Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Prezesi” wyłudzili 6,3 mln zł. Za oszustwa bankowe gdański sąd skazał 10 osób w 11 dni

Jacek Wierciński
Obowiązujące od lipca 2015 r. nowe procedury karne pokazały swoje dobre oblicze. W ciągu niespełna 2 tygodni udało się wydać wyrok na 10 z 24 osób, które według śledczych uczestniczyły w wielkim kredytowym szwindlu
Obowiązujące od lipca 2015 r. nowe procedury karne pokazały swoje dobre oblicze. W ciągu niespełna 2 tygodni udało się wydać wyrok na 10 z 24 osób, które według śledczych uczestniczyły w wielkim kredytowym szwindlu
Za oszustwa bankowe na astronomiczną skalę gdański sąd skazał dziesięć osób w jedenaście dni. Chyba rekordowy w skali kraju wyrok nie kończy jednak sprawy wyłudzenia kredytów na 6,3 mln zł.

Na pierwszej rozprawie zabrakło kilku oskarżonych, ktoś skarżył się, że nie dostał wszystkich dokumentów a pracę, która z reguły zajmowała prokuratorowi długie godziny i kilka sądowych terminów udało się wykonać od ręki. Obowiązujące od lipca i często krytykowane nowe procedury karne wreszcie pokazały swoje dobre oblicze. W ciągu niespełna 2 tygodni udało się wydać wyrok na 10 z 24 osób, które według śledczych z gdańskiej apelacji uczestniczyły w wielkim kredytowym szwindlu opartym na niewiarygodnie prostym mechanizmie.

Sądowy ekspres

- Przecieraliśmy oczy ze zdumienia - nie ukrywają prawnicy, którzy uczestniczyli w pierwszej rozprawie 3 grudnia. Podobne procesy, gdzie oskarżonych liczy się dziesiątkami często nie mogą się rozpocząć miesiącami. Powód? Otwarcie przewodu sądowego wymagało dotąd stawiennictwa wszystkich oskarżonych, dostarczenia im odpisów aktu oskarżenia, który prokurator musiał na sali sądowej odczytać w całości. Ten dokument - zwłaszcza w sprawach finansowych to setki stron tekstu i cyferek.

Sytuacja zmieniła się w związku z reformą kodeksu postępowania karnego. Dlatego, kiedy w sprawie Ryszardów P. i R. oraz 22 innych osób procedury ograniczono do minimum: drugie awizo zostawione u oskarżonego traktowano jak „skuteczne doręczenie”, a zamiast opasłej książki oskarżyciel ograniczył się do odczytania zarzutów. W dodatku 10 osobom udało się „dogadać” z prokuraturą i dobrowolnie poddać karze.

- To płotki - mówią śledczy, którzy zgodzili się by 9 osób usłyszało wyroki więzienia w zawieszeniu, pod warunkiem zapłacenia grzywien w wysokości kilku tysięcy złotych, wyrok pół roku bezwzględnego więzienia usłyszał tylko Jan P.

- Wszyscy oni przyznali się do zarzucanych czynów. Większość uprzednio niekarana i był to ich pierwszy konflikt z prawem - uzasadniła nieprawomocny wyrok sędzia Magdalena Czaplińska.

Kasa za pieczątkę i telefon

Teraz sąd skupić się będzie mógł na 13 głównych oskarżonych (czternasty zmarł nim sprawa trafiła do sądu). Wśród nich są - według śledczych główni organizatorzy procederu, gdańszczanie: 40-letni Ryszard P. i 34-letni Ryszard R. oraz 67-letni Bolesław J. Ciekawsze niż personalia sprawców są jednak mechanizmy, jakie w prowadzonym od 2011 roku śledztwie odkryli prokuratorzy i funkcjonariusze gdańskiego Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

- Oskarżeni byli przedsiębiorcami prowadzącymi niedochodową działalność gospodarczą, emerytami, rencistami lub nawet bezrobotnymi na zasiłku. Jednak z dokumentów pochodzących z 9 firm zarejestrowanych m.in. w Gdańsku, Słupsku, Lęborku, Redzie i Kartuzach wynikało, że pełnią funkcję „prezesów”, „managerów”, „menagerów”, dyrektorów i prokurentów - wymienia prokurator Mariusz Marciniak, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Jak tłumaczy, „na papierze” biznesmeni zarabiali do 30 tys. zł miesięcznie. - Dzięki temu wyłudzili 52 kredyty opiewające na sumy od 5 tys. zł do 700 tys. zł. Łącznie chodzi o 6,3 miliona złotych, a za zarzucane przestępstwa grozi im teraz do 8 lat więzienia - dodaje.

Co ciekawe, poszczególni oskarżeni nierzadko są spokrewnieni, więc proceder nazwać można „rodzinnym interesem”.

Śledczy przyznają jednak, że najbardziej zaskoczeni byli tym, jak łatwo „pomysłowym Rysiom” i ich kolegom udało się oszukać osiem różnych banków. Pracownicy banków opowiadali im bowiem o tym, że zawieranie umów kredytowych obwarowane było „ścisłymi procedurami”. Tymczasem weryfikacja klientów opierała się na... wpisaniu nazwy spółki do przeglądarki internetowej, by sprawdzić, że istnieje i telefonie pod numerem podanym na firmowej pieczątce pod zaświadczeniem o zarobkach. A pieczątek były... całe pudła.

- Tak naprawdę pracownicy banków potwierdzając zarobki dziś oskarżonych domniemanych prezesów dzwonili do kolejnych osób dziś zasiadających na ławie oskarżonych, a wówczas odgrywających role „managerów” przy kolejnych kredytach - mówi prok. Mariusz Marciniak.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki