Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes OptiNav: Firma powinna dawać możliwość rozwoju

Robert Gębuś
mat. prasowe
Z Arkadiuszem Śmigielskim, prezesem zarządu OptiNav sp. z o.o., o pasji, zaawansowanej inżynierii i niekiedy bolesnych doświadczeniach w biznesie rozmawia Robert GębuśGdyby Pan chciał podsumować ubiegły rok i powiedzieć, co planujecie w tym roku? Weszliśmy w kooperacje z firmami zachodnimi, chodzi głównie o branżę przemysłową. Może jeszcze dziś nie jest to do końca zauważalne, choć patrząc na liczbę ludzi, to już widać - w lipcu była nas ósemka, a dziś pracuje 21 osób, także rozwój jest bardzo dynamiczny.

Jedni przychodzą, a czy inni się wykruszają? To już szkielet zespołu?

Część z tych osób już z nami współpracowała przy różnych projektach, ale dotąd nie udawało nam się ich zatrudnić na stałe. Część przyjęliśmy na staże i okazało się, że pasujemy do siebie. To się szybko rozwija. Z osób, które odeszły z tej firmy, to tylko jedna osoba. Stwierdziła, że chce wyjechać za granicę, żeby doświadczyć czegoś nowego. Teraz był grudzień i święta, kolega nas odwiedził, cały czas nam kibicuje, mamy bardzo dobry kontakt. Wyjechał do Anglii, tam zarabia lepsze pieniądze niż mógłby zarobić w Polsce.

Robi to, co lubi?

Tak, ale przyznaje jednak, że robi rzeczy prostsze niż u nas i u nas się bardziej rozwinął. A dzięki temu, że u nas się rozwinął, otrzymał pracę w Anglii. Tu zdobył odpowiednie certyfikaty, które pozwoliły mu dostać tam pracę. Wielu pracodawców uważa, że nie warto inwestować w pracowników, bo uciekną. A ja zapytam, co jeżeli nie będziesz inwestował i tu zostaną. Ja uważa, że niech uciekają, jeśli czują taką potrzebę doświadczania czegoś na zewnątrz. Jeśli nie możemy im zaoferować niczego nowego, jeśli chodzi o ich rozwój osobisty, a niestety dzisiaj nie pieniądze są najważniejsze, a rozwój osobisty, cokolwiek to znaczy, bo przecież dla każdego jest to coś innego. Tak czy siak, pozwólmy realizować ludziom swoje marzenia. Jeśli to robią u nas, to super. Taka jest moja wizja firmy, żeby pozwolić ludziom realizować swoje marzenia. Ale jeśli nie, to niech wyjeżdżają. Bo bardzo często wracają. Bogatsi o umiejętności językowe, znajomość rynku, kontakty, bogatsi o doświadczenia, bogatsi materialnie... same dobre rzeczy przywożą do kraju. Też kiedyś wyjechałem.

Na początku wspominał Pan, że kooperujecie z branżą przemysłową. Chcecie, żeby wasze produkty były produkowane na skalę masową? Co to miałoby być?

O produktach to jeszcze trudno mówić. Przeskok z poziomu technologii do poziomu produktu jest bardzo duży. Stąd też nasze powiązania z partnerami. Jesteśmy dobrzy w wytwarzaniu technologii, w wytwarzaniu pewnych modułów. Cały zamknięty produkt to cała machina. Jego wytworzenie, potem marketing, sprzedaż pociąga za sobą duże pieniądze. Dlatego też my nie do końca mocno inwestujemy w sam końcowy produkt. Owszem, budujemy pewne produkty najczęściej z partnerami, o których dziś do końca jeszcze nie mogę mówić, bo są to rzeczy mocno innowacyjne i nasze umowy nie pozwalają nam na to. Ale to będą rzeczy na pewno powiązane. Ponieważ robimy rzeczy skomplikowane i globalne, więc nie wydaje mi się, żebyśmy dzisiaj budowali działy sprzedaży, marketingu na całym świecie. Przeskok z firmy kilkudziesięcioosobowej do firmy zatrudniającej kilka tysięcy osób to przeskok wielu lat i nie sądzę, by było nas na to dziś stać, nawet gdyby pojawił się inwestor, który wrzuca astronomiczne sumy pieniędzy. Dlatego dziś łatwiej nam się wiązać z partnerami, którzy mają swoje historie, mają te działy sprzedaży, marketingu. My chcemy koncentrować się na tym, co robimy, tyle że lepiej, w lepszych warunkach, zespołach. Oprócz tych dziedzin, które dobrze się sprzedają „pijarowo”, czyli nasze projekty kosmiczne czy medyczne, inne też rozwijamy. Chcemy rozwijać się w kierunku systemów przemysłowych, w kierunku inspekcji wizyjnej, w obszarze systemów szytych „na miarę”. To są ciekawe inżynierskie projekty, w których nasi inżynierowie mogą się zareklamować i rozwinąć.

Przy współpracy z Włochami uczestniczycie w projekcie „Horyzont 2020”, którego celem jest stworzenie kosmicznej śmieciarki, pracujecie nad systemem dla chirurgów, dzięki któremu lekarz będzie mógł „prześwietlać” pacjenta przy pomocy okularów. Ale macie też wiele projektów „pod  klienta”, np. urządzenie skanujące i katalogujące części samochodowe. Jak to działa?

