Premierowa, owszem, jest ważna, ale nie tak jak premier, a teraz wszyscy zastanawiają się, kto zostanie prezesem Rady Ministrów, gdy Donald Tusk wygra wybory prezydenckie.
Jedno jest pewne, że nie będzie to premier z Krakowa.
Teraz komentatorzy obstawiają (nie wiadomo, czy zakłady są jeszcze dozwolone, bo walczymy z hazardem) Jana Krzysztofa Bieleckiego, jeszcze ciągle, choć już niedługo, prezesa Banku Pekao SA.
Okazało się przy okazji, że Polacy nadal trzymają oszczędności w skarpetkach, bo nie odróżniają Banku Pekao SA od PKO BP. Dobrze jednak, iż odróżniają Lecha Kaczyńskiego od Jarosława, mimo że przecież są do siebie podobni. Ale wracajmy do JKB.
Gdyby - jak mówią - został prezesem Rady Ministrów - na pewno - i mówię to całkiem serio - byłby to dobry pomysł.
Jak twierdzi Lech Wałęsa, "pasuje na każde stanowisko, może być i prezydentem, i premierem", i tym razem ma rację.
Bielecki jest politykiem z dużym doświadczeniem oraz z klasą. Ma dobre kontakty międzynarodowe i zna się na ekonomii. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział, że "najlepiej by było - choć brzmi to jak bajka - żeby roczny czy dwuletni program wychodzenia z dołka był podżyrowany przez wszystkie siły polityczne".
Święte słowa, i jeśli jakiś premier miałby szanse to uczynić, to właśnie JKB.
Człowiek zaprzyjaźniony nie tylko z Donaldem Tuskiem, ale także z Lechem Kaczyńskim, a jeszcze bardziej z ministrem w Kancelarii Prezydenta Maciejem Łopińskim. Może dlatego Jarosław Kaczyński mówi o nim bez agresji.
Przy okazji dziennikarze przypominają, że "Małoczarny" (taką miał ksywę w podziemiu) w stanie wojennym zarabiał na życie jeżdżąc ciężarówką, a zapominają, że jako pierwszy w Polsce założył spółdzielnię "Doradca", która proponowała usługi konsultingowe, a nie mycie okien.
Jest też - co ważne - Jan Krzysztof Bielecki człowiekiem dowcipnym. Gdy rozmawiałam z nim przy okazji 20 rocznicy wyborów czerwcowych, opowiedział mi taką anegdotkę: - Gdy w maju 1989 roku zbierałem podpisy przed kościołem Świętej Brygidy - podeszły do stolika dwie starsze panie i zaczęły uważnie studiować mój życiorys. Przeczytały, że spółdzielnia "Doradca" współpracuje z międzynarodowymi instytucjami finansowymi i zasępiły się.
- To pewnie Żyd - powiedziała szeptem jedna do drugiej.
- Ale nasz, z Solidarności! - skarciła ją druga.
Poza tym JKB ma fajną żonę!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?