Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Udawanie głupiego

Piotr Dominiak, ekonomista
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Arogancja, bezczelność, głupota? Zastanawiam się nad tym, czytając oświadczenie podpisane przez przedstawicieli wszystkich klubów piłkarskiej ekstraklasy. Ni mniej, ni więcej, piszą oni, że kibice na stadionach są cacy. Że podczas meczów "poważne incydenty" to rzadkość - tylko na czterech meczach na ponad 250. Ślepota?

Kluby doskonale sobie radzą z zachowaniem publiki. Jest spokojnie, cicho, kulturalnie. A że ktoś tam w drodze na mecz lub z meczu da komuś w mordę, zniszczy autokar, pociąg lub przystanek, to nie jest wina klubów. Ich odpowiedzialność kończy się "na bramie" stadionu. Reszta to problem policji, władz państwowych lub samorządowych.

No i co z takimi zrobić. Teraz nie dziwię się temu, co dzieje się na meczach i w związku z nimi. Czy poziom działaczy równy jest poziomowi hołoty, jaka stanowi część (podkreślam - część) kibiców piłki nożnej?

Nie jestem za zamykaniem stadionów. Rozumiem, że to strata finansowa (zresztą niewielka, bo średnia frekwencja na meczach polskiej ligi jest dramatycznie mała w stosunku do szumu medialnego). Strata boli kluby. Ale mnie boli to, że część pieniędzy, jakie pochodzą z płaconych przeze mnie podatków, idzie na obstawę meczów, na konwojowanie grup przyjezdnych kibiców na i ze stadionów. W imię czego wszyscy obywatele mają za to płacić?

Bezpieczeństwo na ulicach to rzeczywiście obowiązek policji i władz lokalnych. Ale jeśli to bezpieczeństwo jest narażone na szwank z powodu organizacji imprezy sportowej, to jej organizatorom trudno się odżegnywać od odpowiedzialności. Dopóki tego nie zrozumieją, zamykanie stadionów będzie w interesie publicznym, choć nie w interesie klubów i sportu. Boleję nad tym, ale nie mam wątpliwości, że publiczne pieniądze powinny być wydawane na bardziej pożyteczne cele niż zapewnianie bezpieczeństwa meczów. Dziwne, że nie widzą tego PZPN i prezes Zbigniew Boniek, który niewątpliwie jest człowiekiem potrafiącym patrzeć na świat z perspektywy szerszej niż boisko piłkarskie.

Bezradność organizatorów meczów, tolerowanie przemocy, chamstwa i próby przerzucenia kosztów walki z tymi zjawiskami na państwo wystawia piłkarskim organizacjom jak najgorsze świadectwo. Piłka to wielki biznes, ale to również wciąż sport, który ma wychowywać, kształtować pozytywne wzorce dla młodych ludzi. Porzucenie tej, zdaję sobie sprawę, naiwnej perspektywy tym bardziej przemawia na niekorzyść działaczy protestujących przeciw zamykaniu stadionów czy też zakazowi wpuszczania na mecze kibiców drużyny przyjezdnej. Jeśli według nich, piłka to czysty biznes, to fakt, iż generuje on koszty zewnętrzne (ponoszone przez większość społeczeństwa nieuczestniczącą w meczach ani nimi niezainteresowaną), nakazuje przymus ponoszenia ich przez organizatorów. Ekonomia nie pozostawia w tej kwestii żadnych złudzeń.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki