Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Węgierska wskazówka

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Jestem ogromnie ciekawy, czy panujący nam Prezes Wszystkiego wyznaczy sobie niedługo posłusznego prezesa Narodowego Banku Centralnego. Wzorzec godny naśladowania, czyli premier Viktor Orbán, pokazał właśnie, do czego to się może przydać.

Centralny bank Węgier obniżył po raz kolejny stopy procentowe. Samo w sobie nie jest to nic dziwnego. Eksperci, a także tzw. rynki, czyli finansowi spekulanci, zostali zaskoczeni faktem, że oto obniżono tzw. stopę depozytową poniżej zera. Czyli banki komercyjne, utrzymujące w banku centralnym rezerwy gotówkowe na rachunkach krótkoterminowych, będą musiały płacić za te depozyty. Ma to je skłonić do pozbywania się gotówki, czyli do pożyczania jej w znacznie szerszym niż dotąd zakresie. Ceny kredytów pójdą w dół, będzie więcej chętnych do ich zaciągania. Na rynek wypłynie więcej pieniędzy, co oznacza większy popyt i - w konsekwencji - wyższe ceny. I o to chodzi!

Rząd Orbána martwił się już od pewnego czasu, że wpływy do budżetu są niewystarczające i deficyt budżetowy będzie wzrastać. Węgierski budżet „żyje” z VAT-u. Podatki dochodowe są w tym kraju niskie. Wpływy z VAT-u (na Węgrzech stawka wynosi aż 27 proc.) zależą od wartości sprzedaży, ta zaś od ilości kupowanych towarów i ich cen. Ceny zaś spadają, podczas gdy budżet został skonstruowany przy założeniu, że wzrosną. Węgrzy pewnie się cieszą, bo dla nabywców niższe ceny to frajda. Tym bardziej że dzieje się to przy rosnącym PKB, większej produkcji przemysłowej itd. Nie ma zatem recesji, która uzasadniałaby pobudzanie koniunktury poprzez obniżki stóp procentowych. To, co dobre dla konsumentów, stanowi zagrożenie dla rządu. - Inflacja musi być! - powiedział zatem Viktor Orbán. I „niezależny” bank centralny posłusznie rozkaz wykonał. Czy to pomoże, czas pokaże.

Sytuacja w Polsce jest trochę podobna. Gospodarka idzie w górę, bezrobocie spada, ceny też. Na marginesie - ekonomiści mają problem, jak nazwać taką sytuację. To odwrotność stagflacji, która stanowiła wielkie wyzwanie dla wielu krajów w latach 70. XX wieku. Wtedy gospodarka leciała w dół, bezrobocie w górę, ceny rosły. Ukuto pojęcie „stag+flacja”, od stagnacji (zastoju) i inflacji. A jak nazwać wzrost w warunkach deflacji? Mniejsza o to, Prezes myśli raczej o tym, czy nie można by na „modłę węgierską” podnieść zagrożonych dochodów budżetu, żeby starczyło przynajmniej na program 500+. Czy Rada Polityki Pieniężnej i zarząd NBP będą uległe? Pierwsze kroki w tę stronę PiS już uczyniło, powołując nowych członków rady. Ale wcale nie ma pewności, że oni okażą się pokorni.

Zobaczymy, czy polscy ekonomiści są równie „elastyczni” jak węgierscy. Trzeba spróbować to sprawdzić - myśli zapewne Prezes. Węgry to przecież taki piękny kraj!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki