Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Akcja jabłko

Piotr Dominiak
Piotr Dominika
Piotr Dominika
Akcja jabłko jest politycznie słuszna, wychowawczo pożyteczna, ekonomicznie wątpliwa. Entuzjaści wyliczyli, że aby utrzeć nos Putinowi, czyli zrekompensować straty sadowników wynikające z embarga nałożonego na polskie jabłka, wystarczy kupować jedno jabłko dziennie więcej. Kupować powinni wszyscy pracujący.

Przypomina mi to reklamę jednego z towarzystw ubezpieczeniowych, które promuje swoje polisy, tłumacząc, że ich cena to mniej niż złotówka dziennie. Szkopuł w tym, że rok ma 365 dni.

Kupowanie jednego jabłka więcej jest mało realne również z innego powodu. Otóż konsumpcja tych owoców w Polsce mocno spadła w ostatnich latach: z 23 kg na osobę rocznie przed 10 laty do 14 kg obecnie. Jeślibyśmy chcieli zjeść wszystkie jabłka wysyłane dotychczas do Rosji (około 700 tys. ton), to każdy Polak musiałby zjadać rocznie ponad dwa razy więcej (o 18 kg), czyli 32 kg. To jest po prostu niemożliwe.

Jabłek jemy mniej niż kiedyś nie dlatego, że są gorsze. Przeciwnie - są coraz lepsze. Postęp w naszym sadownictwie jest imponujący. Wielcy sadownicy (nie jest ich wielu) coraz lepiej się organizują, potrafią współpracować, wspólnie nawiązują kontakty, zawierają umowy itd., itp. Restrykcje ze strony Rosji będą dla nich bardzo bolesne i żadne akcje społeczne nie są w stanie zrekompensować im strat. Jabłek jemy mniej, bo kupujemy więcej innych owoców, głównie cytrusów. Wybór jest coraz większy. I nie sądzę, abyśmy porzucili pomarańcze i mandarynki na rzecz jabłek. A na dodatkowy wydatek kilkudziesięciu złotych rocznie na osobę mało kto się zdecyduje. Na czteroosobową rodzinę trzeba by dodatkowo kupić 72 kg, za około 200 zł.

Czyli sadownictwa nie uratujemy wzmożonym popytem patriotycznym. W dłuższym okresie producenci jabłek dadzą sobie radę sami. Znajdą odbiorców w innych krajach, bo mają naprawdę dobry towar. To, niestety, potrwa. Ewentualne wsparcie jednorazowe ze strony rządu (za zgodą UE) byłoby dla nich istotne. Podkreślam - jednorazowe, bo żadne dłuższe dotowanie jabłek nie wchodzi w grę. Chodzi o to, by na skutek zmniejszenia popytu nie zmarnować bardzo nowoczesnego majątku producentów, który przecież w dużej mierze powstał dzięki funduszom unijnym. I to urzędnicy unijni powinni wziąć pod uwagę.

Zawsze podkreślają bowiem, że środki te mają przynosić długookresowe efekty, budować nowy potencjał, unowocześniać produkty i sposób ich wytwarzania. W sadownictwie to ma miejsce. A że jabłka okazują się teraz politycznie wrażliwym towarem, to tzw. siła wyższa. Nie da się jej całkowicie wyeliminować. Ryzyko związane z handlem z takimi partnerami jak Rosja zawsze będzie spore i każdy, kto wchodzi w taki biznes, musi być tego świadomy. Nie może oczekiwać, że państwo/społeczeństwo weźmie na siebie zawsze koszt wynikający z tego ryzyka. Ale pomoc, dzięki której możliwe stanie się znalezienie nowych rynków zbytu, ma uzasadnienie i w tym przypadku byłaby sensowna.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki