Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radwańska odpadła już w pierwszej rundzie

Przemysław Franczak
2 godziny i 22 minuty - tylko tyle trwał udział Agnieszki Radwańskiej w olimpijskim turnieju singla. Jedna z naszych największych nadziei na medal w Londynie już w I rundzie została wyeliminowana przez Niemkę Julię Goerges (5:7, 7:6 [7:5], 4:6). W tym samym miejscu, w którym kilka tygodni temu, grając w finale Wimbledonu, krakowianka przeżywała najważniejsze chwile w karierze, teraz doznała jednej z najbardziej bolesnych porażek.

- Nie wiem, czy tak to można nazwać. Nie prowadzę takiego rankingu. Porażka to porażka - mówiła Agnieszka kilka godzin później. Na konferencji prasowej była bardzo przybita; odpowiadała zdawkowo, łatwo się irytowała. - Twierdzi pan, że przegrałam mecz już na początku? Trochę nie bardzo to pytanie - obsztorcowała jednego z reporterów, nie do końca rozumiejąc sens poruszonego przez niego problemu. Po chwili, już spokojna, dodała: - To nie był mój dzień, po prostu.
Nastroje po meczu z Goerges najbardziej obrazowo opisał Wojciech Fibak. - Jestem zdruzgotany. Serce mi bije tak, jakbym przegrał najważniejszy mecz w życiu - komentowała na gorąco były tenisista, który do Londynu przyjechał na zaproszenie TVP. - Nie mogę uwierzyć, że Agnieszka tak szybko odpadła. I to w tym miejscu, w tym turnieju, ze swoim doświadczeniem, ze swoim rankingiem, sprytem i inteligencją. To nie do pomyślenia.

Nie tylko na jego twarzy rozczarowanie mieszało się z zaskoczeniem. Jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej Radwańska, swobodna i uśmiechnięta, wnosiła podczas ceremonii otwarcia polską flagę, a po pojedynku z Goerges chciała się jak najszybciej schować w szatni. Kiedy tłum oklaskiwał triumfatorkę, polska tenisistka w pośpiechu pakowała rzeczy i szybko zniknęła w przejściu pod trybuną.

- Wiem, że bardzo jej zależało na występie na igrzyskach, a tu taki klops - martwił się Fibak. - Trzeba jednak oddać Goerges, że zagrała świetnie. Szkoda tylko, że mecz życia wyszedł jej akurat w starciu z Agnieszką.

O tym, że silna i wysoka Niemka, 24. zawodniczka światowego rankingu, może być niewygodną rywalką dla Polki, niektórzy wspominali już od losowania. Inni zaczęli w to wierzyć w I secie, dość pewnie wygranym przez Goerges i rozpoczętym przez nią od przełamania. Jednak kiedy Radwańska nie spanikowała w drugiej partii i rozstrzygnęła na swoją korzyść tie-breaka, wydawało się, że wszystko wraca do normy jak pogoda w Anglii. Wczoraj po raz pierwszy od tygodnia w Londynie spadł potężny deszcz, dzięki czemu mecz Polki był pierwszym w historii igrzysk rozegranym pod dachem. Choć akurat ona będzie go chciała jak najszybciej wymazać z pamięci.

- W trzecim secie wydawało mi się, że zaczyna być sobą. Liczyłem, że znowu pokaże te swoje stalowe nerwy, te niezwykłe powroty z beznadziejnych wydawałoby się sytuacji. I otarła się o zwycięstwo, ale Julia uciszyła ją kilkoma bombami - dzielił się wrażeniami Fibak.

- W końcówkach gemów brakowało mi dobrych zagrań - potwierdzała Radwańska. Kluczowy moment był w III secie. Przy stanie 4:4 nie wykorzystała szansy na przełamanie. Ten gem ciągnął się zresztą w nieskończoność, a Georges zakończyła go efektownym skrótem, jednym z firmowych zagrań Agnieszki. Polka zginęła od swojej własnej broni, której zresztą wczoraj wyjątkowo rzadko używała.

- Poza tym Niemka trafiała tymi mocnymi serwisami, tymi forhendami i nie pękła w końcówce. Agnieszka chyba myślała, że Julia w decydujących momentach popełni parę niewymuszonych błędów, rozda parę prezentów. Tak się nie stało - mówił Fibak. - Niemka się nie bała, atakowała, nie miała respektu dla drugiej rakiety świata, choć nie uniknęła słabszych momentów. Gdyby grała Agnieszka, którą znamy z Wimbledonu, to wynik byłby inny.

Polski tenis miał przeżywać podczas igrzysk w Londynie wielkie chwile, a tymczasem wpadka goni wpadkę. Jedyną, która wyłamała się z obowiązującego trendu, jest Urszula Radwańska. Młodsza siostra Agnieszki pokonała 6:4, 6:3 Niemkę Monę Barthel. Teraz jednak na jej drodze do olimpijskich medali pojawia się przeszkoda, której przeskoczenie trudno sobie wyobrazić. Gdyby Urszula wyeliminowała Serenę Williams, to byłaby to bodaj największa sensacja tych igrzysk.

- Szanse ma malutkie, ale może się takim meczu trochę ogra, okrzepnie, a potem to doświadczenie wykorzysta w deblu. Razem z Agnieszką mogą coś zwojować, a przynajmniej możemy się tak pocieszać. Poza ich zasięgiem są tylko siostry Williams - analizował Fibak.

Siostry Radwańskie pierwszy mecz deblowy miały grać już w niedzielę, ale deszcz storpedował grafik spotkań.
Turniejowe potknięcie Agnieszki oznacza, że zgłosi się także do miksta. Jej partnerem będzie Marcin Matkowski.

- To są igrzyska. Tu w sumie nie ma znaczenia, czy zdobędziesz medal w singlu, w deblu, czy w mikście. Medal to medal - podsumował Fibak, choć po tym, co do tej pory pokazali na Wimbledonie Polacy, niełatwo być optymistą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki