Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc wobec kobiet. Konwencja RE wywołała burzę

Dorota Abramowicz, Małgorzata Gradkowska
Marsz Puszczalskich w Gdańsku
Marsz Puszczalskich w Gdańsku fot. Grzegorz Mehring/archiwum
Sprzeciw ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z PO, któremu nie podoba się pomysł ratyfikacji przez Polskę konwencji Rady Europy, regulującej kwestię zapobiegania przemocy wobec kobiet, wywołał polityczną burzę.

Punktem zapalnym są dwie kwestie. Po pierwsze - definicja płci jako społecznie skonstruowanej roli, z przypisanymi zachowaniami i cechami, które społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn.

Po drugie - zobowiązanie państwa, które podpisze konwencję, by promowało zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn. Celem zmian ma być wykorzenienie uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk, opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn. A to - zdaniem szefa resortu sprawiedliwości - oznacza zagrożenie dla rodziny i ryzyko promocji związków homoseksualnych.

- Nie rozumiem zastrzeżeń Jarosława Gowina - dziwi się posłanka Iwona Guzowska, partyjna koleżanka ministra. I stwierdza, że poszukiwanie drugiego dna w podważaniu stereotypów wydaje się nieco homofobiczne. Jej zdaniem, trzeba mieć wyjątkowo dużo złej woli, by w zapisach konwencji widzieć zagrożenie dla pojęcia rodziny.

- Choć nie do końca przemawiają do mnie obawy Gowina, to nie widzę głębszego sensu w przyjmowaniu konwencji, która ma szczególnie chronić przed przemocą kobiety - mówi z kolei prof. Wojciech Cieślak, kierownik Katedry Prawa Karnego Procesowego i Kryminologii Uniwersytetu Gdańskiego. - Tak samo powinno się chronić przed przemocą dzieci, starców, bite zwierzęta... Obowiązujące w Polsce przepisy wyraźnie o tym mówią i tworzenie specjalnych stref ochronnych nie jest rzeczą dobrą. Chyba, że ma być to wstęp do jakiejś wojny płci. A to już do niczego pozytywnego nas nie doprowadzi.

Prawy do lewego

Nagle okazało się, że wszyscy w Polsce znają się na przemocy, tylko każdy ją widzi gdzie indziej.

- Minister Jarosław Gowin ma bardzo wybiórczy słuch - oceniała ostatnio w telewizyjnym programie Katarzyna Piekarska, polityk SLD. - Słyszy głos zarodków, ale nie słyszy krzyków bitych kobiet...

Zdaniem Kazimiery Szczuki, jednej z najbardziej znanych polskich feministek, wypowiedzi ministra sprawiedliwości świadczą o wyjątkowym lekceważeniu sytuacji, w jakiej może znaleźć się każda kobieta. Zastrzeżenia wysuwane przez Gowina nazwała ostatnio wyjątkowo skandalicznym stanowiskiem, wyrażanym przez człowieka, którego obowiązkiem jest dążenie do wszelkiej ochrony obywateli przed przemocą.

- Gdy zjawisko przemocy, a trzeba tu myśleć także o śmierci czy okaleczeniu, jest w Polsce stosunkowo częste, gdy co piąty Polak uznaje przemoc za normę, mówienie, że ważniejsze są zapisy o stereotypowych rolach mężczyzny i kobiety, to skandal - mówiła Szczuka. - Poglądy urzędnika, a takim jest minister sprawiedliwości, nie mogą wpływać na jego pracę do tego stopnia, by stanowić niebezpieczeństwo dla obywateli.

Dalsza część na następnej stronie

Zobacz też: Miss Polonia Marcelina Zawadzka o przemocy domowej

- Nikt nie odmawia panu ministrowi zasług w kwestii tworzenia przepisów dotyczących ścigania gwałtu, jednak to nie stanowi wszystkiego, czym minister sprawiedliwości się zajmuje. Pan minister mówi - ułatwiam dochodzenie sprawiedliwości przez ofiary gwałtów i to ma nam zamknąć usta? Bo jeśli to ma sens, to każde jego działanie jest już z definicji słuszne? Zmiana prawa na pomagające ofiarom jest jego obowiązkiem, a nie kaprysem.

Po drugiej stronie barykady stanął Stefan Niesiołowski, który uważa, że Gowin bezwzględnie ma rację.

- Widać bardzo wyraźnie jakie środowiska popierają zapisy konwencji. Powiedz mi z kim się przyjaźnisz, a powiem ci kim jesteś. Wypowiadają się w tej sprawie Magdalena Środa, polityczni homoseksualiści jak Robert Biedroń - stwierdził polityk PO.

Protest Gowina podchwyciła za to prawica. Solidarna Polska od razu, zapraszając ministra Platformy w swoje szeregi, podkreśliła, że konwencja narzuca Polsce "nowe wzorce kulturowe" i narusza "instytucję rodziny".

Pojawiły się pytania - dlaczego naprawianie prawa ma dotyczyć tylko kobiet?

Według policyjnych statystyk (opracowywanych na podstawie procedury Niebieskiej Karty) to właśnie kobiety stanowią większość ofiar przemocy domowej. W ubiegłym roku wśród 113,5 tys. poszkodowanych przez najbliższych było prawie 71 tys. kobiet. Reszta ofiar to dzieci i młodzież obojga płci (22 tys.) i ok. 10,5 tys. mężczyzn. Za to na 72 tys. sprawców przemocy aż 68.246 było mężczyznami.

Kto baby nie bije...

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zleciło zbadanie stosunku rodaków do przemocy domowej. Okazało się, że co czwarty obywatel nie reaguje na krzyki sąsiadki za ścianą, uważając, że widocznie agresywny małżonek ma swoje racje tłukąc babę.

- Przez dwanaście lat żaden sąsiad nie spytał, dlaczego w listopadzie chodzę w ciemnych okularach - mówi Bożena, 51-letnia mieszkanka Gdańska. - Dopiero po wyprowadzeniu się Piotra, sąsiadka zza ściany powiedziała: "nareszcie to zrobiłaś".

Bożena jest księgową, Piotr pracuje w dużej firmie. Jako złota rączka i uczynny człowiek, który potrafi naprawić wszystko, był uwielbiany przez sąsiadów. Nie komentowali więc, gdy chwiejnym krokiem wracał wieczorem z roboty. Nie reagowali na krzyk Bożeny.

- Pijany zasypiał niemalże od razu i budził się po dwóch-trzech godzinach - wspomina Bożena. - Wstępowała w niego agresja. Bił mnie, atakował broniącego mnie syna, rzucał sprzętami domowymi. Następnego ranka przepraszał. Raz wezwałam policję, założyli mi niebieską kartę, ale odpuściłam. Wiem, że to choroba... Nie chciałam mu robić krzywdy. Kiedy jednak Kamil dostał się na studia w Warszawie, zaczęłam się bać. Piotr pił coraz więcej, nie zamierzał się leczyć. W święta wybił mi ząb i syn kazał mu się wyprowadzić. Mąż potulnie spakował rzeczy, wynajął mieszkanie.

Teraz Bożena mówi, że żal jej Piotra. Dalej pije, ale już nikt rano nie pilnuje, by najedzony i porządnie ubrany ruszył do pracy. Ćwierć wieku małżeństwa zostawiło ślad.

- Przyjaciółka namawia mnie na terapię - wzrusza ramionami. - A ja zastanawiam się, czy by go nie przyjąć z powrotem.

Katarzyna nie wie, czy przemoc jest w Polsce normą - nie zna nikogo dorosłego, kto kiedykolwiek przyznał, że sam bije albo że jest bity. Ale to - myśli - nic nie znaczy, bo na przykład nikt nie wiedział do niedawna, że ona od prawie trzech lat jest ofiarą przemocy i że jej czarujący, lubiany przez wszystkich mąż, ceniony przedsiębiorca, to damski bokser. To, że Tomasz zamyka ją na całe dnie w łazience, że bije w brzuch, żeby nie było śladów, że pozwala widywać się z rodzicami raz na kilka miesięcy - to jest do zniesienia. Ale nie może sobie wyobrazić, że ktoś mógłby się o tym dowiedzieć, że patrzono by na nią z litością, teraz tym większą, że to tak długo już trwa.

Dalsza część na następnej stronie

O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

- Powinnam była powiedzieć komuś o tym od razu, gdy pierwszy raz zamknął mnie w łazience i wyszedł z domu na dziesięć godzin - mówi dzisiaj. - Tyle że to było takie upokarzające! Zresztą byłam pewna, pewnie jak każda, na którą mąż podniesie rękę czy zrobi jej krzywdę w inny sposób, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Może gdyby mnie wtedy uderzył, poskarżyłabym się, ale nie umiałam przyznać się, że zamknął na kilka godzin...

Każdy następny raz zdarzał się coraz częściej - gdy Tomasz miał kłopoty w firmie, ona ponosiła konsekwencje. Bo przecież jest kulturalny, na poziomie, nie będzie karał pracowników.

Katarzyna przeczytała na temat przemocy i presji chyba wszystko, co można znaleźć. Za to zresztą też kiedyś dostała - za głupie, nikomu niepotrzebne lektury. Dopiero gdy - po kilku latach - opowiedziała siostrze i zmierzyła się z jej niedowierzaniem, strachem, współczuciem - dopiero teraz potrafiła pójść do lekarza i poprosić o zrobienie obdukcji. Do tego, by porozmawiać z policją - nie dojrzała. Nie umie się też wyprowadzić z domu, bo co ma powiedzieć tym wszystkim ludziom, którzy myślą o tym, że ona i Tomasz to takie wspaniałe małżeństwo?

Katarzyna wcale nie uważa, że ta burza o podpisanie konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet ma sens.

- Wiem, że to, czy i jak długo jest się ofiarą, ma się w głowie - wyjaśnia. - Dopóki ja sama nie potrafię zwrócić się o pomoc, to kto mi pomoże? Żadna konwencja, żadna niebieska karta, żaden przepis w mojej sytuacji niczego nie zmienią, bo nie potrafię sama się z tym zmierzyć.

Wstążeczki, marsze, pochody...

Prof. Wojciech Cieślak, specjalista prawa karnego z UG dokładnie przeanalizował zapisy konwencji Rady Europy. I nie widzi w niej żadnych nowych treści.

- Tworzenie dodatkowych norm prawnych w kwestii przemocy ma tylko dwa cele - stwierdza z sarkazmem prawnik. - Po pierwsze pokazanie aktywności i zaangażowania twórców, a po drugie jest próbą udowodnienia, że "papierowy tygrys" jest w stanie wszystko załatwić. Przemoc jest wpisana w relacje międzyludzkie. Brak mi wiary, że można z nią walczyć, przypinając wstążki i organizując marsze przeciw przemocy. To tak samo, jakby organizować zbiorowe protesty przeciw śmierci.

Od kilku lat w wielu polskich miastach, m. in. w Gdyni, organizowana jest kampania Białej Wstążki. Pomysł przyszedł z Montrealu, gdzie 6 grudnia 1989 roku pewien mężczyzna zamordował na politechnice 14 kobiet, a 13 ranił. Agresję wobec kobiet tłumaczył faktem, iż nie skończył studiów technicznych, ponieważ to dziewczyny zabrały mu miejsce na uczelni.

Na pamiątkę tamtego tragicznego wydarzenia, już dwa lata później, kanadyjscy mężczyźni przypięli do ubrań białe wstążki.

- Nie spotykam się z dyskryminacją kobiet ani w życiu, ani w sądzie - mówi prof. Cieślak. - Jestem także przekonany, że liczba przypadków znęcania się nad mężczyznami jest wyższa niż wynika ze statystyk. Mężczyzna niechętnie przyzna się, że go baba bije. Wyraźnie też w praktyce widać, że dużo tzw. znęcanek robi się pod rozwód. Dlatego jestem przeciwnikiem tworzenia "ochronek" dla słabszych. Wszystkich należy chronić i traktować równo, a walka z nierównością za pomocą preferencji dla kobiet lub dzieci jest drogą donikąd.

Zmiany dla naszych dzieci?

Właściwie po co nam ta konwencja, skoro jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej? Teoretycznie jesteśmy bowiem dobrze przygotowani na walkę z przemocą domową, która przestała być już tematem społecznego tabu. Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która weszła w życie w sierpniu 2010 roku, stawia na profilaktykę, zmianę świadomości społeczeństwa, skuteczną ochronę ofiar przemocy, izolację sprawców od ofiar.

Zadaniem gmin jest tworzenie zespołów, w których skład wchodzą pracownicy socjalni, policjanci, lekarze, nauczyciele, kuratorzy, psycholodzy pomagający skrzywdzonym. W Gdyni każdego miesiąca zakładane są 20-22 nowe, niebieskie karty. To oznacza, że co roku przybywa ok. 250 osób, które trafiają pod opiekę zespołów interdyscyplinarnych.

- Gdynia wyprzedziła zalecenia znowelizowanej ustawy - podkreśla kom. Michał Rusak, który zanim został rzecznikiem prasowym komendy policji, był przez dwa lata członkiem trzyosobowej grupy (w składzie: dwóch policjantów i psycholog) tzw. niebieskiego patrolu odwiedzającego domy, w których dochodziło do aktów przemocy. - Dyżurowaliśmy w weekendy, przyjeżdżaliśmy już po interwencji patrolu. Przekrój społeczny był bardzo szeroki - od rodzin patologicznych, aż po dobre, zamożne domy. Tu nie było prostych spraw. Czasem dramat narastał przez lata...

Tak, jak w przypadku pani X. Kiedy pijany syn demolował mieszkanie, w pokoju obok spał pan X. Nie zareagował. Okazało się, że wcześniej to on pił i bił żonę. Potem w miarę upływu lat uspokoił się, a pałeczkę przejął syn. Pani X początkowo nie widziała sensu szukania pomocy u obcych, dopiero po rozmowie z psychologiem zmieniła zdanie.

- Widać, że to pomaga - twierdzi Michał Rusak. - Za mojej kadencji w Gdyni zaczął działać także pokój dla sprawcy przemocy w rodzinie. Są przypadki, gdy ze względów bezpieczeństwa nie można pozwolić, by taka osoba nadal mieszkała pod jednym dachem z bliskimi. Teraz nikt już nie powie, że wyrzuca się ich np. zimą na bruk. W noclegowni przy ul. Janka Wiśniewskiego czeka na nich dwuosobowy pokój.

Hanna Żółkoś-Margońska, przewodnicząca zespołu interdyscyplinarnego z Gdyni, zamiast chwalić się osiągnięciami, woli skomentować zamieszanie wokół konwencji. Podkreśla, że robi to i jako kobieta, i jako człowiek.

- Treść konwencji nie grozi żadnemu państwu - dziwi się zastrzeżeniom ministra sprawiedliwości. - To, co jest w niej zapisane powinno każdemu z nas dać do myślenia...

O czym? Na przykład o tym, by kobieta nie musiała wybierać między rodziną a karierą zawodową. I o tym, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zmierzyć się z równouprawnieniem. Bo konwencja wyraźnie mówi o zjawisku, które można nazwać dominacją z urodzenia. Czymś, co sprawia, że kobieta powinna być trzy razy lepsza, jeśli chce zająć stanowisko, na które wraz z nią startuje mężczyzna. I że często robiąc to samo, co kolega z pracy, zarabia od niego mniej.

- Nie można liczyć na to, że ratyfikacja przez Polskę konwencji Rady Europy zapobiegnie przemocy - twierdzi Hanna Żółkoś-Margońska. - Nic nie zmieni się z dnia na dzień. Jest to jednak pierwszy krok na tej długiej drodze. Kiedy już sami zrozumiemy na czym polega równouprawnienie, zaczniemy inaczej wychowywać dzieci. Córki i synów. To dla nich są te zmiany.
Czy tak zaczyna się seksmisja?

Dorota Abramowicz [email protected]
Małgorzata Gradkowska [email protected]

O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki