Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Dociągnie do setki?

Piotr Dominiak, ekonomista
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
W natłoku różnych wydarzeń i rocznic trochę bez echa przemknęły 90. urodziny złotówki. Nie jest to żaden okrągły jubileusz, ale może warto o nim wspomnieć. Bo może okazji do świętowania stulecia już nie będzie i za 10 lat będziemy w strefie euro?

28 kwietnia 1924 roku rozpoczęto wymianę marek polskich na złotówki. Co prawda w naszej historii złoty polski pojawił już znacznie wcześniej, bo w 1528 roku. Ustanowiono go wówczas wyłącznie jako jednostkę obrachunkową, równą 30 groszom. Jako moneta (i to srebrna) pojawiła się dopiero w XVIII w. Papierowa waluta o nazwie złoty wprowadzana była sporadycznie w czasie powstania kościuszkowskiego, Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego. Jednak to dopiero Władysław Grabski, przeprowadzając słynną reformę monetarną, wprowadził do obiegu złotówkę jako prawną jednostkę płatniczą, mającą monopol na terenie kraju.

Poród złotówki na przełomie lat 1923/1924 nie był łatwy. Jej wprowadzenie było kluczowym elementem walki z hiperinflacją. W ostatnim roku przed wymianą marek polskich na złote stopa wzrostu cen w Polsce wyniosła 36 000 proc., co i tak było niewiele w porównaniu z Niemcami, gdzie wyniosła ona około 30 mld procent. Pomysł zastąpienia marek polskich nowym pieniądzem dyskutowany był kilka lat. W 1919 roku Piłsudski wydał dekret zapowiadający, że przyszłą walutą w Polsce będzie "lech" (prorok jakiś czy co?). Zostało to oprotestowane i Sejm w tym samym roku uchwalił, że zamiast lecha będzie złoty polski. Zamówiono wtedy nowe banknoty, ale nowy pieniądz pojawił się dopiero po ponad pięciu latach.

Grabski przeprowadził samą wymianę sprawnie. Jej kurs wynosił 1 złoty za 1,8 mln marek. Inflacja na chwilę wygasła, ale ponieważ oprócz emisyjnego Banku Polskiego, pieniądz zdawkowy (bilon) emitował także Skarb Państwa, bardzo szybko pojawiła się nowa, na szczęście słabsza fala wzrostu cen, zwana inflacją bilonową. Później ze złotówką było nieco lepiej, w czym paradoksalnie pomógł kryzys lat 30.

Pisząc ten felieton, uświadomiłem sobie, że moi dziadkowie (urodzeni w ostatniej dekadzie XIX w., w tzw. Kongresówce) byli zmuszeni do posługiwania się w życiu wieloma walutami. Najpierw rosyjskimi rublami, potem wprowadzonymi przez Prusaków w 1916 roku, po zajęciu Warszawy, markami polskimi. W latach 1924-1939 - złotówkami, wycofanymi w Generalnej Guberni na rzecz emitowanych przez Polski Bank Emisyjny złotówek zwanych młynarkami (od nazwiska Feliksa Młynarskiego, prezesa PBE). W 1944 roku PKWN wprowadził tzw. złote lubelskie. Przetrwały do 1950 roku, gdy dokonano "wymiany" na nowe złote, pozbawiając przy okazji wielu ludzi zgromadzonych oszczędności. Po 45 latach dokonano denominacji (10 000 : 1), dzięki której mamy, co mamy. Tej ostatniej dziadkowie nie doczekali. Na tle ich monetarnych doświadczeń, życie mojego pokolenia jest niezwykle (pod tym względem) stabilne. Towarzyszy nam wciąż ten sam pieniądz. Może m.in. dlatego wiele osób uważa ewentualne pozbycie się go na rzecz euro za trudne do przyjęcia.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki