Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejestrator dobra wsiada do tramwaju w Gdańsku

Dorota Abramowicz
Przemysław Świderski
Przed 14 laty emerytowany ekonomista z Gdańska zaczął rozdawać w tramwajach i autobusach kartki z wierszami, dziękując za udostępnienie miejsc starszym osobom, kobietom w ciąży, z dziećmi. Rozdał ponad 25 tysięcy kartek.

Ilu dobrych ludzi mieszka w Gdańsku? Według statystyk, prowadzonych przez 90-letniego Jana Dymarskiego, emerytowanego ekonomistę, co najmniej 25 tysięcy. I to tylko licząc tych, którzy korzystają z transportu publicznego.

Statystyki prowadzone są na podstawie różowych kartek z wierszykiem zatytułowanym „Różowe serduszka”.

Są w naszym mieście czułe serduszka

I to jest mały promyk nadziei,

Ustąpią miejsca, widząc staruszka,

Inni udają, że nie widzieli (...).

- Kiedy widzę, jak ktoś młody ustępuje w autobusie lub tramwaju miejsce starszej osobie, kobiecie w ciąży, matce z dzieckiem, wręczam karteczkę i odchodzę - mówi sędziwy gdańszczanin. - Reakcje? Różne. Niektórzy chowają kartkę do kieszeni, inni czytają. I wtedy już prawie wszyscy uśmiechają się do mnie i dziękują.

Często widzi, że ten uśmiech pozostaje na ich twarzach, gdy już wysiądą na przystanku.

Rejestrator dobra

Różową kartkę wiosną 2004 roku na moim biurku położyła Anna, wówczas studentka Uniwersytetu Gdańskiego. Jechała na uczelnię, siedząc przeglądała notatki. Kiedy stanęła nad nią szpakowata, szczupła pani, szybko pozbierała kartki i wstała. Pani usiadła, a w kierunku Anny zaczął przepychać się siwy mężczyzna. Podał różową kartkę z namalowanym serduszkiem i wierszem.

Anna wiersz przeczytała dopiero po wyjściu z tramwaju. - Nawet się wzruszyłam - mówiła później. - Opowiedziałam koleżankom, jedna z nich też miała podobna przygodę. To był ten sam niesamowity starszy pan, który na własną rękę prowadzi akcje rozdawania wierszy za dobry uczynek.

Do Jana Dymarskiego, którego nazwałam roboczo „rejestratorem dobra”, dotarłam - nie bez kłopotów - dopiero kilka miesięcy później. Po długich namowach zgodził się na opowieść o sobie.

Skończył studia ekonomiczne w Łodzi, do Gdańska przyjechał w latach 50. ubiegłego wieku z nakazem pracy. Żona, trzech synów, prawie 40 lat pracy w Wojskowej Centrali Handlowej. Na emeryturze trochę mu się dłużyło. Na działkę początkowo jeździł samochodem, potem przesiadł się do tramwajów i autobusów. Wiersze zaczął pisać w połowie lat 90., podczas pielgrzymki do Rzymu organizowanej przez parafię św. Józefa w Gdańsku. Potem były następne pielgrzymki i wiersze opublikowane w kilku tomikach, które trafiły do księgarni katolickiej i sprzedaży w kościołach.

W 2002 roku, kiedy pewnego dnia zobaczył młodzieńca rozpychającego się na siedzeniu i stojącą obok kobietę w zaawansowanej ciąży, wpadł na pomysł z serduszkami. Oprócz różowych kartek wydrukował także żółte. Zatytułował je „Nieczułe serduszka”, napisał wierszyk: Często jadą tramwajem nieczułe serduszka/ i to jest bardzo niepokojące./ Nie zwracają uwagi, choć obok staruszka,/ pierwsi zajmują miejsca siedzące. Zanotował w swoim „rejestrze dobra”, że na dziesięć wręczonych żółtych kartek w ośmiu przypadkach obdarowani ustępują miejsca.

Przez pierwsze dwa lata prywatnej akcji rozdał 800 różowych i 150 żółtych kartek. Czyli dobrych ludzie jest więcej - ustalił.

Aż gęsią skórkę miałam

Dwanaście lat później. - Pamięta mnie pani? - słyszę w telefonie. - Jan Dymarski. Dalej prowadzę swoją akcję, chociaż pół roku temu skończyłem 90 lat.

Trochę zmienił trasę przejazdów. Wcześniej jeździł tramwajami po całym Gdańsku, teraz tylko do Wrzeszcza i Oliwy. Przesiadł się na autobusy linii 121, 139, 199 i 227. - Rodzina aprobuje to, co robię, choć bez ekscytacji - mówi. - Żona dawniej bała się, że mogę natrafić na agresywnego pasażera, ale na te kilkanaście lat nie było ani jednego takiego przypadku. Jedyna nieprzyjemna sprawa, to pewien pan, który przy Urzędzie Skarbowym na Przymorzu podpalał sobie papierosa moją karteczką. Za to miłych gestów było o wiele więcej.

Teraz taka moda, że młodzi robią sobie zdjęcia telefonami. I pana Jana zapraszają do tych swoich selfie z karteczką w ręku. A potem wysyłają na jego pocztę.

- Moje różowe serduszko znalazło się nawet na stronie Demotywatory.pl - mówi z dumą Jan Dymarski. - Wrzucił je tam przed kilkoma laty młody człowiek, który ustąpił mi miejsca w tramwaju. Podpisał zdjęcie kartki z wierszykiem: „Czasem wystarczy jeden gest, żebyś miał uśmiech na twarzy przez cały dzień”. Ponad 6600 to polubiło, wielu bardzo pozytywnie skomentowało.

„To naprawdę jest urocze:)” - uznali internauci. Inni dodawali: „wzruszające :) warto ustępować starszym ludziom, w przyszłości będziemy oczekiwali tego samego od młodych :)”, „Widać, że był to bardzo sympatyczny i wdzięczny pan :) Większość starych zrzęd nawet nie powiedziałaby dziękuję” i „Jeśli to jest autentyczne, to aż mi się łezka w oku kręci. : )”.

Justyna do Danny’ego, który opublikował kartkę, napisała: „Ach, czytając to aż gęsią skórkę miałam :P Są jeszcze wyjątkowi ludzie na tym świecie. Mówię o staruszku i o Tobie:)”. A Danny odpowiedział, że do tej pory nosi kartkę w portfelu i na pewno jej nie wyrzuci. Wpisy, atakujące „stare baby” i „rozpychających się staruszków”, stanowiły rzadkość.

Zresztą z doświadczeń pana Jana także wynika, że w ostatnich latach proporcje między różowymi a żółtymi karteczkami zmieniają się na korzyść tych pierwszych. W 2004 roku żółte kartki stanowiły prawie 16 procent wszystkich wręczonych pasażerom. Dziś na 25 tysięcy „czułych serduszek” przypada zaledwie dwa tysiące „nieczułych”. Oznacza to, że aż 92,5 proc. napotkanych przez niego pasażerów gdańskiej komunikacji zasługiwało na podziękowanie za dobry uczynek.

Proces uszczęśliwiania

Rozpoczynając swoją akcję przed 14 laty Jan Dymarski odwiedził ZKM w Gdańsku. Choć początkowo przyjęto go bez większego entuzjazmu, ostatecznie usłyszał, że to dobra inicjatywa.

Potem o nim zapomniano. Dziś, gdy opowiadam Zygmuntowi Gołąbiowi, rzecznikowi Zarządu Transportu Miejskiego, o „rejestratorze dobra”, słyszę, że każda taka inicjatywa jest godna pochwały. - Pomysł pana Jana jest prosty, a liczby rozdanych karteczek pokazują, że życzliwość, szacunek dla starszych osób i wrażliwość na drugiego człowieka to wartości, które są wciąż aktualne - przyznaje rzecznik ZTM. - Bardzo dziękuję zarówno panu Janowi, jak i wszystkim, którzy na co dzień ustępują miejsca w pojazdach komunikacji miejskiej. Jednocześnie nakłaniam do zarażania się tymi dobrymi nawykami. Dzięki takim ludziom jak pan Jan, świat może stać się piękniejszy.

Z tym piękniejszym światem jest coś na rzeczy. Choć dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS, nie miał okazji poznać pana Jana, na podstawie opisu jego działań może zaryzykować stwierdzenie, że sędziwy gdańszczanin podnosi poziom wzajemnej życzliwości i dobrego nastroju w mieście.

- Zalew negatywnych informacji, ocen, wypowiedzi unieszczęśliwia nas nawet wtedy, gdy pozornie nie przejmujemy się tym, co mówią znajomi, politycy, dziennikarze - mówi dr Baryła. - I odwrotnie - życzliwość ludzka przekazywana jest w interakcji. Nawet jeśli spontanicznie „odbijamy” uśmiech lub sympatyczny gest, to nasza reakcja jest jedną z przyczyn poprawy humoru. Jest taka nowa gałąź w psychologii, zajmująca się procesami uszczęśliwiania. Okazuje się, że nawet „wymuszone” uniesienie ust skierowane do osoby, która nam coś wręcza, lub pozorne udawanie, że sprawia nam to radość, prowadzi do poprawy nastroju i szczęścia.

Jest to tym bardziej potrzebne, że w naszym, polskim, myśleniu o świecie społecznym często pojawia się brak zaufania do innych ludzi, obarczonych - jak się uważa - licznymi przywarami. Wielu rodaków uważa się za ofiary złych ludzi i i instytucji społecznych. Doktor Wiesław Baryła, który badał razem z prof. Bogdanem Wojciszke zjawisko „polskiej kultury narzekania”, twierdzi dziś, że wbrew wcześniejszym prognozom o odwrocie jest ono nadal bardzo silne. Dlatego też nawet indywidualne akcje wspierające dobre uczynki działają pozytywnie na społeczeństwo.

- Kiedy widzimy, że ktoś czyni dobro, odczuwamy ciepło w klatce piersiowej, pojawia się gęsia skórka, a w organizmie uwalnia się oksytocyna, zwana hormonem miłości - twierdzi psycholog. - Ogólnie mówiąc, takie przykłady dobrego zachowania sprawiają, że czujemy się lepsi.

Pan Jan chce, by jego kartki były rozdawane także przez pasażerów. W innych miastach, a może i w innych krajach. Jest wtedy szansa, że świat stanie się lepszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki