Lechia przystąpiła do meczu z grającą o dwie klasy niżej Puszczą jako zdecydowany faworyt. Jednocześnie bez lekceważenia rywala, bo biało-zieloni doskonale pamiętali pucharowe porażki w ostatnich latach, ze Stalą Stalowa Wola i Limanovią Limanowa. Jerzy Brzęczek, trener Lechii, cieszył się na ten mecz, który mógł pomóc jego drużynie odbudować się psychicznie, a piłkarzom dodać wiary, że mogą grać skutecznie. Dlatego szkoleniowiec postawił w większości na podstawowych piłkarzy, a z mniej grających swoją szansę dostali Łukasz Budziłek, Rudinilson, Adam Dźwigała, Michał Mak i Bartłomiej Pawłowski. Pamiętając o zbliżającym się meczu z Wisłą, wolne dostali Sebastian Mila, Bruno Nazario, Mario Maloca i Adam Buksa, których zabrakło nawet wśród graczy rezerwowych.
Lechia od początku zdecydowanie zaatakowała, chcąc zatrzeć złe wrażenie po starcie sezonu w ekstraklasie. W akcjach ofensywnych w pierwszej połowie prym wiedli Piotr Wiśniewski i Maciej Makuszewski. Popularny "Wiśnia" strzelił dwa pierwsze gole, a przy obu asystował właśnie "Maki". Trzecie trafienie było już autorstwa Makuszewskiego. Plany biało-zielonym mógł pokrzyżować Adam Dźwigała, który dostał żółtą kartkę. Po chwili znowu przewinił, a kilka minut później dopuścił się faulu w polu karnym. Adrian Gębalski strzelił honorowego gola dla Puszczy, a trener Brzęczek zareagował natychmiast i nie czekając na przerwę zdjął Dźwigałę z boiska. Puszcza w tej części gry zaprezentowała się z niezłej strony, ale nie potrafiła wykorzystać dwóch znakomitych sytuacji bramkowych.
W drugiej połowie dominacja Lechii była jeszcze większa, a gospodarze z trudem wychodzili z własnej połowy. I chociaż biało-zieloni strzelili Puszczy pięć goli, to wynik mógł być nawet dwukrotnie większy. Swoje pierwsze dwie bramki dla Lechii w oficjalnym meczu strzelił Bartłomiej Pawłowski. Potrzebował na to 13 miesięcy. Miał zresztą okazję na klasycznego hat-tricka, ale nie trafił z kilku metrów do pustej bramki. Koledzy z zespołu też nie wykorzystali swoich szans, w tym wprowadzony w drugiej połowie Lukas Haraslin. Makuszewski i Pawłowski strzelili wprawdzie po jeszcze jednym golu, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonych i tych bramek nie uznał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?