Piątkową rywalizację wygrał Kamil Stoch, Stefan Hula był tuż za nim, a w pierwszej dziesiątce wylądowali jeszcze Andrzej Stękała (6. miejsce) i Maciej Kot (7.). Taki też będzie skład Polaków w sobotniej „drużynówce” (godz. 16).
Stocha, który po swoim skoku zaciska pięść w geście triumfu, nie widzieliśmy już dawno. Ostatnio częściej bywał przybity nieudanymi występami, nie mógł sobie przypomnieć swoich mistrzowskich ustawień. Ale być może właśnie je odtworzył.
- Wróciła radość? - zagadnięto go. - A nie widać? - odparł z szerokim uśmiechem. - Wierzyłem, że będzie dobrze. Wykonałem dobrą pracę, z tego jestem najbardziej zadowolony. Tym bardziej że mogłem się cieszyć przed własnymi kibicami. To jest najfajniejsze w tym wszystkim, co robimy.
Skoczył 134 metry. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dwa takie skoki w konkursie zagwarantują miejsce w ścisłej czołówce. Nieźle jak na zawodnika, który jeszcze tydzień temu był zdruzgotany największą wpadką w sezonie - na MŚ w lotach, gdzie przepadł w kwalifikacjach. Takie rzeczy tylko w skokach.
- Kamil już na treningach dobrze sobie radził, doliczyliśmy się kilkunastu równych, powtarzalnych skoków - opowiadał trener Łukasz Kruczek.
Żadnych prognoz nie udało się jednak z niego wyciągnąć. - Zawody dopiero się odbędą - uciął pytany, na co stać drużynę i poszczególnych zawodników. Ostrożność w sumie zrozumiała - w tym sezonie już kilka razy przed zawodami ogłaszano koniec kryzysu i na deklaracjach się kończyło. Teraz nikt nie chce zapeszać.
Z 12 reprezentantów Polski kwalifikacji nie przebrnęli tylko Barłomiej Kłusek (został zdyskwalifikowany za zbyt długie narty), Krzysztof Miętus i - to największa niespodzianka - Klemens Murańka. - Od początku był tutaj jak sparaliżowany - nie owijał w bawełnę Kruczek.
- Wtopa niesamowita. Nie wiem nawet, co powiedzieć. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, ale psychicznie było bardzo kiepsko. Nie były to moje skoki. Idąc na górę wiedziałem, że coś nie gra - zwierzał się skoczek z zakopiańskich Krzeptówek.
Reszta czeka na ten weekend z nadzieją. - To nie jest jeszcze Jan Ziobro na sto procent, ale było całkiem nieźle. Stać mnie jednak na to, żeby skakać o niebo lepiej - ocenił się skoczek ze Spytkowic, który zajął 20. miejsce. Lepsi od niego byli jeszcze Piotr Żyła (19.) i Dawid Kubacki (15.).
Preludium Pucharu Świata oglądało na żywo kilka tysięcy kibiców. Sporo. To była obiecująca zapowiedź tego, co będzie się działo w sobotę i w niedzielę. - Jeżeli kibice dopiszą tak jak w zeszłym roku, to będzie naprawdę fajnie. Wiedząc, że mamy tych wszystkich ludzi za sobą, jest lżej. Tutaj nie muszę się mobilizować. Samo przychodzi. Tę magię tworzą wszyscy - przyznał Stoch.
Z zawodników, którzy nie musieli się kwalifikować, najdalej skoczył Niemiec Richard Freitag - 139 m. Peter Prevc, lider PŚ i nowa, wielka gwiazda skoków („Peter! Peter!” - krzyczały do niego z trybun młode dziewczyny) był o dwa metry słabszy od Stocha. - My jednak dobrze znamy ten obiekt, teraz ze skoku na skok nasza przewaga będzie się zacierać - przyznał Kot.
Nadzieje są jednak duże. - To co, teraz dajemy czadu? - uśmiechał się Stoch. Dajemy.
Follow https://twitter.com/baltyckisportDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?