- Teraz mam Hondę CB 250, mały motocykl, trochę nietypowy do turystyki - mówi Piotr Czapiewski. - Muszę przyznać, że dobrze się spisał. Przed podróżą sprawdziłem go u zaufanego mechanika. Przygotowałem wszystko, co przydaje się w podróży: wysoką szybę chroniącą przed wiatrem, kufry do przewożenia bagażu czy osłony silnika.
Wspomniany kufer zapełnił się wszystkim, co w podróży niezbędne. Trafiły do niego narzędzia, apteczka z lekarstwami, nóż, mała kuchenka, liny, ubrania motocyklowe, mapy i oczywiście aparat. Do tego namiot, śpiwór i w drogę. Pierwszy tydzień po Polsce Piotr podróżował ze swoim ojcem. Rozstali się w Beskidach.
- Co kilkadziesiąt kilometrów robiłem na trasie przerwy - mówi Piotr. - Można powiedzieć, że to była podróż bez żadnego pośpiechu, ale też bez większego planu. Zatrzymywałem się tam, gdzie mi się podobało. Oczywiście niezbędna była mapa. Spałem, gdzie popadło, na kempingach, u ludzi, których poznałem po drodze, czasem na zupełnym odludziu, a nawet w lesie.
Tym, co jednak od początku było w planie, to przejechanie dwiema znanymi trasami motocyklowymi w Rumunii: Szosą Transfogaraską i Transalpina - to najwyższa droga w tym kraju.
- Rzeczywiście ten przejazd zrobił na mnie ogromne wrażenie. Na pewno tam jeszcze wrócę - mówi Piotr. - Podczas podróży chciałem zobaczyć m.in. kaniony rzek w Czarnogórze, Magistralę Adriatycką w Chorwacji i jezioro Ohrit w Macedonii. Jechałem bocznymi drogami, często z dala od ludzi i cywilizacji. Po drodze znalazłem mnóstwo fantastycznych miejsc. Szczególnie zaskoczyły mnie góry w Albanii oraz podwodne źródła Syri i Kalter - niebieskie oko Albanii, a także Park Narodowy Krka w Chorwacji.
Mimo że Piotr podróżował sam, udało się uniknąć nieprzyjemnych przygód. Choć pierwszego dnia, jeszcze w Polsce, skradziono mu rękawice. No i może poza spotkaniem z Cyganami, którzy chcieli wróżyć i coś sprzedawać.
- Odpowiedziałem im ostro trochę po niemiecku, wtrąciłem trochę kaszubskich słów i dali mi spokój - śmieje się Piotr Czapiewski. - Muszę przyznać, że posługiwałem się mieszaniną angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i kaszubskiego. A nawet przydało się kilka słówek po rosyjsku. To było w Albanii, kiedy zatrzymała mnie policja. Zacząłem mówić po rosyjsku i od razu pozwolili mi odjechać.
Tym, co w Albanii zaskoczyło podróżnika z Kościerzyny, były znaki drogowe - wszystkie ostrzelane i kultura jazdy.
- U nas wszyscy jeżdżą grzecznie - mówi Piotr. - W Albanii droga to prawdziwa dżungla. Na jezdni można spotkać osła, konie, a nawet taczkę z silnikiem. Poza tym, nikt tu nie używa kierunko-wskazów czy świateł. Zamiast tego kierowcy po prostu trąbią. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Tutaj przeżyłem także atak koników polnych.
Podróż motocyklem to jednak nie tylko piękne krajobrazy i ryk silnika. Były też pewne utrudnienia, np. upały albo burze, które trzeba było jakoś przeczekać, np. pod mostem. W Rumunii Piotr nie mógł znaleźć noclegu, a na dodatek wszędzie biegały wygłodniałe psy, aż strach się było zatrzymać. W Albanii na campingu konie biegały luzem. Natomiast w Macedonii z kufra wypadł but motocyklowy. Piotrowi pozostała więc jazda w trampkach.
- Po drodze spotkałem mnóstwo fajnych ludzi - opowiada. - W Czarnogórze poznałem rodzinę z Czech. Tu również przydało się trochę słówek po kaszubsku, dzięki którym jakoś udało nam się dogadać. Potem w drodze powrotnej nocowałem u nich w Czechach. Teraz oni odwiedzą mnie w Polsce. Natomiast w Czarnogórze spotkałem pięciu Polaków, uczestników wyprawy Bałkan Trip 2014, którzy WSK-ami podróżowali po Bałkanach. Jechałem z nimi kilkadziesiąt kilometrów. Fajnie było usłyszeć ryk starych motocykli. Zauważyłem, że im dalej na południe, tym ludzie są bardziej uśmiechnięci.
Piotr Czapiewski z Polski zabrał trochę jedzenia, jednak to na miesiąc nie wystarczyło.
- Nie umiem gotować, ale kuchenka się przydała - gorący napój lub posiłek na trasie pomagały - mówi Piotr. - Wykorzystałem wszystko, co zostało mi jeszcze z polskich zapasów. Kupowałem po drodze przeróżne rzeczy, szczególnie owoce. W Albanii - pieczoną kukurydzę. Wodę ze strumyków przelewałem sobie do butelek.
Piotr Czapiewski swoją podróż zakończył na Przystanku Woodstock i jak przyznaje, nie odpuści kolejnych.
Obecnie jego plany to powrót na studia, a w przyszłym roku kolejna podróż - być może wymarzony przejazd dookoła Morza Czarnego - oczywiście na motocyklu.
Motocykl, kilka punktów na mapie, niezbędny zestaw podróżnika i w drogę. Piotr Czapiewski, student z Kościerzyny przejechał tak osiem tysięcy kilometrów
W Macedonii zgubił but motocyklowy i całą dalszą podróż przejechał w trampkach
Rumunia. Motocykl doskonale się spisał. Obyło się bez awarii. Tylko raz było trochę strachu, bo na odludziu kończyło się paliwo
Słowenia. Śniadanie co prawda w warunkach polowych, ale za to z jakimi krajobrazami. Wszystko smakuje lepiej
Niezapomniany widok w Czarnogórze. Podczas swojej podróży Piotr Czapiewski odkrył wiele ciekawych miejsc
Znajomość kilku rosyjskich słówek przydała się, kiedy w Albanii zatrzy-mała go policja
Bywało, że spał w lesie, po kaszubsku straszył intruzów, a na drodze omijał osły i konie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?