Spotkanie miało być kameralne. Bez kamer, dyktafonów i publiczności. Stało się inaczej, bo na sali obrad pojawiła się grupa pracowników i związkowców.
- Byłyśmy już w Gdańsku, jesteśmy w Pucku i tematu nie odpuścimy, bo dla naszych mieszkańców, pacjentów w powiecie puckim, to być albo nie być - mówiła Beata Wilichnowska z puckiego szpitala.
Chwilę później bombę rzucił marszałek Struk, którego w kuluarach przeciwnicy łączenia szpitali zaocznie uznali za likwidatora puckiej placówki.
- Samorząd wojewódzki, powiem to wprost, nie zabiega o przekazanie tego szpitala - mówił Struk.
I zdecydowanie uciął plotki na temat ewentualnej likwidacji nadzatokowej lecznicy.
- Gdyby na moim miejscu był ktoś inny, inna osoba, niemająca swoich korzeni na terenie ziemi puckiej, propozycji łączenia szpitali ze strony władz wojewódzkich by nie było - mocno zaakcentował.
Czytaj również: Rozpoczął się protest przeciwko łączeniu szpitali w Pucku i Wejherowie
Marszałek przypomniał, że pomysł łączenia nie jest nowy, bo pojawił się już za czasów poprzedniej władzy w nadmorskim powiecie. Nie został zrealizowany, ponieważ wówczas starostwo poszło inną drogą. Przypomnijmy, że informacje o chęci połączenia szpitali pojawiły się wraz z tymi o nie najlepszej kondycji finansowej powiatowej lecznicy. Teraz Jarosław Białk, starosta pucki, zapewniał, że losy szpitala wciąż nie są przesądzone, choć on sam skłania się ku koncepcji łączenia.
- Musimy przedsięwziąć jakieś kroki, bo analiza sytuacji wskazuje, że może być źle - mówił Białk. - Oczywiście możemy nie robić nic i czekać na rozwój wypadków. Ale to najgorszy scenariusz.
Radni dociekali, czy władze województwa będą inwestowały w pucką placówkę (jeśli ją przejmą), skoro dziś przecież - jak mówią - nie są nią zainteresowane. W tym wątku oczywiście pojawił się temat szpitalnej windy - której w Pucku nadal nie ma.
- Trzeba dokapitalizować szpital w Pucku - przyznawał Andrzej Zieleniewski, dyrektor marszałkowskiego szpitala w Wejherowie, który wcześniej pucką lecznicę obejrzał razem z Jolantą Sobierańską-Grendą, dyrektorem Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego.
Radni dopytywali, jakie konkretnie usługi będą świadczone w lecznicy w Pucku. - Ważne jest to, by w Pucku zostało pogotowie, bo tu pacjenci przyjmowani są błyskawicznie - argumentował Dariusz Skóra, samorządowiec z Mrzezina. - W szpitalu w Wejherowie czekaliśmy z żoną od godz. 20 do samego rana.
Pogotowie nie zniknie - to pewnik, bo to gwarantują przepisy. Co jeszcze będzie w Pucku? Tego zdradzić nie chcieli ani Zieleniewski, ani Sobierańska-Grenda.
Związkowcy podczas roboczego spotkania nie zadali ani jednego pytania, ale dotarli do marszałka w trakcie przerwy.
- Niewiele wiem, bo marszałek uniknął konkretnej odpowiedzi na pytanie - mówiła Janina Blaszke, przewodnicząca NSZZ Solidarność pracowników puckiego szpitala. - Nie odpowiedział też na kilka pytań radnych. To dyplomata.
Związkowcy wychodzili ze spotkania rozczarowani i zapewniali, że broni składać nie będą. - Marszałek przekonał mnie jako pracownika szpitala, ale jako mieszkańca absolutnie nie - mówiła sekretarz NSZZ Beata Wilichnowska. - Nadal nie rozumiem, dlaczego marszałek chce nas wziąć, bo przecież nie widzi w tym żadnych zysków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?