką do włosów, była jak nowa! Tak oto, dokonałyśmy cudu, zatrzymałyśmy smak...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?