Kilka dni temu przypadła 40. rocznica premiery komedii Barei "Poszukiwany, poszukiwana". Warto to odnotować, albowiem poszukiwania komizmu we współczesnym kinie polskim to trud dziś ośmieszający. Jakie szatany są tu aktywne, tego by trzeba dociekać. Tymczasem filmoznawcy i publicyści ostatnio nader rzadko powracają do artystycznych wzlotów Kazimierza Kutza, za to po gazetach nieustannie czyta się o profetycznych walorach pamfletów Stanisława Barei.
Co jest więc grane? Dziś mało kto pamięta, że po pierwszych wyreżyserowanych przez siebie filmach, Bareja dobrej prasy nie miał. Krytycy ziewali. Mieli powody. Bareja nie kręcił "filmów z ducha filmowych". Bareja kręcił "filmy dialogowe", przegadane, narracyjnie przewlekłe. Po kilku premierach doszło nawet do tego, że trafił na jedną i drugą... listę proskrypcyjną. Bezlitośni krytycy ścinali głowy filmowcom uchodzącym za outsiderów.
Później Bareja ocknął się i udzielając wywiadu sam wyznał: "Za pewną grupę filmów byłem słusznie bity". Rzecz w tym co prawda, że Bareja bity był po dwakroć. Później, ale też wcześniej. Może sam siebie odkrył trochę późno? Ale może było inaczej! Studia w Filmówce zaczynał wraz z Wajdą i Munkiem na jednym roku. I oni po przedstawieniu prac dyplomowych zostali pasowani na artystów, a praca dyplomowa Barei została (rok 1958) przez egzaminatorów odrzucona. Etiuda Barei nie zachowała się. Chodzą słuchy, że utwór był nieprawomyślny.
Jedno wydaje się być pewne. Bareja w okresie kultu jednostki nabrał wstrętu do wazeliny. Miał jednocześnie słabość do humoru absurdalnego. I ciągoty w tym kierunku sam wtedy nazywał "bareizmem". Wokół tego jego "bareizmu" w okresie studiów w Filmówce skupiła się grupa kolegów podobnie myślących, a wśród nich Kazimierz Kutz. Potem każdy poszedł swoją drogą. A Bareja odnalazł swój styl dopiero 15 lat później, kiedy spotkał się na planie filmowym z Jackiem Fedorowiczem, który z gdańskiego DKF-u Żak wyniósł uwielbienie dla burleski i komicznych grepsów. Owocem ich współpracy były pamiętne komedie "Poszukiwany, poszukiwana" i "Nie ma róży bez ognia", chociaż na kolaudacjach obu filmów nie obyło się bez kolców.
Ale od tej pory Bareja przywracał swemu "bareizmowi" sens pierwotny i realizował ze Stanisławem Tymem komedię za komedią, aż po kultowego "Misia". Premiera "Misia" odbyła się tuż przed premierą "Człowieka z żelaza" Wajdy (w maju 1981 r). Przy obu dziełach cenzura kosiła plon obfity. Ingerencje cenzorskie w ?Misiu? zmierzały do masakry. Zażądano całkowitego usunięcia kilkunastu scen oraz ośmiu dialogów, a także paru piosenek.
Najzabawniejsze (dzisiaj) było to, że nakazano zmienić nawet słynne zdanie wodza rewolucji: "Film jest najważniejszą ze sztuk". Każda epoka miewa swoje śmiesznostki. Także w kinie. Lecz jak to jest? Od ćwierci wieku nie ma cenzury, a ów "Miś" wciąż nie może doczekać się godnego ekranowego potomstwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?