Zobacz też:
Proces w sprawie próby otrucia Anny Walentynowicz - oskarżeni nie przyznają się do winy
Proces trzech funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oskarżonych o podjecie próby otrucia Anny Walentynowicz, legendarnej działaczki opozycji rozpoczął się w grudniu 2015 roku z udziałem jej syna Janusza Walentynowicza w roli oskarżyciela posiłkowego.
Na pierwszej rozprawie oskarżeni stawili się w pełnym składzie i zgodnie nie przyznali się do winy. Podważali też raport na którym można znaleźć podpisy z ich nazwiskami. -Pierwszy raport został odrzucony przez moich zwierzchników, bo nic z niego nie wynikało. W drugiej, przyjętej później wersji trzeba było wykazać, że byliśmy zaangażowani i przydatni. Moja rola przy sporządzaniu raportu sprowadzała się do pisania na maszynie i podpisania się - przekonywał Tadeusz G. Marek K. przekonywał, że podpis w raporcie z jego nazwiskiem został sfałszowany, a on po raz pierwszy miał okazję zobaczyć ten dokument dopiero w czasie przesłuchania go przez IPN. Przesłuchanie Wiesława Sz. na jego wniosek zostało utajnione, sąd natomiast odrzucił kolejny wniosek o utajnienie zeznań Anny S.
W czwartek 18 lutego zeznania przed Sądem Okręgowym mieli składać czterej świadkowie, ale jak się okazało jeden z nich od kilku lat już nie żyje, a dwaj - w tym Andrzej Gwiazda - nie stawili się.
Zeznawał natomiast Lucjan K., który pracował w V wydziale radomskiej SB razem z Wiesławem Sz. Swoją pracę w resorcie zakończył w 1990 roku, nie przechodząc pozytywnie weryfikacji.
- Nie podejmowałem żadnych działań związanych z wizytą Anny Walentynowicz w Radomiu - twierdził zapewniając jednocześnie, że o całej sprawie dowiedział się niedawno z prasy. Zapewniał też, że nigdy na wyposażeniu wydziału nie było żadnych środków farmaceutycznych.
Sąd pytał Lucjana K. o zeznania innego, nieżyjącego już dawnego esbeka, który znalazł się na liście świadków. Przesłuchiwany przed kilkoma laty przez śledczych mówił on między innymi o planach otrucia Jacka Kuronia czy zabicia Jerzego Kropiwnickiego, jak również działacza radomskiej „Solidarności”.
Lucjan K. skwitował te wypowiedzi mianem „urojeń”, stwierdził także, że na odprawach głos tego człowieka bywał często daleki od rzeczywistości.
Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie oskarżył Tadeusza G., Marka K. i Wiesława Sz., trzech byłych oficerów SB o to, że w październiku 1981 roku uczestniczyli w opracowaniu tak zwanej kombinacji operacyjnej i podjęli działania, by za pośrednictwem tajnego współpracownika o pseudonimie „Karol” podać działaczce NSZZ Solidarność Annie Walentynowicz środek farmakologiczny o nazwie furosemidum. Anna Walentynowicz przebywała wówczas w Radomiu na spotkaniach z załogami zakładów pracy i miała nocować u swojej znajomej Anny S., która jak się później okazało była agentką. Działaczka „Solidarności” zmieniła ostatecznie zdanie i wyjechała z Radomia. Dzięki temu miała uniknąć zagrożenia związanego z zażyciem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?