Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raj turystycznego wynajmu trwa. I niewiele można z tym zrobić. Komentarz Artura Kiełbasińskiego

Artur Kiełbasiński
Artur Kiełbasiński
123rf
Uciążliwi turyści przyjeżdżający na kilka dni i rozrabiający w budynku - to rzeczywistość wielu pomorskich miast. Sąd Najwyższy właśnie opublikował uzasadnienie do wyroku, który kontrowersyjne praktyki bezwarunkowo akceptuje.
Promocja Dziennika Bałtyckiego

Hałasy w nocy, zdewastowane klatki schodowe, zniszczone wspólne części nieruchomości. Nieprzerwane balangi, awantury. Wszystko przez "turystów" rozumiejących turystykę jako okazję do pijatyki, a nie realnego poznawania innych miejsc. To realia z którymi spotyka się wielu stałych mieszkańców Trójmiasta i innych nadmorskich miejscowości nie tylko latem, ale przez cały rok.

Ale kłopot polega nie tylko na hałasach i awanturach. Rozwój najmu krótkoterminowego w atrakcyjnych lokalizacjach powoduje windowanie cen nieruchomości i wypychanie poza centra prawdziwych mieszkańców - ludzi mających tu centrum życiowych interesów, płacących podatek PIT w miejscowym urzędzie skarbowym. To niebezpieczny trend zmieniania całych obszerów miast w sfery nieustającej balangi. Oczywiście, nie cała turystyka działa w taki sposób, nie każdy najem krótkoterminowy jest zły. Gospodarze narzucający regulaminy, od początku zaznaczający w jaki sposób można korzystać z mieszkania lub apartamentu, powinni stanowić standard na rynku. Niestety, w praktyce jest inaczej. Ludzie lub firmy inwestujący i wynajmujący czasami dziesiątki lokali niejednokrotnie skupiają się na optymalizacji zysków, a nie dbałości o relacje z sąsiadami i przestrzeganie prawa, choćby w zakresie urządzania głośnych imprez.

Problem widoczny jest na rynku - stali mieszkańcy bywają bezradni wobec pijanych "turystów", a interwencje policji są po prostu nieskuteczne. Trudno bowiem okiełznać pijaczynę, który za 3 dni będzie na drugim końcu Europy. Problem nie dotyczy tylko Polski, ale pojawia się w wielu miastach promujących się jako turystyczne atrakcje.

Przez ostatnie lata właściciele mieszkań mających swoje "ośrodki życiowe" np. w Sopocie szukali sposobów ograniczenia skali wynajmu krótkoterminowego, w tej patologicznej, bezkarnej wersji. Służyć temu miały m.in. uchwały wspólnot mieszkaniowych, które zabraniały wynajmu tego typu w określonych budynkach. Jednak niecały rok temu Sąd Najwyższy uznał, że wspólnota mieszkaniowa nie może takiego wynajmu zakazać (Sygn. akt IV CSKP 20/21). Właśnie opublikowano uzasadnienie do tego wyroku.

I zawiera ono dwa szczególnie ważne elementy. Zacytujmy uzasadnienie wyroku SN:

W orzecznictwie Sądu Najwyższego przyjęto - zasługujące na podzielenie stanowisko - że wspólnota mieszkaniowa nie może podejmować uchwał, które wykraczają poza zakres zarządu nieruchomością wspólną i ingerują w prawo odrębnej własności lokalu przez ustanowienie zakazu prowadzenia w lokalach działalności gospodarczej czy wyrażających sprzeciw wobec zmiany przeznaczenia lokalu.

Skąd taka decyzja? Po prostu takiej możliwości nie przewiduje ustawa o własności lokali. A jak w ustawie uprawnienia wspólnoty nie przewidziano, to go nie ma. A co z walką z hałasami, bezkarnymi awanturami? Znowu przytoczymy uzasadnienie SN:

Bezprzedmiotowe jest rozważanie, czy dla zapewnienia ochrony interesu zbiorowego wspólnoty, wprowadzenie tego rodzaju ograniczeń - jak zostały przyjęte w zaskarżonej uchwale - jest celowe.

Inaczej mówiąc - kwestia jak zachowuje się właściciel czy turyści (albo inny wynajmujący) nie ma żadnego znaczenia. SN nie analizował zupełnie tego jakie są skutki najmu. Zakazać działalności turystycznej (albo innej) nie wolno, bez względu na jej skutki.

Z uzasadnienia wynika nie tylko zupełna swoboda wynajmujących. Wynika też jednoznacznie bezradność... samorządów, które z nadmiarem krewkich turystów próbują walczyć. Otóż SN jako jedyne źródło możliwych ograniczeń wskazuje ustawę. To oznacza, nie tylko bezradność wspólnot mieszkaniowych. To oznacza także nieskuteczność uchwał czy innych działań samorządów. W sprawie mającej skutki lokalne, samorządy i grupy mieszkańców (bo tak trzeba traktować wspólnotę mieszkaniową) nie mają żadnych narzędzi organizowania swojego otoczenia i życia. To złe rozwiązanie, budujące prymat właściciela jednego mieszkania nad całą grupą innych właścicieli. Bez względu na skutki społeczne.

W tej sytuacji trzeba czekać na regulacje ustawowe. Częściowo już się pojawiają - ale dotyczą głównie sfery podatkowo-organizacyjnej. Ale niestety, nie zapewnią one spokoju stałym mieszkańcom.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki