Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Projektantka mody z Kaszub robi karierę w Niemczech

Edyta Okoniewska
Jej życie zdominowała pasja. Poświęciła się jej całkowicie. Jednak dziś z czystym sumieniem może powiedzieć, że jest kobietą sukcesu. Elżbieta Mallert z Chróstów Wysińskich jest projektantką mody od 26 lat. Podczas gdy inni kreatorzy upadali w tej niełatwej branży jej udało się przetrwać. Dziś ubiera gwiazdy. Jej butiki w Niemczech są synonimem luksusu.

Sukces okupiła jednak ciężką pracą. Początki były trudne. Do Chróstów Wysińskich projektantka przyjechała przed kilkunastoma laty. Sprowadził ją sentyment i wspomnienia z dzieciństwa. Ziemia, na których stworzyła swoją firmę, należała do jej rodziny. Dziś w Polsce zatrudnia kilkadziesiąt osób.

Gdy kilkunastoletnia Ela w latach 70. wraz z rodzicami wyjeżdżała do RFN, rodzina spakowała dobytek w jedną skrzynię. Najważniejsze jednak miejsce zajmowała w niej maszyna do szycia.

- Szycie było pasją mojej babci, mamy i jest moją - wspomina Elżbieta Mallert. - Od dziecka wiedziałam, że chcę być projektantką mody. - Wszystko postawiłam na jedną kartę.

Rozkręcając swój biznes nie dysponowała wielkim kapitałem. Tu liczył się pomysł. Od początku wiedziała, że klientki mają czuć się w jej ubraniach luksusowo.

- Nie miałam pieniędzy na modelki, które mogłyby odpowiednio zaprezentować uszyte przez mnie ubrania, więc pomagała mi w tym moja serdeczna koleżanka Gabriela, którą przypadkowo spotkałam w Niemczech - wspomina projektantka. - Zakładała moje kreacje, ja natomiast robiłam zdjęcia. Kiedy brakowało środków na profesjonalne katalogi, szkicowałam swoje propozycje ubrań, następnie kserowałam i kolorowałam kredkami, bo wówczas nie funkcjonowało kolorowe ksero.

Niemki szybko zachwyciły się marką Liz Malraux. Przede wszystkim jej ubrania wyróżniały się na tle funkcjonującej tam wówczas mody. Były kolorowe i kobiece, co stanowiło miłą odmianę dla szaro-burych kreacji.

- Moje klientki często powtarzają, że zmieniłam gust mieszkanek Hamburga – dodaje projektantka. - To dla mnie miłe słowa uznania po latach pracy.

Klientkami Mallert są bogate i znane Niemki. W jej kostiumach, bluzkach i butach sprzedawanych pod marką Liz Malraux Designe chodzą m.in. Dagmar Berghoff, główna spikerka wiadomości, popularne wśród naszych zachodnich sąsiadów aktorki Marie-Luise Marjan i Christine Gehlen.

- Liz Malraux i jej moda zagościły w moim życiu 21 stycznia 1988 r. Redaktorka gazety „Welt” Christina Becker odwiedziła mnie tego dnia , ażeby – przyglądając się „balowi prasowemu” oraz sezonowi balowemu w Hamburgu - napisać artykuł o mojej wieczornej garderobie – pisze w liście dr Sabine Sommerkamp-Homann, senator honoris causa, Konsul Honorowa Republiki Łotwy. - Moimi ulubionymi projektantami w tym okresie byli Donna Karan , Norma Kamali , Thierry Mugler , Montana , Jil Sander. Również chętnie kupowałam suknie wieczorowe ze względu na generalnie większy wybór w USA bądź dawałam do uszycia według własnych projektów. Radość z mody oraz duża ilość towarzyskich zobowiązań pełniąc funkcję Konsula Honorowego Łotwy stanowią źródło mojego zainteresowania pięknymi strojami. „Musi Pani poznać Liz Malraux”, powiedziała Christina Becker podczas pożegnania. „Moją rozmówczynię kolejnego wywiadu. Jest ona fantastyczną projektantką mody.Postąpiłam zgodnie z poleceniem. Już przyglądając się modelom w oknie wystawowym ujął mnie widok jeden z kostiumów, który pasował jak ulał. Była nim zachwycona także moja mama, niegdyś modelka i osoba doświadczona w dziedzinie mody była tak tym kostiumem zachwycona. Za odkryciem kostiumu pojawiły się kolejne dzieła Liz Malraux. Często na imprezach rozmowy schodzą na temat mojego modnego ubioru. Moja, wiele mówiąca odpowiedź brzmi wówczas „Liz Malraux”. „Ona jest naszą Coco Chanel z nad Alster.” Rzadko zdarza się , ażeby moda tak się mogła podobać i żeby tak mocno można było się z nią identyfikować. Być może jest to najwyższa wartość, jaką projektant mody może osiągnąć: poczucie jedności mody i człowieka, harmonia.

To, co najbardziej doceniają klientki polskiej dyktatorki mody, to fakt, że w jej butikach mogą kupić dosłownie wszystko, poza ubraniami także kapelusze, buty, torebki.

- Myślę, że klientki chętnie odwiedzają moje butiki, bo tym co je wyróżnia jest m.in. serwis na miejscu – mówi Elżbieta Mallert. - Natomiast wyznacznikiem sukcesu jest przede wszystkim gwarancja jakości i indywidualne podejście do każdej z klientek. Dbam, by wszystkie produkty wykonane były z najlepszej jakości materiałów. Tak by osoby, które je kupują mogły czuć się wyjątkowo. Na moje kreacje trzeba czekać nawet tygodniami. Powtarzam jednak, że na najnowszej klasy mercedesa też trzeba długo czekać. Staram się tak komponować stroje i dodatki, aby sprawdzały się w różnych sytuacjach. Często moje klientki wyruszają w kilkudniowe podróże i nie mogą zabierać wielu walizek. Muszę więc zadbać o to, by zmieniając dodatki wyglądały dobrze zarówno podczas gali jak i mniej oficjalnego spotkania. Wyjątkiem jest też serwis. Każde ubranie można dowolnie dopasować do potrzeb. To dziś prawdziwa rzadkość.

Elżbieta Mallert często żartuje, że gdyby osobistości paradujące w jej strojach wiedziały, że powstają one w niewielkich Chróstach Wysińskich, z pewnością by nie uwierzyły.

- Ciesze się z tego, że stworzyłam firmę w tej niewielkiej wsi- mówi projektantka. - Dzięki temu wiele osób ma pracę. Często uczyłam ich szycia od podstaw, dziś to świetni fachowcy, którzy potrafią stanąć przed najtrudniejszymi zadaniami.

Kreatorka często zastanawia się dlaczego tak mało osób z Polski prowadzi interesy w Niemczech. Jej zdaniem największą przeszkodą jest bariera językowa.
Jeśli chodzi o prowadzenie biznesu w Niemczech, to wszystko wskazuje na to, że tam jest to zdecydowanie łatwiejsze niż w Polsce.

- Przede wszystkim nie ma tylu zobowiązań ciążących na pracodawcach - przyznaje Elżbieta Mallert. - Nie potrzeba tam kilku sekretarek żeby wszystko ogarnąć. Wystarczy tylko dobry księgowy. Poza tym jego usługi są też zdecydowanie tańsze.
Projektantka podkreśla, że warto szukać nowych rynków i nie bać się. - Powinno się próbować inwestować w wielu krajach - dodaje Mallert. - Zawsze lepiej jest stać na dwóch nogach.

Moda to jednak nie jedyna pasja pani Elżbiety. Jej drugą miłością są konie.

W Chróstach stworzyła nie tylko imperium modowe ale i profesjonalną stadninę koni, specjalizującą się w hodowli koni sportowych rasy hanowerskiej, trakeńskiej, oldenburskiej.

- Hodowlę zakładałam od kupna jednej, zaźrebionej klaczy – wspomina projektantka. - Dzisiaj jest ona jedną z najpopularniejszych nie tylko na Pomorzu, ale i w całej Polsce.

Za najdroższego ogiera w jej stadzie trzeba zapłacić sporo. Chętnych jednak nie brakuje.

- Początki były bardzo skromne - wspomina Elżbieta Mallert, właścicielka stadniny koni Prohipo. - Dzisiaj moje stado liczy kilkadziesiąt koni. Zdobycie najlepszych ogierów nie było łatwe. Trzeba było dużo pieniędzy i dużo uśmiechu. Na najlepszego ogiera czekałam dwa lata. Prawda jest taka, że nikt nie chce się pozbywać tak wspaniałych koni.

Pani Elżbieta dba o to, żeby jej pupile miały jak najlepsze rodowody i osiągały najlepsze wyniki sportowe. Jej konie trafiają zarówno do niemieckich jak i polskich klientów. Wielu z nich, zanim kupi ogiera, przyjeżdża do Chróstów Wysińskich, aby nauczyć się obcowania ze swoim nowym przyjacielem.

- Moja biblioteka dotycząca hodowli, a także psychiki koni jest naprawdę pokaźna - dodaje Elżbieta Mallert. - Zrównoważenie i ufność do człowieka jest podstawą wszelkiej pracy z koniem. Dotyk ręką, odpowiedni głos, wolne bicie serca człowieka jest prawdziwą magią dla konia, która zapewnia mu spokój.

Pradziadek pani Elżbiety był już znany jako hodowca trakenów. Z rodzinnych opowieści wynika, że jego pupil, kary ogier trakeński, uratował mu życie podczas pierwszej wojny światowej. Dzisiaj właścicielka stara się uczestniczyć przy każdym porodzie swoich klaczy, gdyż źrebak zapamiętuje pierwsze zapachy.

- Dość często klientki pytają mnie, skąd czerpię coraz to nowe pomysły do moich kolekcji - mówi pani Elżbieta. - Prawdopodobnie nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeżeli powiem, że inspiracją jest hodowla koni. Podczas pracy z tymi pięknymi zwierzętami mogę zupełnie odpocząć i pomyśleć o czymś innym, ponieważ one wymagają mojej całkowitej uwagi. I dokładnie w tym tkwi cała tajemnica. Nową siłę oraz kreatywność czerpię jeżdżąc konno, myjąc konie lub po prostu przyglądając się im, jak galopują na pastwisku. Dlatego też moi czworonożni przyjaciele znajdują zawsze miejsce obok mnie na kartkach bożonarodzeniowych czy w licznych publikacjach.

Elżbieta Mallert wychowuje godną następczynię. Jej oczkiem w głowie, a zarazem powodem do największej dumy jest jej córka Anja.

- Cieszy mnie, że obecnie sama próbuje sił i projektuje własne kolekcje, które są chętnie kupowane przez klientki naszych butików – mówi dumna mama. - Anja w tym roku zdaje maturę, chce studiować za granicą. Poszerzać horyzonty, rozwijać się. Kibicuję jej całym sercem i ciesze się, że i ona jest ze mnie dumna.

Sukces to nie tylko blichtr, ale także wyrzeczenia.

- Moja droga sporo mnie kosztowała – dodaje. - Być może nie udało mi się stworzyć rodzinnego gniazdka z mężem i kilkorgiem dzieci wokół, jednak niczego nie żałuję. Jestem szczęśliwa i spełniona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki