Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reforma rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. Przypadek, a może chłodna kalkulacja

Paweł Stankiewicz
Tomasz Bolt/Polskapresse
Reforma rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy miała sprawić, że nie będzie już meczów o nic, że wszystkie punkty będą ważne. Czy tak jest w rzeczywistości? Chyba nie do końca, bo widać, że w niektórych klubach potrafią liczyć punkty i pojawiają się kalkulacje już na starcie rozgrywek. Zwłaszcza dotyczyło to tych zespołów, które w sierpniu grały w europejskich pucharach.

- Pojawiają się takie dywagacje, ale ja bym tak daleko nie sięgał - mówi Sławomir Wojciechowski, wychowanek Lechii Gdańsk i triumfator Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. - Główną ideą jest sport i nie zagłębiam się w to, że można coś odpuszczać. Każdy chce wygrywać, bo o to chodzi w piłce nożnej i w każdej innej dyscyplinie sportu i nie ważne czy to mecz ligowy czy sparing. Każde punkty mogą na koniec okazać się ważne, każdy stracony może być kluczowy. Poza tym piłkarze grają przecież o swoje premie i dla kibiców.

Śląsk Wrocław, a zwłaszcza mająca szeroką kadrę Legia Warszawa w lidze wystawiały jednak drugi skład, a w pucharach grał inny zespół. W większym stopniu dotyczy to zespołu mistrza Polski. Po przegranym meczu z Lechią Gdańsk można było usłyszeć w Warszawie głosy, że jakie to ma znacznie, skoro liczy się mecz ze Steauą. A w lidze? Wszystko da się jeszcze odrobić. Tym bardziej, że po 30 kolejkach punkty zostaną podzielone na pół, więc tak naprawdę straty do odrobienia będą jeszcze mniejsze. W efekcie w meczu z Lechią w podstawowym składzie mistrzów Polski wyszedł tylko Duszan Kuciak z grona graczy, którzy zaczęli spotkanie eliminacji Ligi Mistrzów ze Steauą w Bukareszcie.

- Mam ważniejsze sprawy na głowie niż przegrany mecz z Lechią - przyznał z rozbrajającą szczerością Jan Urban, trener piłkarzy Legii.

To pokazuje, że mistrzowie Polski wiedzą jak liczyć punkty i jak wykorzystać dla siebie regulamin, bo tak naprawdę liczyć się będzie końcówka zasadniczej fazy sezonu oraz siedem kolejek w drugiej rundzie, kiedy wszystko będzie się rozstrzygać.

- To dobrze dla Lechii, że Legia wystawiła taki skład, bo trzy punkty przyjechały do Gdańska. Byłem jednak bardzo zdziwiony, kiedy zobaczyłem skład Legii. Spodziewałem się, że będzie połowa zawodników mniej grających i połowa z pierwszego składu. Taka postawa Legii mi się nie podobała - nie ukrywa Wojciechowski. - Może za to została ukarana. W lidze Legia straciła sześć punktów i nie ma pewności, że gdzieś im tego nie zabraknie. W tym akurat przypadku zachowanie mistrzów Polski mogło być faktycznie kalkulowane. Ja jednak tego nie rozumiem. Na całym świecie gra się co dwa, trzy dni i można. Legia chciała oszczędzać siły, a w efekcie straciła punkty w T-Mobile Ekstraklasie i nie awansowała do Ligi Mistrzów. To jest nauczka, bo jak można oszczędzać zawodników na początku sezonu. Trzeba grać co kilka dni, jak to robią kluby z krajów od nas piłkarsko lepszych.

Dziś wygląda to w ten sposób, że niektórzy mogą sobie liczyć, że rundę zasadniczą skończą na przykład na drugim miejscu w tabeli z dorobkiem 53 punktów, a lider miałby ich 60. Siedem punktów wygląda na dużą stratę, ale tylko pozornie. Po odjęciu połowy punktów lider będzie miał ich 30, a wicelider po zaokrągleniu w górę 27. Nagle zatem strata topnieje do trzech punktów i zwycięstwo w bezpośrednim meczu sprawi, że straty będą całkowicie odrobione.

Warto jednak mieć nadzieję, że futbol jest sprawiedliwy, nie znosi kalkulacji oraz kombinowania i na koniec sezonu na szczycie tabeli będą drużyny grające dobrze i równo przez cały sezon.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki