Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Mickiewicz: NATO w negocjacjach z Rosją zachowało jedność. Z małym wyjątkiem...

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Amerykańska baza w Redzikowie na Pomorzu.
Amerykańska baza w Redzikowie na Pomorzu. Missile Defence Agency
Rosjanie nie zgodzą się na propozycję inspekcji amerykańskiej bazy w Redzikowie. To oznaczałoby dla nich straty wizerunkowe - wytrącenie jednego z argumentów w negocjacyjnym siłowaniu z USA i NATO – mówi prof. Piotr Mickiewicz, politolog, ekspert stosunków międzynarodowych z Uniwersytetu Gdańskiego. Rozmawiamy o kolejnych fazach negocjacyjnej przepychanki między Rosją a Zachodem.

Kiedy rozmawialiśmy w ubiegłym miesiącu o amerykańsko-rosyjskim, a także natowsko-rosyjskim szczycie mówił pan, że przed nami okres negocjacyjnej próby sił obu obozów. Przecieki medialne, m.in. w Wall Street Journal czy El Pais, zawierające odtajnione treści odpowiedzi Zachodu na rosyjskie propozycje z grudnia 2021 r. wpisują się w ten scenariusz?

Rzeczywiście, obserwujemy próbę z jednej strony pokazania, że rozmowy się toczą, a z drugiej strony budowania negocjacyjnej strategii. Polega to na wskazaniu punktów niemożliwych do spełnienia, podkreśleniu, że druga strona występuje z radykalnymi żądaniami, na które zgody nie będzie. To w pewnym sensie tworzenie negocjacyjnego napięcia.

Nieco bez echa przeszły w Polsce doniesienia Wall Street Journal, który przekazał odtajnioną treść odpowiedzi USA na rosyjskie propozycje dotyczące ułożenia systemu bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Amerykanie, odrzucając propozycje rosyjskie, zaproponowali im możliwość inspekcji bazy w Redzikowie na Pomorzu. USA chce pokazać tym samym, że ten obiekt nie jest dla Rosji zagrożeniem. Rosji na tym zależy?

Rosjanie nie przyjmą raczej tej propozycji. Z punktu widzenia propagandowego musieliby przyznać po takiej inspekcji, że instalacje bazy w Redzikowie stanowią minimalne zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej. Działaliby przeciw sobie, przeciw narracji, w której wskazują, że USA budując tę bazę miały agresywne zamiary wobec nich. Przypomnijmy, baza w Redzikowie jest elementem systemu amerykańskiej tarczy antyrakietowej i była budowana w odpowiedzi na zagrożenie ze strony „państw azjatyckich”, bo nikt nie wskaże konkretnego potencjalnego agresora. Nie ma praktycznie żadnych walorów ofensywnych, nie jest, chociażby centrum naprowadzania pocisków. Co więcej, jej możliwości defensywne nie są nawet nastawione na zwalczanie pocisków wystrzeliwanych z terenu Obwodu Kaliningradzkiego. Zatem widzimy, że ten punkt amerykańskiej odpowiedzi na rosyjskie żądania był bardzo przemyślany. Taka inspekcja rozwiewałaby na arenie międzynarodowej ich obawy związane z bazą. Zauważmy, że Rosjanie musieliby tu przyjechać, a po takiej wizycie opublikować oficjalne stanowisko. Tym samym wytrąciliby sobie propagandowy oręż z ręki. Wydaje się, że amerykańską propozycję odrzucą zdecydowanie.

Odmawiając, Rosjanie nie musieliby też pokazywać tego, co mają u siebie, w Obwodzie Kaliningradzkim. Dodajmy, że Polska nie widziałaby przeszkód dla inspekcji w Redzikowie, wedle Wall Street Journal, o ile miałaby wgląd w rosyjskie instalacje nad Bałtykiem...

Baza USA w Redzikowie jest eksterytorialna, podlega dowództwu NATO, a w praktyce Amerykanom. Zatem polskie stanowisko miałoby w przypadku tej propozycji raczej znaczenie kurtuazyjne. Natomiast to, co czym dysponują Rosjanie w Obwodzie Kaliningradzkim, jest raczej znane. Są to systemy rakietowe taktyczne średniego zasięgu. Bardzo dobra broń, na którą w zasadzie nie mamy w tej chwili stosownej odpowiedzi. Te pociski są przystosowane do przenoszenia, chociażby mikroładunków jądrowych, zatem zagrożenie jest poważne. Niemniej powinniśmy obecność tych systemów w Obwodzie Kaliningradzkim traktować jako strategię wymiany argumentów negocjacyjnych, budowania pozycji w procesie rozmów. Natomiast w całym tym kontekście o wiele bardziej interesuje mnie propozycja turecka.