Nasz klient zajmuje się regeneracją części samochodowych. W procesie regeneracji nie dostaje nowego elementu, tylko zużyty, czyli rdzeń, bez żadnych oznaczeń. Ktoś w firmie musi rozpoznać np. jeśli jest to przekładnia samochodowa, to do jakiego modelu jest to przekładnia, z jakiego rocznika. A bywają niuanse z różnymi modelami, w tym samym roczniku, z tym samym silnikiem. Najczęściej jest w takiej firmie jedna osoba, która to „ogarnia”. Powiem więcej: potrafi to określić z dużym prawdopodobieństwem. A jeśli czegoś nie wie, to bierze katalog i próbuje to zmierzyć. Ale jak zmierzyć coś, co jest w 3D, suwmiarką, gdzie często nie ma dostępu do charakterystycznych punktów. Jeśli np. jest to rozrusznik, który jest bryłą bliższą kuli, to nie jest w stanie tego zrobić. Więc my połączyliśmy naszą optyczną suwmiarkę 3D z ich bazą danych. Czyli pokazując pewne charakterystyczne punkty mierzone naszym systemem wizyjnym, sortujemy bazę danych i zawężamy prawdopodobieństwo wyboru odpowiedniego elementu. Pracownik dotyka charakterystycznych punktów, jest szybki pomiar i sortowana jest baza danych, a pracownik dostaje wynik, bez szukania w katalogu.

Macie zainteresowanie tym produktem?

Na razie małe. Sprzedaliśmy dwa takie systemy. Była próba wyjścia z tym na USA. Rynek jest dosyć specyficzny. Ale dzięki temu że stworzyliśmy te produkty, otworzyły nam się drzwi na zupełnie inne systemy. Czasem tak jest, że człowiek planuje coś, a wychodzi mu coś innego. Generalnie same pomiary 3D, kontrola 3D, inspekcja czy nawigowanie w przestrzeni 3D jest dzisiaj tym, czym wiele firm jest zainteresowanych. W różnych aspektach. Czy jest to przemysł ciężki, czy są to drobne detale, to zawsze ktoś chce coś kontrolować w przestrzeni 3D, mierzyć. To są właśnie te dziedziny, w których chcemy mocno zaistnieć. Mamy kontakty i myślę, że w ciągu roku będzie widać efekty naszej pracy.

Jak Pan zaczynał?

Wcześniej bardziej handlowałem elektroniką niż byłem inżynierem elektronikiem. Miałem sieć salonów telefonii komórkowej. Miałem ich sześć w Polsce od 1997 roku do 2002. Podczas kryzysu straciłem płynność. Była okazja sprzedania, nie sprzedałem. Miałem okazję wyjechać za granicę do Anglii do pracy na budowie, w polu i innych dziwnych rzeczach, ale dzięki temu mogłem się nauczyć dobrze języka. Wtedy oczywiście jeszcze tego tak nie postrzegałem. Musiałem spłacać długi, które pojawiły się po bankructwie. Ale to doświadczenie, które uczy, a właśnie dzięki nauce człowiek się rozwija. Zawsze mówiłem, że chciałbym stworzyć firmę, gdzie fajni inżynierowie, z fajnymi pomysłami, otwartymi głowami będą tworzyli ciekawe rzeczy. Coś na wzór Google. Podzieliłem się tą ideą z kolegą, który z kolei miał innego kolegę, zaangażowanego na rynku medycznym. Był szefem dużej firmy, korporacji amerykańskiej na rynku polskim. Akurat ten kolega przyjechał z targów medycznych w USA i widział tam nawigację, która kosztowała w okolicach miliona dolarów lub nawet więcej. Twierdził, że ona nie wyglądała bardzo skomplikowanie i zastanawiał się, czy nie można byłoby jej zrobić w Polsce. Kolega odpowiedział, że zna inżyniera, mając na myśli mnie, który jest w stanie coś takiego zbudować. Skontaktował nas ze sobą. Zbudowałem zespół inżynierski, on zapewnił finansowanie na początkowym etapie i tak zaczęliśmy, od nawigacji wspomagającej chirurga w procedurach wszczepiania endoprotez stawu kolanowego, czyli od projektu, który do dzisiaj u nas w firmie jest kontynuowany, teraz w trochę zmienionej formie, jeśli chodzi o projekty medyczne. Nie byłoby jednak tego wszystkiego bez ludzi.

Kto tworzył zespół?

Zaczynało nas, jak wspomniałem dwóch, ale szybko dołączyłem kolegów. W zespole założycielskim było nas pięciu, a po sześciu latach dołączył jeszcze jeden kolega. W tym teamie mocno pracowaliśmy. Koncentrowałem się na zbudowaniu zespołu ludzi i to ten zespół ludzi wyprowadził nas do miejsca, w którym jesteśmy. Zaczynaliśmy z Markiem Młodzianowskim od strony medycznej, to kolega z Warszawy, który zaprosił kolegę Darka Cyganka, a który to zasilił projekt finansowo na starcie. Od strony inżynierskiej kluczowa osoba to dr inż. Mariusz Bodiański, mój serdeczny kolega jeszcze ze studiów, który wymyślił tę technologię, która się teraz nam tak dobrze sprzedaje, do pozycjonowania wszystkiego w przestrzeni 3D. Bardzo ważnym był też Daniel Jursza, inżynier informatyk, który też był niemal od początku. Jeśli chodzi o kolegę od finansów, to Paweł Skwarek, który dołączył ostatni, ale pociągnął ten wózek w momencie, kiedy mi już powoli przestawało się chcieć. Nacisnął te padały finansowania i pociągnęliśmy spółkę razem. Nabraliśmy wiatru w żagle. Mówię tu o teamie zarządczym, ale z drugiej strony jest team inżynierski, fajnych, młodych ludzi z różnych stron Polski. To, z czego najbardziej jestem dumny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki