Teren leżący w Nadmorskim Parku Krajobrazowym odgrodzili prywatni inwestorzy, którzy nad wodą budują apartamentowce. I powiesili tablice zakazujące wstępu osobom.
- Świetny pomysł - kpił nasz Czytelnik, turysta z Wrocławia. - Spędzam tu wakacje i nadziwić się nie mogę, kto zezwolił na taką głupotę!
Pucczanie, niczym Marcin Luter w Wittenberdze, "przybili" swój otwarty list przy drzwiach wejściowych do Urzędu Miasta. W odezwie dostało się miejscowej parafii oraz włodarzom. Poszło o kilkusetmetrowy odcinek malowniczej drogi, która przebiega przy samej krawędzi puckiego klifu. Od lat było to tradycyjne miejsce spacerów i wycieczek rowerowych. Pamięta je dobrze wiceburmistrz Pucka Zdzisław Jaroni.
- Z dziećmi chodziłem tu na narty - wspomina włodarz.
Nadzatokowe tereny w latach 90. minionego wieku władze państwa przekazały puckiej parafii, w ramach rekompensaty. Kościół działki podzielił i sprzedał osobom fizycznym, a miasto wyłączyło tę część Pucka z planu miejscowego.
- Rozpętała się wokół tego tematu wielka burza na sesji - komentuje Piotr Kozakiewicz, wiceprzewodniczący Rady Miasta. - Ostrzegaliśmy, że właściciele będą mogli zagrodzić ścieżkę i zamkną ją. Samorządowiec mówi też, że wówczas radnych uspokoił ówczesny burmistrz, Adam Zażembłowski. Ten miał rzekomo zapewnić, że dostęp do spacerowej ścieżki będzie.
- Widać, kolega ma pamięć lepszą ode mnie - ripostuje dziś ironicznie Zażembłowski i odbija piłeczkę. - Protesty były, ale to nie ja podejmowałem decyzję. Ona leżała w gestii rady. Ogień ponownie rozgorzał, gdy inwestorzy - po uzyskaniu zezwoleń - ogrodzili teren i rozpoczęli budowę. Do magistratu co rusz przychodzili oburzeni. Do włodarzy trafiło pismo podpisane przez ok. 400 pucczan - głównie emerytów.
- Tak naprawdę nie wszyscy z nich do końca wiedzieli, w jakiej sprawie się podpisują - mówi nam wiceburmistrz Jaroni. - Ale informację o niezadowoleniu przyjęliśmy. Problem w tym, że miasto dziś niewiele może zrobić. Spacerowo-rowerowa ścieżka jest w prywatnych rękach.
- A to rzecz święta - podkreśla burmistrz Marek Rintz. - Nie możemy przecież nakazać: oddaj nam swoją ziemię. Burmistrzowie rozpoczęli rozmowy z właścicielami terenów, by złagodzili stanowisko i wydzielili ścieżkę dla wszystkich. Na razie spełzło na niczym, bo sprzedaż apartamentów jeszcze się nie zakończyła.
- Sprawa jest otwarta, ale to nie temat do rozmów z deweloperem, tylko przyszłymi mieszkańcami - podsumowuje Jaroni. - Niewykluczone, że uda się ich nam przekonać, by nieco cofnąć płot.
Włodarze wpadli na pomysł, aby pobudować schody - by można zejść i wejść na plażę i ominąć zagrodzony teren. Co jest nie w smak pucczanom.
Anonimowi mieszkańcy, którzy "przybili" odezwę, zapowiadają, że będą monitorować sprawę i publikować materiały o kolejnych uchybieniach i niedopatrzeniach. Miasto jednak nie zamierza oficjalnie odpowiedzieć autorom pisma. - Komu mamy odpowiedzieć? Nikt z nazwiska nie miał odwagi się podpisać - mówi wiceburmistrz Jaroni i zapewnia, że urzędnicy blog będą czytać.
Czy Pucczanom uda się odzyskać swoją ścieżkę? Zapraszamy do komentowania artykułu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?