Będą rozmowy w Stambule między Władimirem Putinem a Wołodymyrem Zełenskim, których będzie chciał pogodzić Recep Tayyip Erdogan?

Ta turecka „misja dobrej woli”, paradoksalnie może być jednym z najistotniejszych zdarzeń tego procesu. Turcy są już tak istotnie powiązani z Chinami, że nie jest wcale powiedziane, że nie jest to za ich pośrednictwem próba cichego przekazania pewnego komunikatu płynącego z Państwa Środka: „Panowie, trzeba usiąść do rozmów, bo za mocno zaczynacie się napinać”. Poza tym Rosjanie nie mogą sobie pozwolić, by Turcja wyrwała się z ich sfery kooperacyjnej. Pracowali nad tym, by związać to państwo ze sobą, prawie 20 lat. Jeśli obrażą Erdogana, a pamiętajmy, że Turcja jest obecnie głównym partnerem handlowym Ukrainy, to będzie znaczyło, że powoli, choć nieuchronnie, tracą kontrolę nad południowo-wschodnią częścią Morza Czarnego. Zatem stanowisko, propozycja rozmów Turcji może być krokiem, może niewprowadzającym pokój, ale stabilizującym w kontekście Rosji i Ukrainy.

NATO zachowało jedność wobec wymagań Rosji? Wskazują na to ujawnione w mediach odpowiedzi Zachodu?

Generalnie tak. Z drobnym wyjątkiem. Mówię o Republice Federalnej Niemiec. Ta powszechnie krytykowana spolegliwość niemiecka wobec Rosji, zwłaszcza Nord Streamu, tezy, które słyszeliśmy z tego kraju, że pokoju nie zapewnia się dostawami broni, tworzy pewien dysonans w głosie NATO. Trzeba jednak zastanowić się, czy Sojusz nie otrzyma pewnego ciosu i to już niebawem. Mam na myśli fakt, że Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, jest kandydatem na szefa Banku Centralnego Norwegii. Gdyby został wybrany, trzeba byłoby wybierać nowego sekretarza w czasie, dość poważnego przecież, kryzysu.

Instytucjonalnie Sojusz Północnoatlantycki raczej sprosta tej sytuacji…

Zgoda, niemniej jest to pewien sygnał, jeśli lider dużego ugrupowania międzynarodowego decyduje się na kandydowanie na inne stanowisko. Fakt, kończy mu się niebawem kadencja szefa NATO. Natomiast czas i miejsce takich działań ze strony Stoltenberga oceniłbym jako niewłaściwe.

O negocjacjach z Rosją wypowiedziała się niedawno Kaja Kallas, pani premier Estonii. Wskazała, że Władimir Putin stosuje wobec Zachodu sowiecką strategię negocjacji poprzez stawianie żądań nie do spełnienia, o czym zresztą mówiliśmy. Pani Kallas zaleca twardą postawę wobec Rosji.

Co do zasady trzeba się z tym zgodzić. Z Rosjanami trzeba rozmawiać z pozycji siły, co oznacza posiadanie zdecydowanych argumentów, które pokazałyby możliwość podjęcia radykalnych kroków. Takie instrumentarium musi być dla Rosjan widoczne, musi być ukazywane. Natomiast chciałbym też przypomnieć, że cała Estonia ma wielkość większego, rosyjskiego miasta. Nie przesadzałbym zatem w okazywaniu siłowego tonu przez ten kraj. Przestrzegam też przed teoriami, że sowieckie KGB, i jej rosyjska następczyni FSB to instytucja o ograniczonym poziomie inteligencji jej funkcjonariuszy i możliwościach działania. Jest odwrotnie – to nowoczesny, przebiegły przeciwnik. Nie należy do niego przykładać wyobrażenia o czasach stalinowskich. Pani premier Estonii wpisała się w pewien typ narracji obecny w Krajach Bałtyckich i pozwoliła sobie na wypowiedź, która miała wydźwięk nieco… żartobliwy.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki