Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prywatyzacja, czyli zdrowotny bigos

Dorota Abramowicz, dziennikarka działu wydarzenia
Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Zdrowie zawsze budziło emocje. Zwłaszcza własne i osób z najbliższej rodziny. Nic więc dziwnego, że przegłosowanie przez Sejm pakietu ustaw zdrowotnych przełożyło się na mieszankę społecznych obaw i nadziei. Jeśli do tego jeszcze dołożymy przyprawy dosypywane hojną ręką przez polityków, to z mieszanki powstanie niezły bigos. Bigos prywatyzacyjny.

Sejm uchwalił, że wszystkie szpitale mają być obowiązkowo przekształcone w spółki, które w przyszłości będą się mogły sprywatyzować. Na Pomorzu dobrowolnie w spółki prawa handlowego przekształcono już powiatowe szpitale w Kwidzynie i Malborku. I jakoś nie dochodzą do nas dramatyczne doniesienia o umierających, pozostawionych bez pomocy pacjentach. Placówki funkcjonują, przyjmują chorych. Przestaliśmy też pisać o lekarzach i pielęgniarkach z Malborka, którym jeszcze niedawno komornik podbierał pensje na poczet szpitalnych długów.

Z wnioskiem o przekształcenie w spółkę wystąpiły już kolejne szpitale - w Tczewie i Kartuzach. Tam suma obaw jest jeszcze duża, choć pewnie nie taka, jak w Chojnicach, gdzie dyrektor szpitala wraz z radą powiatu pracują już nad zmianą szpitala w spółkę. Pracownicy boją się o gwarancję zatrudnienia i układ zbiorowy, pacjenci zaś na dźwięk słowa prywatyzacja pytają, czy ci prywatnie płacący chorzy nie dostaną lepszych leków.

Nie wierzą zapewnieniom, że za leczenie nadal będzie płacić NFZ, boją się podziału na tych z grubszym i chudszym portfelem. Bo przecież samorządy będą mogły sprzedać udziały w spółce prywatnemu właścicielowi. A ten zacznie liczyć każdy zarobiony grosz. Nawet jeśli działka, na której stoi szpital, pozostanie własnością samorządu i nie będzie można zamienić lecznicy w hotel...

Nie boję się przekształceń w spółki szpitali powiatowych - dla nich zapowiedziane przez rząd oddłużenie może być kołem ratunkowym. Tym szpitalom wystarczy pieniędzy z kontraktów z NFZ i z opłat od tych, którzy chcą leczyć się prywatnie. Gorzej jest z klinikami i placówkami świadczącymi wysokospecjalistyczne usługi medyczne.

Trudniej zarobić na pacjencie z powikłaniami po cukrzycy, wymagającym żmudnego leczenia odleżyn, niż na młodym człowieku, któremu właśnie wycięto wyrostek robaczkowy. Nie jest przypadkiem, że to właśnie gdańskie Akademickie Centrum Kliniczne, przyjmujące chorych odsyłanych z innych szpitali, popadło w największe długi. I naprawdę nie wiem, jak można sprawić, by koszty leczenia chorego w ACK były na takim samym poziomie, jak koszty leczenia np. w Kartuzach.

A przecież ustawa gwarantuje wszystkim potrzebującym pomoc medyczną. Czy więc znajdzie się taki prywatny inwestor, który hojną ręką zapłaci pieniądze za zdrowotny bigos?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki