Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed sąd z cieniem Stutthofu rzuconym na twarz. Proces Irmgard Furchner

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
96-letnia Irmgard Furchner przed sądem w niemieckim Itzehoe. Przed laty była maszynistką w biurze Paula Wernera Hoppego, komendanta niemieckiego KL Stutthof.
96-letnia Irmgard Furchner przed sądem w niemieckim Itzehoe. Przed laty była maszynistką w biurze Paula Wernera Hoppego, komendanta niemieckiego KL Stutthof. Christian Charisius/AFP/East News
Na salę sądową wprowadzono ją na wózku inwalidzkim. Twarz zasłaniała higieniczna maseczka, a głowę okrywała wielobarwna chusta. Bezpośrednio w oczy 96-letniej Irmgard Furchner, przed laty maszynistki w KL Stutthof, również nie można było spojrzeć. Oskarżona o współudział w obozowych zbrodniach zasłoniła je ciemnymi okularami. Jej proces będzie prawdopodobnie jedną z ostatnich prób osądzenia członków dawnej załogi Stutthofu oraz innych niemieckich obozów koncentracyjnych.

Proces byłej sekretarki ze Stutthofu

Proces Irmgard Furchner rozpoczął się w miniony wtorek, przed sądem w niemieckim Itzehoe pod szczególnym nadzorem. W czasie zeznań bezpośrednio przy wiekowej oskarżonej stali rośli policjanci, w pełni wyekwipowani. Pierwszą rozprawę zaplanowano na początek września. Wówczas jednak 96-letnia Irmgard Furchner, która miała odpowiadać z wolnej stopy, zniknęła ze swojego pokoju w domu opieki.

Ucieczka nie trwała długo. Policja po kilku dniach odnalazła i aresztowała wiekową kobietę. Irmgard Furchner w czasie II wojny światowej była maszynistką w biurze Paula Wernera Hoppego, komendanta niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Stutthof. Jest oskarżona o współudział w mordach więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof.

Skazani i pominięci

W 2015 r. minęło niemal 70 lat od czterech zbiorowych procesów załogi niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. W 1946 oraz 1947 r. przed sądem w Gdańsku stanęło 101 osób – SS-Mannów, strażników i strażniczek, więźniów funkcyjnych, tzw. kapo. Wyroki śmierci zapadły tylko w czasie pierwszych procesów. Wszystkich skazanych w pierwszym procesie powieszono w czasie publicznej egzekucji 4 lipca 1946 w Gdańsku (na placu pomiędzy dzisiejszymi ulicami Pohulanka i Kolonia Studentów).

Najwyższymi stopniem funkcjonariuszami KL Stutthof, który odpowiadali przed wymiarem sprawiedliwości w Polsce (w II procesie) byli Theodor Meyer (zastępca komendanta) i Ewald Foth, uznawany za jednego z najbrutalniejszych oprawców, komendant obozu żydowskiego w Stutthofie, a także Erich Thun, szef obozowego gestapo. Meyer i Foth zostali straceni w gdańskim więzieniu 22 października 1948 r. Obaj komendanci KL Stutthof, Max Pauly oraz Paul Werner Hoppe byli sądzeni na Zachodzie. Brytyjski sąd skazał Paulego na śmierć (wyrok wykonano), ale nie za zbrodnie popełnione w Stutthofie. Hoppe, sądzony w RFN, usłyszał ostatecznie wyrok 9 lat pozbawienia wolności. Pojedyncze procesy członków personelu KL Stutthof trwały w Polsce i RFN jeszcze w latach 50. XX w.

Dlaczego rok 2015 jest tu ważny? To wtedy przez niemiecką Centralę Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu wytropiony został Johann Rehbogen, SS-Mann, jeden ze strażników obozowych, który pełnił tu służbę w latach 1942-44.

Andrew Nagorski, autor książki „Łowcy nazistów” uważał, że m.in. Zimna Wojna i wywołana nią sytuacja geopolityczna doprowadziła do tego, że nie osądzono wszystkich sprawców nazistowskich zbrodni, w tym obozowego personelu, także najniższego szczebla, kilka, kilkanaście lat po wojnie. - Świat wyrządził ofiarom wielką krzywdę, pozwalając oprawcom żyć spokojnie – dodawał pisarz Alan Dershowitz.

- W sposób oczywisty rodzi się pytanie, dlaczego sprawiedliwość upomniała się o nich (zbrodniarzy z niemieckich obozów koncentracyjnych- red.) tak późno? Nie znajduję powodów i nie podzielam tych, które znam, by usprawiedliwić taką opieszałość w sądzeniu zbrodniarzy – zastanawiał się Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof.

Wytropieni

Trzy lata po wytropieniu Rehbogena, przygotowujący proces niemieccy prokuratorzy odbyli wizję lokalną w Muzeum Stutthof.
- Przedstawiliśmy im sposób funkcjonowania i założenia obozu koncentracyjnego, jego obiekty i urządzenia – mówił wówczas Piotr Tarnowski. - Wykluczyliśmy możliwość, by jakikolwiek strażnik służący w KL Stutthof na wieżyczkach wartowniczych nie wiedział co się działo w obozie, m.in. jak funkcjonowała komora gazowa.

Rehobgen, zaznaczmy, SS-Mann z Dywizji Totenkopf (jej żołnierze oraz dowódca Theodor Eicke w większości wywodzili się z jednostek pełniących służbę wartowniczą w obozach koncentracyjnych), prokuratorzy zarzucali współudział w zamordowaniu kilkuset osób. W okresie, gdy pełnił służbę, w obozie zagazowano 100 Polaków i 77 jeńców sowieckich, a kilkuset Żydów zabito strzałami w potylicę. Rehbogen tłumaczył przed sądem, że o zbrodniach nie wiedział. Po wojnie żył spokojnie i dostatnio, nie dotknęły go żadne konsekwencje. Był dyrektorem szkoły zawodowej kształcącej ogrodników, zrobił doktorat z ekonomii.

W internecie można obejrzeć telewizyjną migawkę z początku jego procesu. Johann Rehbogen był wprowadzony na salę sądową na wózku inwalidzkim, w kapeluszu rzucającym cień na twarz.

- Nie chodzi o to, by stawiać starego człowieka przed sądem, po to by cierpiał. Chodzi o to, by choć trochę w tej sprawie sprawiedliwości stało się zadość – mówił jeden z prokuratorów. - Nie było sposobu mordowania, którego nie stosowano by w Stutthofie – dodawał inny.

Centrala w Ludwisburgu w 2018 r. objęła przedprocesowymi postępowaniami czterech mężczyzn i cztery kobiety, którzy w czasie II wojny światowej służyli w KL Stutthof jako wartownicy, sekretarki, stenotypistki i telefonistki. Wszyscy odpowiadają przed sądem dla nieletnich. Dziś wiekowi, w momencie popełnienia zarzucanych im czynów byli nieletni – Rehbogen i Dey mieli po 17 lat, a Furchner nie miała 20.

- Kara nie może być zemstą, ale uważam, że każdy członek załogi obozów koncentracyjnych, bez względu na funkcję, jest winny niedoli ofiar, którym zadawano śmierć, ból i tortury - uzasadniał Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof.

Nie chcę jego przeprosin

Ostatecznie Rehbogen wyroku nie usłyszał. Sąd uznał, że jest on zbyt chory, by odpowiadać przed wymiarem sprawiedliwości.
Skazany za to został Bruno Dey, inny z wytropionych byłych strażników (w KL Stutthof, przez cały okres funkcjonowania, było ich blisko 2 tys.) W lipcu 2020 r., gdy miał 93 lata, usłyszał wyrok więzienia w zawieszeniu.

Jak ustalono w zachowanej dokumentacji obozowej, Dey służył w KL Stutthof od 9 sierpnia 1944 roku. Oskarżono go o współudział w zamordowaniu 5 tys. więźniów. Po zakończeniu II wojny światowej Dey osiadł w Hamburgu, gdzie pracował jako piekarz. Ożenił się i został ojcem dwóch córek.

W trakcie rozprawy twierdził, że nie wiedział o rzekomych okrucieństwach i "po prostu wykonywał rozkazy". Choć przyznał, że zdawał sobie sprawę z istnienia komór gazowych, to nie przyznał się do winy. Skazany mówił, że nie służył w tym miejscu dobrowolnie.

- Chciałbym przeprosić tych, którzy przeżyli to piekło, a także ich bliskich. Coś takiego nie może nigdy więcej się wydarzyć - mówił podczas procesu Dey.

- Pan nie stał po prostu na wieży i pełnił warty. Pan brał udział w całokształcie masowego morderstwa, pomagając swoim dowódcom, patrząc, jak ludzie umierali z głodu, z powodu chorób i jak wchodzili do krematorium, z którego już nigdy nie wyszli. Pan musiał widzieć trupy, bo trupy leżały wszędzie – powiedziała dobitnie sędzia Anne Meier-Göring.

W procesie Deya zeznawał Marek Dunin-Wąsowicz, harcerz Szarych Szeregów, żołnierz AK, więzień Stutthofu, powojenny dziennikarz, pisarz i publicysta.

- Brak mi słów. Nie chcę jego przeprosin. Nie potrzebuję ich – stwierdził po zakończeniu procesu. Pytany przez Agence France-Press dodał jeszcze - Nie chcemy, aby ten czas (nazizmu i obozów koncentracyjnych) się odrodził.

Nie powinni spać spokojnie

Irmgard Furchner swoją ucieczkę tłumaczyła obawami przed możliwymi szykanami. Prokurator twierdzi, że miała wiedzę o wymordowaniu 11 tys. więźniów niemieckiego obozu. Jako pracownica podległa bezpośrednio Paulowi Wernerowi Hoppemu, miała być szczegółowo informowana o działalności obozu koncentracyjnego, metodach uśmiercania więźniów, planowanych zbrodniach i ich „sprawnym” przeprowadzeniu. Obrońca oskarżonej poddaje te oskarżenia w wątpliwość, a dziennikarzom przekazał, że jego klientka nie będzie ich komentować. Przy okazji doszło także do kolejnego krzywdzącego stwierdzenia o „polskich obozach”, które padło w irlandzkiej stacji RTE, informującej o procesie. Ambasador Polski w Irlandii Anna Sochańska wystosowała list do dyrektora RTE Jona Williamsa. Poprosiła o zapewnienie, ze kłamliwa terminologia o „polskich obozach koncentracyjnych” już się w RTE nie pojawi. Stacja przeprosiła i sprostowała.

Być może, z uwagi na wiek oskarżonych oraz stan ich zdrowia, rozpoczęty niedawno proces Irmgard Furchner będzie jednym z ostatnich postępowań rozliczających przedstawicieli niemieckich, nazistowskich zbrodniarzy wojennych.

- Procesy były dobrym znakiem dla ofiar zbrodni, nadzieją na zadośćuczynienie – podkreślał Piotr Tarnowski. - Także sygnałem dla sprawców, że nawet mimo ich sędziwego wieku, zbrodnie nie ujdą im płazem. On mówi wyraźnie: „nie możecie spać spokojnie”.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki