Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei". ROZMOWA z Marią Rosarią Omaggio

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Marią Rosarią Omaggio
Marią Rosarią Omaggio ANDREA PAVESI/OLYCOM
Z Marią Rosarią Omaggio, włoską aktorką, odtwórczynią roli Oriany Fallaci w filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei", rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Dla mojego pokolenia Oriana Fallaci była ikoną, charyzmatyczną dziennikarką, która potrafiła Chomeiniemu rzucić czadorem w twarz. A kim jest dzisiaj? Jak się ją we Włoszech wspomina?
Nadal jest ikoną, i to nie tylko we Włoszech. Oczywiście teraz mówi się o Orianie tej sprzed 11 września i po 11 września, czyli dzieli się jej życie na to przed słynnym tekstem "Wściekłość i duma" i po jego publikacji. Kiedy się ten artykuł ukazał, przez jednych została uznana za ikonę prawicy, przez innych za kogoś, kto zdradził lewicę. Oczywiście można i tak na nią spojrzeć, ale z dokumentacji, jaka po niej została, jasno wynika, że Oriana nie mieściła się w żadnym nurcie politycznym. Że nie można jej przypisać jakiejś politycznej konotacji. Była po prostu bardzo odważna i zawsze mówiła to, co myśli.

A młodzi ludzie jak ją postrzegają?
Zapewne nie znają jej tak dobrze jak my. Moje pokolenie żyło tym, co ona mówiła i w jaki sposób nam to przekazywała. Ale nieraz już od młodych słyszałam, że Oriana w jakimś sensie miała wpływ na historię. Zwłaszcza że ona sama lubiła mówić o sobie, że jest historykiem. Nie historyczką. Wolała używać w odniesieniu do siebie męskiego rodzaju.

Czy ta rola jest dla Pani tylko kolejnym aktorskim etapem, czy może zajmuje jakieś szczególne miejsce w sercu?
Niemal każdej aktorce zadaje się pytanie - kogo chciałabyś zagrać? Od wielu lat słysząc je, uparcie powtarzałam, że... chciałabym kiedyś zagrać Orianę Fallaci. No i się udało.

Jest Pani fizycznie do niej podobna. Ale też udało się Pani oddać jej charakter. W jaki sposób nad tym się pracowało?
Miałam olbrzymie szczęście, ponieważ grałam z aktorem, który musiał wykonać podobną pracę. Myślę o Robercie Więckiewiczu. On też przygotowywał się do odtworzenia postaci historycznej, tylko w jego przypadku jeszcze żyjącej. A Oriana to postać nadal żywa we wspomnieniach. Przygotowanie do takiej roli polega przede wszystkim na zgłębieniu postaci, takim niemal absolutnym. Dowiedzeniu się jak najwięcej o niej po to, żeby móc się w nią wcielić, a nie jedynie naśladować. Mieliśmy szczęście, że naszym reżyserem był pan Andrzej Wajda, który ma wspaniałe przygotowanie teatralne i pomaga aktorowi podrążyć w postaci, zagłębić się w nią, a nie tylko ślepo naśladować.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani: Wiele mnie łączy z Orianą Fallaci, ale i wiele dzieli. Ciekawa jestem, co łączy, a co dzieli?
Jestem przeciwniczką wojny i Ambasadorką Dobrej Woli UNICEF. To jest coś, co nas dzieli. Myślę o słowach papieża Franciszka, który kontynuuje dzieło Jana Pawła II w obalaniu granic między religiami monoteistycznymi. Po to, żeby te różnice nie były zarzewiem konfliktów zbrojnych. I o ile o Orianie można powiedzieć, że była chrześcijańską ateistką, to ja jestem chrześcijańską chrześcijanką.

Czy słynne rekwizyty, które Pani ze sobą przywiozła, a które należały do Oriany, jak futro z norek, dyktafon czy broszka, pozwoliły lepiej budować postać? I czy mogła Pani zatrzymać coś na pamiątkę?
Dyktafon jest własnością pisma "Corriere della Sera", podobnie jak notatki czy dokumenty. Futro również musiałam oddać. Ale od siostrzeńca Oriany dostałam kilka rzeczy na pamiątkę, m.in. oryginalną wizytówkę człowieka, który był tłumaczem podczas jej wywiadu z Lechem Wałęsą. Siostrzeniec podarował mi też broszkę, którą Oriana wówczas miała na sobie. I pisak, którym wtedy robiła notatki. Zabawna rzecz z tym pisakiem. Kiedy go dostałam, nie działał, nie dało się nim niczego napisać. Ale kiedy zaczęliśmy kręcić zdjęcia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, się rozpisał. Być może da się to wytłumaczyć różnicą temperatur, jaka była w przyczepie i na planie. Ale ja lubię w tym widzieć znak, błogosławieństwo Oriany z góry dla mojej roli. A co do jej budowania, wszystkie te detale anatomiczne, z małą blizną na nosie, rozmieszczeniem pieprzyków na twarzy, były wyrazem naszej wielkiej atencji wobec postaci i ta pieczołowitość w odtwarzaniu drobiazgów mi pomagała. Ale w trakcie zdjęć aktor zapomina o tej całej charakteryzacji. Dla mnie najważniejsze w budowaniu roli było to, co Fallaci w tamtym momencie czuła, co myślała i jak się zachowywała.

Udało się Pani choć trochę zwiedzić Gdańsk?
Tak, i jestem miastem zachwycona. To taka polska Florencja. Ale jest jeszcze jedna, interesująca mnie tu rzecz. Zajmuję się kamieniami szlachetnymi.

Nawet Pani książkę o kamieniach szlachetnych napisała.
A Gdańsk to miasto bursztynu i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze zwiedzić muzeum jemu poświęcone.

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
============11 (pp) Zdjęcie Autor(36392932)============
fot. ANDREA PAVESI/OLYCOM

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki