Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport z Warzywniaka. Kwartet z ostrosłupami

Henryk Tronowicz, publicysta
Malarze zbiesili się i malować przestali. Oni teraz poszukują. Głównie już jakieś sto lat poszukują. Czego poszukiwali i poszukują, tego potomni dowiadują się zwykle kolejne sto lat później. Albo jeszcze później.

Zaglądam w piątek w Oliwie do Galerii Sztuki Warzywniak, przy ulicy Opata Jacka Rybińskiego, gdzie kilka dni temu otwarto wystawę "Kwartet", ekspozycję prac czworga trójmiejskich malarzy. Nie jest to banda czworga artystów skandalistów - podskoczmy wysoko - na miarę awanturnika Claude'a Maneta. W Warzywniaku wystawiono raptem jedenaście płócien - Alicji Bach, Sławomira Grabowego, Jana Miśka i Andrzeja Urbańskiego.

Wszystkie raporty Henryka Tronowicza znajdziesz TUTAJ

Zrazu próbuję koncentrować uwagę na, jedynym w "Kwartecie", dziele Sławomira Grabowego. Trzeba zaznaczyć, że - z sobie tylko znanych powodów - malarze nie nadają swoim pracom tytułów. To zaniechanie, nawet przy tak naiwnej próbie opisu, jak moja, roboty nie ułatwia. Picasso mówił, że przed rozpoczęciem obrazu warto mieć jakiś temat, acz lepiej żeby był... niejasny. Siedzę więc i usiłuję kombinować, co jest choćby niejasnym tematem obrazu Grabowego? Widzę 11 ostrosłupów, które mogą przypominać poczernione piramidy, oraz osiem pobielonych brył czy figur, które mogą kojarzyć się - bo ja wiem? - z żaglówkami płynącymi ku owym piramidom. Dwie już wtargnęły między ostrosłupy. Ależ, wiem, moje spojrzenie to spojrzenie małego Jasia. Ktoś inny u Grabowego dojrzy coś innego. Ale na abstrakcję nigdy nie było mądrych. Abstrakcja w sztuce wymyka się definicji. Tyle że w praktyce sztuka odkrywcza doskonale obywa się bez definicji (a najlepiej kiedy pokazuje definicji język). A toć nawet Kandinsky pragnął, żeby forma dzieła pochodziła z wewnętrznej potrzeby artysty.

Emanacji takiej potrzeby trudno byłoby doszukać się w sztuce minimalistycznej, do której nawiązuje Alicja Bach. Dłoń artystki ani drgnie. Ekspresja jej rygorystycznie geometrycznych kompozycji nie porywa. Prześwitu form konkretniejszych można by się dopatrzyć w obrazach Andrzeja Urbańskiego, ale to nieśmiałe pociągnięcia pędzelka.

Wpatruję się wreszcie w kilka kolaży z pracowni Jana Miśka. Należą do cyklu dzieł, z którego w mojej pamięci utkwiło "Nagłe Zamknięcie Delikatesów, grudzień '70". Wiem, Miśka irytuje interpretacja jego cyklu jako materiałów utrwalających klimat jakichś niegdysiejszych czasów. Misiek jednak pieczętuje swoje kolaże fotograficznymi świadectwami właśnie dawniejszych ludzkich losów. Indagowany zaś o brak akcentów współczesnych w jego twórczości, artysta lakonicznie stwierdza, że doraźność go nie interesuje. Na pewno?

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki