Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce: Jeszcze...

Piotr Dominiak
Przemek Świderski
To, że w sporcie krążą z rąk do rąk ogromne pieniądze jest powszechnie wiadome. Bardzo daleko odeszliśmy nie tylko od ideałów Piere’a de Coubertin, ale także zapomnieliśmy już o czasach Avery Brundage’a. Był ostatnim szefem MKOl, który bronił ideałów czystego, amatorskiego sportu. Potem do olimpizmu wkroczył biznes. Podniosło to poziom sportowy, wyniki poszły w górę. Widownia, szczególnie ta obserwująca wydarzenia na odległość wzrosła, reklamodawcy sypnęli kasą. Ale gra na pieniądze różni się zasadniczo od rywalizacji, której motorem i siłą napędową są szlachetne, starożytne ideały.

Te wielkie pieniądze motywują i jednocześnie kuszą by pójść „na skróty”. Przekupuje się więc sędziów, zawodników, działaczy. Kupuje się wyniki, awanse, prawa organizacji zawodów. Jeszcze wierzę, że to nie jest powszechne.

Inaczej rzecz się ma z dopingiem. Kiedyś był wynikiem działań indywidualnych, co najwyżej niewielkich grupek zainteresowanych. Teraz dopingowy biznes polega na współpracy mnóstwa ludzi. Ci, którzy dają sobie w żyłę (bądź aplikują sobie środki w inne miejsca) bez szerokiego wsparcia „opiekunów” wpadają niemal natychmiast. Szanse mają tylko funkcjonujący w sieci. Tak, jak w zwykłym, niesportowym biznesie. Sieć bywa całkiem prywatna, jak to ma miejsce w krajach o rozwiniętej demokracji, lub jest wykreowana, a przynajmniej wspierana i kryta przez państwo, jak ma to miejsce w krajach mniej lub bardziej autokratycznych. Najbardziej spektakularnym przykładem była dawna NRD, teraz jest nim Rosja, a prawdopodobnie także kilka innych państw. Gdzie jesteśmy my?

Przypadek braci Zielińskich i Szramiaka jest dowodem, że nie odbiegamy, niestety, od normy. Podnoszenie ciężarów jest dyscypliną przodującą na polu dopingu. Pewnie zniknie z listy sportów olimpijskich, bo trudno pasjonować się rywalizacją, gdy każdy wybitny wynik jest podejrzany. Śledząc wydarzenia związane z naszym skandalem dopingowym nasuwają mi się także inne refleksje. To pewne, że sztangiści nie działali sami. Musieli współpracować z nimi trenerzy. Przynajmniej oni. Może działacze? Może lekarze? Nasuwa się także pytanie o skuteczność badań dopingowych. Wyjaśnienia szefów naszego laboratorium i komisji antydopingowej wydają mi się żenujące. Zasłanianie się procedurami jest kuriozalne. To pewnie nie ignorancja, ale z pewnością brak profesjonalizmu. A do tego jednak przyzwolenie środowiska. Nie wszystkich, ale wystarczająco wielu by proceder tolerować, kryć, usprawiedliwiać.

Siedzę po nocach przed telewizorem. Denerwuję się, przeżywam itd. Nie jestem pewny, czy to warto. Czuję, jak coraz bardziej oddalam się od naiwnej wiary w czystość sportu, którą przesiąknąłem słuchając radiowych relacji Bohdana Tomaszewskiego z olimpiady w Melbourne. To se ne vrati! Wiem, ale jeszcze się pasjonuję. Jeszcze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki