Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przysposobienie do prywatności

Dariusz Szreter
Google wprowadził "nową politykę prywatności". Odtąd wszystkie dane zebrane przez firmę na temat osób korzystających z jej poszczególnych serwisów będą scalane w jeden profil użytkownika. Google, którego usług właściwie nie sposób już ominąć, korzystając z sieci, zapewnia oczywiście, że to dla wygody użytkowników. Faktycznie chodzi chyba o precyzyjniejsze ustalenie, jak można na danej osobie zarobić, podsuwając jej oferty zgodne z profilem.

Istota rzeczy tkwi jednak w tym, że taki profil może powiedzieć o naszych działaniach, zainteresowaniach, upodobaniach dużo więcej niż chcielibyśmy ujawnić. I nie bardzo można temu zapobiec.

To tylko jeden, najnowszy, z wielu kroczków, jaki przybliża nas do powszechnej inwigilacji. Nigdy, nawet za czasów najgłębszej komuny czy nazistowskich Niemiec, rozmaite instytucje nie wiedziały tyle o obywatelach co teraz.

Na ulicach, dworcach, w centrach handlowych, restauracjach i hipermarketach śledzą nas tysiące kamer monitoringu. Zostawiamy po sobie ślady, wykonując banalne, codzienne czynności, telefonując, a nawet tylko przemieszczając się z włączonym telefonem komórkowym, używając GPS, karty płatniczej, parkując na SMS, nie wspominając o surfowaniu w sieci i korzystaniu z internetowych komunikatorów.

Organizacji uprawnionych do gromadzenia naszych danych nikt już chyba nie potrafi zliczyć. Niemal na każdym kroku podpisujemy jakieś zgody na przetwarzanie naszych danych, ufając, że przecież ktoś pilnuje, aby legalnie działające w kraju unijnym firmy nie wykorzystywały nas pod tym względem. Zaufanie to ma równie racjonalne podstawy co wiara Tomka Sawyera w to, że brodawki można wyleczyć, rzucając o północy na cmentarzu przez ramię zdechłym kotem.

Oczywiście na naszą (szarych obywateli) korzyść wpływa fakt, że nikt nie jest w stanie tych danych na bieżąco ogarnąć. Co nie znaczy, że w razie czego nie można ich wyciągnąć, np. gdy taki obywatel zacznie danej instytucji za bardzo podskakiwać.

Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera

Wprawdzie, jak powtarzał Jarosław Kaczyński, niewinni nie muszą się bać, ale prawa do prywatności i wstydu związanego z jej upublicznieniem odmawiać nikomu nie można. A skala manipulacji, jakiej można poddać choćby bardzo niepełne informacje o kimś, jest ogromna. Stabloidyzowane media i bezmyślnie agresywni internauci są w stanie zaszczuć każdego, gdy tylko poczują świeżą krew.

Tak czy owak, wobec wyzwań, jakie niosą ze sobą nowe czasy, do rangi jednej z podstawowych umiejętności życia codziennego urasta kontrola tego, co pozwalamy dowiedzieć się o sobie innym. Niczym Indianie na prerii, mieszkańcy wirtualnego świata będą musieli opanować techniki maskowania się, rozpoznawania zagrożeń, unikania pułapek, mylenia tropów.

Warto by tego uczyć już od podstawówki, w ramach przedmiotu o nazwie, powiedzmy - przysposobienie do zachowania prywatności. Niewykluczone, że dla zachowania wolności kolejnych pokoleń może to stać się przedmiot ważniejszy niż historia i wiedza o społeczeństwie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki