Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez bursztynowe oko

Grażyna Antoniewicz
Konstruktor Marek Mazur i jego bursztynowo-drewniane dzieło
Konstruktor Marek Mazur i jego bursztynowo-drewniane dzieło Grzegorz Mehring
Taki aparat mógł powstać tylko w Gdańsku. Marek Mazur umieścił w obiektywie soczewkę z oszlifowanego bursztynu. Jako pierwsi publikujemy unikatowe zdjęcia zrobione tym aparatem.

Marka najłatwiej spotkać w Retro Kamerze - jego pracowni na gdańskim Głównym Mieście. Tu całymi dniami pieczołowicie restauruje stare mechanizmy i tworzy własne cuda techniki fotograficznej. Specjalizuje się w tworzeniu miniaturowych aparatów fotograficznych. Takich, które się mieszczą w wiecznym piórze, lasce, nożu, fajce, spince, ręcznym zegarku, a nawet w pierścionku. Każdy z nich jest prawdziwym arcydziełem sztuki. Fascynują kunsztem artystycznym, finezyjnym wykończeniem z gustownymi ozdobami, w pięknych etui - też zrobionych przez Marka. No i rzecz najważniejsza - te aparaty naprawdę fotografują. W każdym komplecie umieszczone są miniaturowe pojemniki na zapasowy film i inne akcesoria.

Kaktus na dłoni

Marek Mazur fotografuje od 12 roku życia. Kiedy zaczął kolekcjonować stare aparaty fotograficzne, pewnego razu przeczytał w gazecie ogłoszenie: "Aparaty do kolekcji kupię".

- Tak poznałem Juliana, kolekcjonera z Warszawy. Ta znajomość miała ogromny wpływ na losy i zainteresowania Mazura.

- Któregoś dnia Julian przyjechał z Warszawy i mówi: Panie Marku, nie uwierzy pan, widziałem pierścionek fotografujący! Odpowiedziałem: panie Julianie, też to zrobię! Julian uśmiechnął i odpowiedział: Tu mi kaktus na dłoni wyrośnie... Założyliśmy się i w trzy tygodnie powstał fotopierścionek. Ekwiwalent za niego zasilił skromny budżet młodego małżeństwa na dorobku. Choć trochę mi żal było tego mojego dziecka, bo wiedziałem, że już taki sam nie powstanie nigdy. Nie robię bowiem żadnej dokumentacji technicznej.

Fotografujący nóż (mechanizm aparatu ma w rękojeści) Marek robił trzy lata. Fotografującą piłkę krócej.
- Nie ma migawki, obraz w piłce powstaje w wyniku dwóch ruchów. To coś przeciwnego zasadom klasycznej fotografii. Trzeba ruszać aparatem, film musi się przesuwać przed szczeliną - pokazuje. - Dopiero z korelacji tych dwóch ruchów powstaje zdjęcie.

Gdański mistrz opatentował też fotografującą książkę, działającą na zasadzie camera obscura. Jeszcze trzeba nad nią trochę popracować...
- Otwory w kartkach będą ładnie ozdobione, wykona je przyjaciel plastyk - zapewnia.

Ziutek pod wieżą Eiffla

W tym momencie naszej rozmowy przywołany zostaje Ziutek. Nie jest to kolejny ze znajomych kolekcjonerów, ale... aparat fotograficzny z drewna. Cały, łącznie ze sprężynami, z wyjątkiem, rzecz jasna, obiektywu.
- Poczęcie Ziutka nastąpiło na wczasach - śmieje się Mazur. - Już po tygodniu leżenia nad jeziorem nie wytrzymałem, poszedłem do człowieka, który tam palił w piecu i wziąłem kawałek drewna. Kiedy tak sobie strugałem, nie wiedziałem, że to będzie aparat, ale cóż by mogło być innego?

Ziutek to tajemniczy gość. Kiedy przesuwamy jego drewnianą brodę, wyłania się obiektyw - zapewnia jego "ojciec".

Muszę uwierzyć na słowo, wspomagane fotografią, bowiem Ziutka aktualnie w Gdańsku nie ma. Razem z 30 innymi eksponatami z kolekcji Mazura prezentowany jest w galerii w Sarasocie na Florydzie. Są tam także fotografujące pióra, zapalniczka, zegarek ręczny, linhof 24x36, znaczek PT, książka, herb Gdańska. Wszystkie sygnowane przez twórcę. Robi to od czasu, gdy w poważnym niemieckim czasopiśmie kolekcjonerskim natrafił na artykuł, którego autor udowadniał, że fotografujące pióro Marka (sprzedane jakiś czas wcześniej na aukcji w Kolonii) to rarytas kolekcjonerski z lat 30. ubiegłego stulecia.

Miniaturowe cuda Mazura znają miłośnicy fotografii w USA i Europie. Nic dziwnego więc, że Amerykanie zrealizowali film o Marku, który nakręcił dokumentalista Krzysztof Kalukin. Akcja zaczyna się w Paryżu. Widzimy, jak Marek niespiesznie wkłada film do Ziutka, staje pod wieżą Eiffla i zaczyna fotografować. Drewniany ludzik budzi sensację. Zaskoczeni przechodnie przystają, jakaś kobieta mówi: Aztek - pokazując na Ziutka.

Egzotyczny zapach

Piję aromatyczną herbatę i patrzę, jak Marek kończy budowę drewnianego obiektywu z bursztynową soczewką. Muzeum Bursztynu w Gdańsku jest zainteresowane aparatem, a także ideą wystawy pomysłu Marka "Gdańsk w bursztynowym obiektywie". Zobaczyć na niej byłoby można aparat z fotograficzną dokumentacją jego powstawania i "bursztynowe" zdjęcia Gdańska.

- Zaprosiłbym do tego projektu moich przyjaciół - znanych gdańskich fotografów - mówi Marek Mazur.

Podziwiam listki przesłony z hebanu, obudowę z drewna egzotycznego, którą dyskretnie... wącham. Rzeczywiście, pachnie egzotycznie.

- Pomysł się narodził kilkanaście lat temu, kiedy pracowałem nad Ziutkiem. Już wtedy pomyślałem: fajnie by było połączyć bursztyn z drewnem, dzięki czemu aparat byłby całkowicie z drewna, gdyż jak wiadomo, bursztyn ma drewniane pochodzenie. To żywica, która powstała przed 40 milionami lat. Nie jestem jubilerem, tak jak nie jestem rzeźbiarzem (śmiech), więc myślałem, że bursztyn jest "zaoliwiony" i mało przezroczysty. Kiedy po latach wróciłem do pomysłu, przyjaciel Eugeniusz dał mi pierwszy z brzegu duży kawałek bursztynu. Okazał się on dostatecznie przezroczysty, by pełnić funkcje obiektywu. Proszę spojrzeć, jaki jest cudny po oszlifowaniu, lekko żółtawy, jaka piękna soczewka wyszła - mówi z zachwytem.

Bursztynowy obiektyw został wykonany ręcznie, szlifowanie powierzchni sferycznej zajęło sporo czasu. Jak zapewnia jednak twórca - warto było, gdyż udało się osiągnąć zakładane parametry obiektywu: F=60 mm i krążek krycia, który pozwala fotografować w formacie 6x6 cm. Wartością takich zdjęć jest interesująca odmienność w porównaniu z fotografiami wykonanymi szklanym normalnym obiektywem.
Obiektyw jest praktycznie skończony, fokus już działa - można wyostrzyć obraz. Postanawiamy przetestować go na potrzeby tego artykułu, podłączając do aparatu cyfrowego.

Zdjęcia wykonane bursztynowym obiektywem są pierwszymi w historii fotografii "bursztynowymi zdjęciami" Gdańska.

W kącie pracowni stoi oparta o półkę deska z czarnego dębu. Ma ponad 400 lat i pochodzi z zatopionego w Bałtyku okrętu. Z niej Marek Mazur zamierza zrobić resztę aparatu, do którego dołączy bursztynowy obiektyw.

Terapia warsztatowa

Musimy kończyć, bo zjawiają się goście. Przychodzą, jak mówią, na seanse terapeutyczne.
- Pogadasz z Markiem i już jesteś szczęśliwszy - zapewniają.

Nieoczekiwanie pojawia się też podróżnik i alpinista Michał Kochańczyk, przed kolejną wyprawą w góry. - Lubię zaglądać do warsztatu Marka i podglądać go przy pracy. Zawsze jestem witany serdecznie, niczym dawno niewidziany gość, mimo że i czasami zdarza mi się odwiedzać Marka codziennie. Choćby nie wiem jak bardzo byłby zajęty, zawsze proponuje kawę i zaprasza do oglądania postępów w pracy - dodaje Kochańczyk. - Dlatego ilekroć przyjeżdżają do mnie goście ze świata, zabieram ich do Retro Kamery.

Marek rewanżuje się za komplement żartem: Michał jest tak zakochany w górach, że gdyby góry mogły chodzić, wpadałyby na herbatkę do niego.

Już znikam, choć z żalem, z tego magicznego warsztatu, pełnego dziwnych przedmiotów i opowieści. Tylko na zakończenie ostatnie pytanie - o "działalność szpiegowską". W Muzeum Szpiegostwa w Waszyngtonie miała być bowiem wystawa najmniejszych i najdziwniejszych aparatów gdańszczanina. Okazuje się, że na razie projekt został chwilowo zawieszony...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki