Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Jakie czasy, taki „Balcerowicz”

Piotr Dominiak
Plan Morawieckiego” jest dokumentem, do którego trudno się ustosunkować. Wahałbym się w ogóle przed nazywaniem tego opracowania planem. To raczej zarys strategicznych kierunków rozwoju. Przesłanie jest proste: w gospodarce tkwi niewykorzystany potencjał rozwojowy, powinniśmy rozwijać się szybciej dzięki wzrostowi inwestycji, innowacjom, eksportowi.

Niemal każdy podpisze się pod takimi stwierdzeniami. Jak również pod stwierdzeniem, że płace są za niskie i trzeba je podnieść, aby wzrosła konsumpcja. I to już trąci demagogią albo naiwnością. Jeżeli przyjmiemy, że PKB to suma konsumpcji i oszczędności, a oszczędności są jedynym źródłem inwestycji, to coś w tym „planie” nie gra. Jednoczesne przyspieszenie wzrostu konsumpcji i oszczędności/inwestycji wymagałoby znacznego przyspieszenia wzrostu PKB. Dość mało prawdopodobne, choć teoretycznie możliwe. A praktycznie?

Słabiutko. Jeżeli wzrosną dochody, to wzrośnie konsumpcja i być może oszczędności. Tyle że rząd kombinuje, jak tu wyższe dochody opodatkować, co zazwyczaj mocno osłabia bodźce do inwestowania i do oszczędzania.
Już teraz mamy sporo zamrożonych oszczędności, które nie są przekształcane w inwestycje, bo czasy niepewne, polityka nieprzewidywalna. To dotyczy sektora prywatnego. Wicepremier Mora-wiecki chce pobudzić gospodarkę głównie poprzez inwestycje publiczne. Rozumuje w duchu Keynesa. Ale ten wyraźnie podkreślał, że taka polityka może pobudzić wzrost w krótkim okresie. Mnożnik inwestycyjny działa, zwiększając wzrost PKB, wtedy gdy państwo ciągle wzmacnia impuls inwestycyjny. Jak zaczyna zmniejszać swe zaangażowanie, mnożnik działa w odwrotną stronę (zmniejszając PKB).

Bilion zł na inwestycje to brzmi imponująco. Jednak jak przyjrzymy się, co się nań składa, trudno ukryć rozczarowanie. Są tam składniki, które z polityką PiS nie mają nic wspólnego (fundusze unijne). A część to środki prywatne, których uruchomienie od rządu nie zależy. Warto też uświadomić sobie, że w latach 2010-14 zainwestowano u nas 1,6 bln zł (19,7 proc. PKB). Gdyby, jak chce Morawiecki, udział ten wynosiłby 25 proc., to w tym okresie suma ta byłaby wyższa o ok. 420 mld zł.

Cel kolejny to wzrost liczby dużych i średnich firm do 22 tysięcy (w domyśle polskich). A ile jest ich teraz? Wg oficjalnych danych w rejestrach mamy ponad 34 tys. takich firm, z czego około 18-19 tys. działa. Dane te są guzik warte, bo jak wytłumaczyć, że dużych firm (od 250 zatrudnionych w górę) jest zarejestrowanych 5,4 tys., ale działa tylko 3,2 tys. A te 2,2 tys. to co, istnieją, ale nie działają? Więc prawda jest taka, że nie wiemy, ile mamy firm, i każda liczba podana w „planie” jest dobra, bo nieweryfikowalna.

Takich kwiatków u wicepremiera Morawieckiego jest więcej. No cóż, jakie czasy, taki „Balcerowicz”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki