Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Toaletowy wskaźnik

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak archiwum DB
Kiedy na człowieka niosącego wianuszek (kiedyś) lub paczkę (obecnie) papieru toaletowego przechodnie patrzą z nieukrywaną zazdrością, to możemy być pewni, że w tym kraju mamy do czynienia z głębokim kryzysem gospodarczym. I nie jest to typowa dla gospodarki rynkowej cykliczna recesja, ale poważny kryzys strukturalny.

W późnym PRL papier toaletowy był jednym z najrzadszych dóbr. Stało się po niego w długich kolejkach, można było też wejść w jego posiadanie w zamian za dostarczaną makulaturę. Nie zapomnę, gdy w centrum Wrzeszcza zaatakował mnie (na szczęście słownie) podpity osobnik, gdy dumny niosłem na szyi nawleczone na sznurek kilka rolek papieru. Nawyzywał mnie od inteligentów (słusznie podejrzewając, że oddałem do skupu stare gazety), którzy pozbawiają dostępu do elementarnej higieny klasę robotniczą.

Teraz podobne sceny dzieją się w Wenezueli. Papieru brak. Jeszcze niedawno sprzedawano cztery rolki na osobę, teraz już jedną na rodzinę. Rząd sprowadził z zagranicy 50 mln rolek, ale w kraju mającym 30 mln mieszkańców zniknęły z rynku błyskawicznie. Braki nie są związane z większym „spożyciem”. Papier toaletowy, jako jedno z dóbr podstawowych, ma tam cenę regulowaną przez rząd. Jest ona na tyle niska, że produkcja się nie opłaca. Wytwórcy bankrutują.

Mieszkańcy przygranicznych rejonów masowo wędrują do Kolumbii i wykupują niedostępne u siebie produkty, wśród których króluje właśnie papier toaletowy. Czarny rynek kwitnie.

Historia papieru w rolkach jest stosunkowo krótka. Jeszcze w XVIII wieku w Europie i w Ameryce Płn. korzystano z kartek wyrwanych z książek i gazet, co oznacza, że rzeczywiście na taki luksus mogli sobie pozwolić bogaci intelektualiści. Rolki wymyślili Amerykanie dopiero w końcu XIX wieku. Towarem powszechnego użytku stał się natomiast w drugiej połowie XX wieku . I szybko okazało się, że jego niedostatek na rynku wywołuje niezadowolenie społeczeństwa, które może się przerodzić w bunt. Dziś nie mamy wątpliwości, że gospodarka, która nie jest w stanie zapewnić zaopatrzenia ludności w ten podstawowy produkt, jest skazana na upadek.

Jeden z bohaterów „Gargantui i Pantagruela” Rabelais’go twierdził co prawda, że najlepszym utrzyjzadkiem jest dobrze porośnięta puchem gąska, ale w Wenezueli, jak i w każdym kraju, który doświadczył takich problemów, gąsek też najczęściej brak. Pozostaje las, o którym w średniowieczu krążył dowcip: „Co ma najczystsze liście w lesie? Ostrokrzew, bo nikt nie ma odwagi podcierać sobie nim tyłka”. Nie życzę Wenezuelczykom, by w ich kraju stał się znowu aktualny (choć chyba ostrokrzewy u nich nie rosną). Mam nadzieję, że potrafią obalić obecny i zbudować nowy system gospodarczy. Z papierem toaletowym w każdym domowym klozecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki