Protesty koordynują cztery z pięciu związków zawodowych, działających w Tesco Polska. Od wielu tygodni ich przedstawiciele negocjują z zarządem sieci hipermarketów podwyżki płac, których nie było od kilku lat. Jednak propozycja, jaką ostatnio usłyszeli związkowcy, zamiast uspokoić nastroje wśród załogi, tylko dolała oliwy do ognia i rozsierdziła pracowników. Zarząd Tesco skłonny jest podwyższyć pensje o 50 zł brutto.
- Jest to zwykła jałmużna – mówili protestujący pracownicy. - Nie przyjmujemy nawet do wiadomości, że ktoś próbuje nas tak potraktować.
Elżbieta Fornalczyk, przewodnicząca Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" w Tesco Polska, twierdzi, że podwyżka, którą zaproponował zarząd Tesco, wystarczy pracownikom na przysłowiowe waciki.
- Po 17 latach pracy zarabiam ok. 1,6 tys zł na rękę, czyli nieco ponad płacę minimalną- mówi Elżbieta Fornalczyk. - Pracodawca zaproponował nam 50 złotych podwyżki, i to brutto, czyli kwota ta zostanie jeszcze pomniejszona o podatek. To jest tak tragiczne, że aż śmieszne. Chcemy 400 zł podwyżki dla pracowników podstawowych oraz 200 zł dla kierowników. Do tego 150 złotych za brak absencji chorobowej oraz 100 procent dodatku za pracę w niedziele i 50 procent za sobotę. Od połowy maja znajdujemy się w sporze zbiorowym z pracodawcą. 27 czerwca odbędą się rozmowy ostatniej szansy. Jeśli nasze postulaty nie zostaną uwzględnione, a pracodawca nie potraktuje nas poważnie, rozpisujemy referendum strajkowe. Pracownicy na pewno opowiedzą się po naszej stronie, a wtedy będziemy mogli legalnie zorganizować protest i odejść od kas.
Przewodnicząca Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" w Tesco Polska dodaje, że pikiety, które odbywają się pod hipermarketami w całej Polsce, spotykają się z wielką wyrozumiałością ze strony klientów.