Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Projekt Mistrzowie 2012: Dyakowski i Staroniewicz pozowali do charytatywnego kalendarza [ZDJĘCIA]

Irena Łaszyn
Sesja zdjęciowa Przemka Dyakowskiego i Wojtka Staroniewicza
Sesja zdjęciowa Przemka Dyakowskiego i Wojtka Staroniewicza fot. Maciej Moskwa /TESTIGO.PL
Przemysław Dyakowski chciał być skoczkiem narciarskim, a Wojciech Staroniewicz - marynarzem. Obaj zostali muzykami, grają na saksofonach tenorowych, a ostatnio zapozowali do kalendarza, żeby wspomóc chore dzieci. O jazzmanach, Projekcie - Mistrzowie i... trenowaniu marzeń.

Wtedy jeszcze Małysz nie skakał. Ba, nie było go nawet na świecie! Ale Przemek Dyakowski był, bo urodził się - w co trudno uwierzyć - w roku 1935. A ponieważ dzieciństwo spędził w Zakopanem, jak każdy tamtejszy chłopak, z nartami był za pan brat.

- Marzyłem, żeby zostać skoczkiem narciarskim - wyznaje. - Nawet się z tym sportem zmierzyłem, odnosiłem drobne sukcesy. A do szkoły chodziłem razem z małymi pacjentami sanatorium KBK na Bystrem, którzy mieli gruźlicę kości. Pewnie mi wtedy trochę tych narciarskich umiejętności zazdrościli. Po paru latach, gdy wyzdrowieli, udowodnili, że mają inne talenty.

Przemek miał też inne marzenie: Chciał grać na saksofonie. I to za tym drugim marzeniem pognał. Wyjechał na Śląsk, a potem do Krakowa, skąd pochodziła jego rodzina. Tam spotkał swoich muzycznych idoli i chłopaków zafascynowanych jazzem: Krzysztofa Komedę, Wojciecha Trzcińskiego, Andrzeja Kurylewicza, Wojciecha Karolaka i innych.

- Chciałem być tak dobry, jak moi idole - nie ukrywa. - Ale czy można się ścigać z Komedą?

Wszystko przed nim

Wkrótce zaczął koncertować w Piwnicy pod Baranami.

- Długo nie miałem własnego saksofonu - wyznaje. - W końcu rodzina zgodziła się sprzedać pianino, żeby sfinansować kupno tego instrumentu. Dodam, wówczas na rynku niedostępnego, bo w siermiężnych, peerelowskich czasach brakowało nie tylko takich dóbr. Na szczęście, moi koledzy - Kurylewicz i Karolak - mieli stosowne znajomości w sklepie muzycznym.
Potem były kolejne saksofony, bo przez całe życie szukał tego najlepszego. Zdarzało się też, że musiał któryś sprzedać i kupić gorszy, bo akurat brakowało na życie.

- Kiedy pan zaczął karierę?

- Zadebiutowałem podczas Zaduszek Jazzowych w Filharmonii Krakowskiej, w roku 1961 - przypomina. - Potem grałem na Jazz Jamboree i różnych prestiżowych festiwalach w całej Polsce. W tzw. międzyczasie przeprowadziłem się na Wybrzeże, nawet nie wiem kiedy minęło 51 lat na scenie. Dorobiłem się Złotej Płyty. To "Melisa".

Nadal jednak uważa, że ten największy sukces, to dopiero przed nim. Bo gdyby potrafił wskazać go w tej chwili, to spocząłby na laurach i zostałby bez marzeń.

Teraz koncertuje ze swoim zespołem Take It Easy i z zespołem A'freak-an Project Wojtka Staroniewicza, jazzmana młodszego niemal o 20 lat. Ale zdarza się mu grać z muzykami jeszcze młodszymi, uprawiającymi kompletnie inny, alternatywny, rodzaj muzyki (np. Chlupot Mózgu) i uważa, że to wspaniałe doświadczenie.

- Człowiek powinien poszukiwać przez całe życie - twierdzi. - Doganiać muzykę, której kiedyś nie było, a teraz święci triumfy. Wojtek jest zdolnym muzykiem, bardzo twórczym i zdyscyplinowanym, wciąż się od niego uczę, bo ta jego muzyka jest trudniejsza, wymaga większej wiedzy.

Im dalej mierzysz

Wojtek Staroniewicz zapewne się uśmiecha, gdy czyta te słowa, bo to Dyakowski jest dla niego autorytetem. A w zespole A'freak-an Project, faktycznie, grają różne indywidualności: Jest m. in. 77-latek, jest student i jest jeden Afrykańczyk, Larry Ugwu. Wszyscy się wzajemnie uzupełniają.

Taka wymiana energii i doświadczeń jest potrzebna. Może dlatego - dla odmiany - Staroniewicz występuje z zespołem Przemka Dyakowskiego Take It Easy? W każdym razie było oczywiste, że do kalendarza, z którego dochód zostanie przeznaczony na realizację marzeń chorych dzieci, zapozują razem.

Chore dzieci są przeważnie pacjentami Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Tam czas biegnie szczególnie, ale dziecięce marzenia zawsze bywają odlotowe. Zdarza się, że ktoś chce zostać strażakiem, księżniczką, pojechać do Disneylandu albo spotkać się z… ojcem Mateuszem z popularnego serialu.

- Ja chciałem być marynarzem - wspomina Wojciech Staroniewicz. - Pływać po morzach i oceanach, podróżować, zwiedzać świat. Muszę przyznać, że to marzenie częściowo się spełniło. Już jako dorosły muzyk wstąpiłem do orkiestry, która koncertowała na luksusowych wycieczkowcach. Byłem w różnych odległych i najpiękniejszych zakątkach świata, bo tam właśnie bogatych turystów, a przy okazji mnie, wożono: W krajach Morza Śródziemnego, na Karaibach i w Grenlandii.

Pamięta, że mama mu zawsze powtarzała: Im dalej mierzysz, tym dalej skoczysz. Dodawała mu w ten sposób energii i wiary.- Akceptowała nawet działania niekonwencjonalne, które wydawały się irracjonalne i niezbyt mądre - wspomina. - Takie podejście pomaga rozwinąć skrzydła, uwierzyć w siebie. Jestem zdania, że warto marzyć w każdych okolicznościach.

PROJEKT MISTRZOWIE - We wrześniu wydany zostanie charytatywny kalendarz!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Żeby się zmaterializowało

Swoją karierę muzyczną Wojtek zaczynał jako sześciolatek, od skrzypiec. Po roku zamienił je na fortepian. Potem był klarnet i gitara, na której akompaniował swojej siostrze Duśce, gdy podczas występów w starym Żaku prezentowali piosenki poetyckie. No i w końcu pojawił się wymarzony saksofon.

- Najpierw miałem bardzo kiepski instrument - opowiada. - Po dziesięciu minutach grania, byłem wykończony. Gdy więc wpadł mi w ręce folder reklamowy z saksofonem, który śnił mi się po nocach, wieszałem go sobie zawsze gdzieś na widoku i wpatrywałem się w obrazek, żeby się zmaterializowało.

- I co, udało się?

- Tak! W końcu sobie ten wymarzony saksofon kupiłem, było mnie na to stać.

W roku 1991, jako jedyny z polskich saksofonistów jazzowych, zakwalifikował się do półfinału Międzynarodowego Konkursu Improwizacji Jazzowej w Waszyngtonie. Wystąpił tam w gronie 21 najlepszych saksofonistów świata.

- Udział w tym konkursie był najlepszym dowodem na to, że czasami dzieją się rzeczy nieprzewidywalne - mówi Staroniewicz. - Pokazał, że mam w sobie pewien rodzaj siły w muzyce, którą się zajmuję. Dostałem kopa do działania. To było ważne, bo akurat wtedy zaczynałem wątpić, czy to, co robię, w ogóle ma sens. Gdy rozważałem, czy nie robić w życiu czegoś innego.
Potem były inne, równie ważne występy.

- Granie stało się dla mnie wszystkim, oddycham nim jak powietrzem - wyznaje Wojtek Staroniewicz. - Tak jest do dziś.

Trenujmy marzenia

Muzycy są wrażliwcami, pewnie dlatego często uczestniczą w różnych akcjach charytatywnych. Długo ich nie trzeba namawiać, wiedzą, że takie wsparcie w trudnych chwilach bywa bardzo ważne. Zamiast wrzucić parę złotych do puszki, wolą jednak zagrać, bo jest z tego większy pożytek i zysk. Gdy doszło do dramatu na Haiti, natychmiast zorganizowali koncert "Jazzmani ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti". Na udział w Projekcie - Mistrzowie i pozowanie do kalendarza też się zgodzili bez wahania. Marzenia warto spełniać.

Czy duzi chłopcy też marzą?

Wojtek Staroniewicz: - Pewnie! Marzenia trzeba… trenować, żeby nie wyjść z wprawy.

Przemek Dyakowski: - Ważne też, żeby zrobić krok do przodu, zacząć te marzenia realizować. Nawet, gdy się wydają nierealne.

Wojtek: - Moje marzenie krótkoterminowe jest takie, żeby ten tydzień wakacji, który mam przed sobą, był udany i żeby jeszcze w tym roku nagrać nową płytę.

Przemek: - Żebym zawsze mógł dogonić muzykę, która się dopiero pojawi.

Za tydzień, 18 sierpnia, o godz. 20.30, obaj jazzmani, wraz z zespołem A'freak-an Project, zaprezentują się na koncercie organizowanym przez Instytut Spraw Wszelakich, w sopockich kontenerach, przy torze gokartowym Kartcenter (ul. 3 Maja).

PROJEKT MISTRZOWIE - We wrześniu wydany zostanie charytatywny kalendarz!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki