Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera opery o Stanisławie Przybyszewskiej - „Olimpia z Gdańska”

Gabriela Pewińska
Jerzy Lach, reżyser: - Sytuacja, która miała miejsce w Paryżu spowodowała, że „Olimpia z Gdańska” staje się spektaklem o granicach wolności.

Ponoć to co stało się niedawno w Paryżu miało wpływ na pracę nad tym spektaklem.
Zaczęliśmy próby ponad miesiąc temu... Nagle w Paryżu dochodzi do ataków terrorystycznych i tym samym życie dopisuje do opowiadanej przez nas historii zupełnie inny kontekst. Nasza opera staje się niezwykle aktualna. Tym bardziej, że jej motywem przewodnim jest wolność, ta osobista i ta globalna. Jakie są tej wolności granice? Czym ta wolność właściwie jest dla nas dziś, a czym była w czasach Rewolucji Francuskiej. To są bardzo aktualne pytania, na które oczywiście nie dajemy odpowiedzi w naszym przedstawieniu. To pytania, które stawiamy widzom. Paradoksalnie, sytuacja, która miała miejsce niedawno w Paryżu spowodowała, że „Olimpia z Gdańska” staje się spektaklem o granicach wolności.

W związku z sytuacją we Francji dokonywał Pan błyskawicznej reżyserskiej korekty? Szaleństwo!
Po przeczytaniu libretta nie miałem zielonego pojęcia jak tę opowieść zorganizować w przestrzeni scenicznej. Mamy tu przedstawione trzy światy. Jest świat realny - przestrzeń brudnego, biednego mieszkanka, w którym mieszka Stanisława Przybyszewska. Jest świat literacki i jest świat, który kreuje morfina, ten jest implikacją świata realnego i literackiego. Fikcja miesza się tu z rzeczywistością. W opowiadaniu tej historii pozwalamy sobie na dużą umowność. W operze jest to zabieg dość ryzykowny, ale jestem przekonany, że w przypadku tej opery będzie udany.

Trójkąt gdański Stanisławy Przybyszewskiej

Niewiele wiemy o Stanisławie Przybyszewskiej. Jest dziś postacią właściwie zapomnianą.
Jej życie to nie jest historia lekka, łatwa i przyjemna. Dziś wolimy odbierać sztukę jako rozrywkę. Idziemy zobaczyć jakiś spektakl i mamy nadzieję dobrze się zabawić. To nie jest dobre nastawienie. Chcemy się zabawić - idźmy potańczyć, chcemy się pośmiać - ruszajmy do kabaretu. Do teatru jednak wybierzmy się po tak zwaną strawę duchową. Nie zależy mi oczywiście na tym, żeby widz wychodził z teatru zdołowany, żeby po obejrzeniu spektaklu doszedł do wniosku, że życie nie ma sensu. Sztuka musi przecież także budować, dawać nadzieję. W tym przedstawieniu świat ulega degradacji, Stanisława jest postacią tragiczną. Scen do śmiechu tutaj nie ma. Muzyka też ulega nastrojowi tej opowieści. Ktoś powie: - Po co mam zatem iść to oglądać? By cierpieć?

Tylko co to znaczy cierpieć? Jeśli w życiu mamy szukać tylko łatwej pociechy, rozrywki, a taki model jest w tej chwili obowiązujący to chyba coś z nami jest nie tak. Nie obstaję za romantycznym stylem życia, za umartwianiem się, za wieczną walką o coś, raczej preferuję, by walczyć o siebie, o to, by moje życie miało jakiś sens. Myślę, że teatr wspiera nas w tej walce. Opera szczególnie, to dla mnie najwyższa ze sztuk. W operze mamy wszystko.

Opera – ostatni bastion metafory. Zobaczymy zatem poetycką opowieść...
O kobiecie, która swoje życie poświęciła dla sztuki. Dziś, na szczęście, nie musimy dokonywać takich wyborów. Jeszcze raz wrócę do tego modelu łatwego, lekkiego życia, który dziś obowiązuje. Idziemy na imprezę, coś pijemy lub coś bierzemy, potem się budzimy i mówimy: No to teraz trzeba znów zacisnąć zęby i zacząć coś robić... Wolałbym, by było odwrotnie, by każdy poniedziałek był weekendem, żebyśmy taki mieli stosunek do życia. Ono daje nam ogromne możliwści i tylko od nas zależy na ile będziemy mogli z tego skorzystać.

To będzie spektakl o emocjach.
Dla mnie prawdziwy teatr to ten, który budzi emocje. Jeśli ktoś po obejrzeniu naszego spektaklu będzie się sam ze sobą wadził, to będę szczęśliwy. Każda z przedstawionych tu postaci jest dwubiegunowa. Zła z elementami dobra i odwrotnie. Miłość Stanisława Przybyszewskiego do córki jest autentyczna, to miłość niewyrachowana, ale w swych artystycznych urojeniach Przybyszewski nie dostrzega, że to patologia. Chce córkę zdominować, ta próbuje się wyzwolić. To samo jest z Olimpią, bohaterką powieści, którą pisze Stanisława. Ona również wadzi się ze swym ojcem. Może dlatego ta powieść, ma dla Stanisławy tak ogromne znaczenie. Widzi w niej siebie, ze swoimi problemami, ale też osobę, którą chciałaby być, silną , mocną kobietę, która potrafi walczyć o swoje. W realizacji to bardzo trudne przedstawienie...

Łatwo o banał...
Bardzo cienka granica.

Premiera: 20 listopada w Operze Bałtyckiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki