Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeczytał w "Dzienniku Bałtyckim" o odnalezionych żołnierzach Września 39. Jeden z nich był jego dziadkiem

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Zdjęcie rodzinne, wykonane kilka lat po zaginięciu Brunona Lubeckiego (rodzina nie wiedziała, że zmarł w niewoli i gdzie został pochowany). Żona Brunona, Helena siedzi w środkowym rzędzie po lewej, z najmłodszym synem Edmundem. Obok na kolanach jej szwagra siedzi Józef, w dolnym rzędzie od lewej Elżbieta, Jan i Teresa.
Zdjęcie rodzinne, wykonane kilka lat po zaginięciu Brunona Lubeckiego (rodzina nie wiedziała, że zmarł w niewoli i gdzie został pochowany). Żona Brunona, Helena siedzi w środkowym rzędzie po lewej, z najmłodszym synem Edmundem. Obok na kolanach jej szwagra siedzi Józef, w dolnym rzędzie od lewej Elżbieta, Jan i Teresa. Archiwum rodzinne
Brunon Lubecki miał z Heleną pięcioro dzieci. Były z nim, kiedy szedł na wojnę. Żona Helena, niosła na rękach becik z ich najmłodszym synkiem Edmundem, Teresa, Elżbieta, Józef szli obok. Tylko najstarszy, Jan, został na polu. Wtedy widzieli Brunona po raz ostatni. - Śladów dziadka szukaliśmy bardzo długo. Ta sprawa budziła w naszej rodzinie wielkie emocje - mówi Ryszard Kleinszmidt, wnuk Brunona Lubeckiego. Losy polskiego, zaginionego żołnierza Września 1939 wyjaśnił historyk, dr Jarosław Tuliszka.

- My, Kaszubi, mamy wpojony szacunek do osób starszych, pamięć o przodkach jest bardzo ważna. Kiedy tylko stopnieje śnieg chcemy pojechać do Słupska, na cmentarz gdzie spoczywał mój dziadek, Brunon Lubecki. Chcielibyśmy też umieścić imię i nazwisko dziadka na pomniku, na grobie babci Heleny, jego żony. Ona zmarła w 1986 r. Do końca życia nie wiedziała, co stało się z jej mężem, moim dziadkiem - mówi Ryszard Kleinszmidt, mieszkaniec Trójmiasta.

Trzech poległych

Brunon Lubecki z Sikorzyna na Kaszubach został zmobilizowany w sierpniu 1939 roku, gdy agresja Niemiec na Polskę stawała się coraz bardziej realna. Przydzielono go do 2 Morskiego Pułku Strzelców, służył w kompanii karabinów maszynowych. Jednostka Brunona Lubeckiego broniła Gdyni przez naporem wojsk niemieckich, od strony południowej. Dziś wiemy, że 13 września 1939 r. żołnierz ten trafił do szpitala w Słupsku (wówczas niemieckie Stolp) z ranami nóg, po wybuchu granatu. Zmarł tego samego dnia, jak odnotowano w Księdze Aktów Zejścia Urzędu Stanu Cywilnego w Słupsku (obecnie znajduje się ona w słupskim Archiwum Państwowym). Przyczyną śmierci było ogólne zatrucie krwi oraz niewydolność krążenia. Pochowano go na słupskim cmentarzu 15 września w kwaterze 25, rząd P, miejsce 1.

"Nigdy nie zostawiamy swoich". Los trzech zaginionych we wrześniu 1939 r. polskich żołnierzy został wyjaśniony

Na zapis w księgach natknął się dr Jarosław Tuliszka, historyk. Obok Lubeckiego adnotacje szpitalne zawierały nazwiska dwóch innych polskich żołnierzy, obrońców wybrzeża we wrześniu 1939 r., Franciszka Grubby i Stanisława Karbowniczka. Oni, podobnie jak Brunon Lubecki, zmarli z ran w słupskim szpitalu.

Według dr. Tuliszki, żołnierze ci, najprawdopodobniej, zostali ranni w czasie walk, dostali się do niemieckiej niewoli i zostali przewiezieni do szpitala w Słupsku. Wszyscy widnieli w rubryce polskich strat z Września 1939 r. w rubryce zaginieni. Powojenne okoliczności nie sprzyjały poszukiwaniom, wyjaśnieniu losów tych ludzi. Ponadto, z uwagi na to, że groby Brunona Lubeckiego, podobnie jak Franciszka Grubby i Stanisława Karbowniczka zostały z czasem zlikwidowane, po tych trzech żołnierzach nie został praktycznie żaden ślad.

O sprawie polskich poległych we wrześniu 39 r. w lądowej obronie wybrzeża i odkryciu dr. Tuliszki napisaliśmy w "Dzienniku Bałtyckim" dwa tygodnie temu.

- Ucieszyłem się, że udało się tych trzech żołnierzy odnaleźć. Ta sprawa wiąże się z osobistymi doświadczeniami. Mój dziadek w 1939 r. został zwolniony z mobilizacji z racji tego, że był jedynym żywicielem rodziny. Patriotyzm kazał mu jednak zgłosić się do wojska na ochotnika. Zaginął w czasie walk. Informację o jego śmierci i grób odnalazłem we wczesnych latach 90 XX w. Wiem, że dla rodzin informacje o losie bliskich zaginionych w czasie wojny są ważne - podkreślał Jarosław Tuliszka. - Było duże prawdopodobieństwo, że rodziny trzech żołnierzy pochowanych w Słupsku do dnia dzisiejszego nic nie wiedziały o ich losie.

List

- Jestem wnukiem Brunona Lubeckiego. Przeczytałem artykuł w "Dzienniku Bałtyckim", który który bardzo mnie poruszył - tak zaczął swój list do naszej redakcji Ryszard Kleinszmidt, dziś mieszkaniec Trójmiasta.

Kleinszmidt przyznaje, że nieznany los dziadka budził wiele lat emocje całej rodziny.

- Próbowaliśmy dziadka odnaleźć. Trwało to wiele lat - mówi. - Do wojska w czasie mobilizacji w sierpiniu 1939 r. poszło kilkudziesięciu młodych mężczyzn z Sikorzyna, Szymbarka i okolic. Ci, którzy przeżyli, interesowali się losami kolegów. Jednak po walkach w 1939 r. do mojej babci dotarły jedynie zdawkowe informacje o losie dziadka Brunona. Jeden z żołnierzy przekazał, że widział go rannego. To były nasze ostatnie i jedyne informacje o dziadku. W czasie niemieckiej okupacji i później żadne oficjalne wieści o polskich żołnierzach do wsi nie docierały. Już w latach 80 XX wieku razem z kuzynostwem zjeździliśmy mnóstwo cmentarzy - byliśmy w Redłowie, na Oksywiu, w Pierwoszynie, na Witominie. Nie znaleźliśmy żadnego śladu dziadka. Informacji nie miał PCK. Czuliśmy się bezradni. Do czasu artykułu w "Dzienniku Bałtyckim". Pierwszy przeczytał kuzyn, który przekazał innym informację, że los dziadka Brunona został wyjaśniony. To był dla wszystkich z naszej rodziny szok. Cały czas o tym dyskutujemy, wróciły wspomnienia. Chcemy umieścić imię i nazwisko dziadka Brunona na nagrobku babci Heleny, z adnotacją, że był żołnierzem Września 39. Teraz, gdy już wiemy co się z nim stało, możemy go upamiętnić, zapalić świeczkę. Chcemy też pojechać do Słupska, na ten cmentarz, gdzie dziadka pochowano przed laty. Jestem wdzięczny, że historycy, a w przypadku mojego dziadka, szczególnie dr Jarosław Tuliszka, nie zaprzestają badań, dzięki którym zostają wyjaśnione wojenne losy żołnierzy.

Zapomniane miejsca pamięci w Trójmieście. Cmentarze ewangelickie i żydowskie, miejsca pamięci, groby leśników, a nawet wspomnienie skoczka

Co ciekawe, kwerenda przeprowadzona po tym, jak dr Tuliszka natknął się na informacje o losach trzech żołnierzy z słupskiego szpitala ujawniła, że w dokumentach USC w Stężycy już w 1947 r. pojawiła się adnotacja, że Brunon Lubecki "Poległ na wojnie w 1939".

- Bardzo szybko pojawiły się dodatkowe informacje dotyczące trzech żołnierzy, których losy skrywało słupskie archiwum. Reakcje m.in. Ryszarda Kleinszmidta są bardzo budujące. Rodzi się koncepcja stworzenia Księgi Poległych Obrony Wybrzeża 1939, która zawierałaby nazwiska i krótkie biogramy. Myślę, że warto byłoby upamiętnić poległych Franciszka Grubbę, Stanisława Karbowniczka i Brunona Lubeckiego w Słupsku. Na cmentarzu, na którym byli pochowani, tuż obok kwatery nr 25, znajduje się lapidarium, jest także "ściana pamięci" w centrum cmentarza. Byłoby to znakomite miejsce na tablicę poświęconą tym trzem żołnierzom - zaznacza Jarosław Tuliszka.

Ryszard Kleinszmidt jest synem Elżbiety, jednej z córek Brunona i Heleny Lubeckich. Elżbieta jest jedyną żyjącą z piątki rodzeństwa.

- Przeczytałem mamie cały artykuł - mówi Ryszard Kleinszmidt. - Ona choruje, wielu rzeczy nie pamięta, ale gdy jej czytałem, kilkakrotnie mi przerywała i mówiła "to był mój tata". Jeszcze kilka lat temu, gdy była w lepszej kondycji, swojego ojca chętnie wspominała. Teraz, nareszcie dowiedziała się, w jaki sposób i w jakich okolicznościach, zginął.

Porządny chłop

Gospodarstwo Brunona i Heleny Lubeckich w Sikorzynie jest nadal w rodzinie. Należy obecnie do jednego z kuzynów Ryszarda Kleinszmidta.

Urodzony w 1906 r. Brunon gospodarował w Sikorzynie na 15 hektarach. Jego żona pochodziła z niedalekiej Stężycy. Jej ojciec był jedynym kowalem w okolicy.

- Z przekazów rodzinnych wiem, że dziadek Brunon miał opinię dobrego gospodarza, opiekuńczego męża. Był porządnym chłopem - mówi Ryszard Kleinszmidt.

Śledztwo IPN, badania historyków i genetyków. Identyfikacja polskich żołnierzy poległych na Westerplatte to mozolna łamigłówka

Państwo Lubeccy mieli piątkę dzieci. Najstarszy był Jan (rocznik 1931), potem była Teresa (33). Elżbieta urodziła się w roku 1934, a Józef w 1936 r. Najmłodszy z synów, Edmund, urodził się w roku 1939.

- Gdy dziadek nie wrócił z wojny, było im bardzo ciężko. Babcia Helena, z piątką dzieci, została sama na gospodarstwie, a 15 hektarów to nie jest mało. Dopiero gdy dzieci podrosły było jej trochę lżej. Po wojnie przydzielono im do pomocy Niemca, jeńca wojennego. Babcia traktowała go po ludzku, godnie. Ten człowiek później utrzymywał kontakt z naszą rodziną, odwiedzał nas - wspomina Ryszard Kleinszmidt.

Pod koniec sierpnia 1939 r., gdy przyszło mobilizacyjne skierowanie do jednostki wojskowej, Brunon Lubecki miał 33 lata. Z Sikorzyna, do stacji kolejowej w Gołubiu Kaszubskim, skąd zabrać miał go pociąg są trzy kilometry. Trzeba było iść piechotą. Odprowadzić Brunona na wojnę chcieli wszyscy. Helena niosła najmłodszego Edmunda w beciku, reszta dzieci szła obok, tylko najstarszy Jan, który musiał doglądać krów, został w gospodarstwie. Tuż za stawem w Sikorzynie, zwanym przez miejscowych Chochowatką, Brunon zatrzymał się, pożegnał się i kazał rodzinie wracać do domu. Ostatni raz widzieli go żywego.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki