Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy zwolnieni za udział w związkach zawodowych? "Szukano na nas haka". Prezes GUK odpiera zarzuty i zawiadamia prokuraturę

Jakub Cyrzan
Jakub Cyrzan
Wideo
od 16 lat
Pracownicy Gdańskich Usług Komunalnych zostali zwolnieni dyscyplinarnie za nieprawidłowości, których mieli się dopuścić w pracy. Sami zainteresowani twierdzą, że to nieprawda, a prezes gdańskiej spółki próbował znaleźć na nich "haka", za ich czynny udział w nowopowstałym związku zawodowym. Prezes pokazuje nagranie, na którym rzekomo widać winę pracowników. Ci składają zawiadomienie do sądu pracy i zapowiadają procesy cywilne. Kto w całym sporze ma rację?

Trzech pracowników GUK zwolnionych dyscyplinarnie. Mieli odebrać odpady niezgodnie z przepisami

- Sprawa jest bulwersująca i wymaga pilnych działań. Tutaj chodzi o nie tylko godność ludzką, ale o to, żeby Gdańsk dalej był miastem wolności i solidarności - mówi poseł na sejm RP Kacper Płażyński.

Chodzi o sytuację, do która miała miejsce w lutym br. Wówczas trzech pracowników GUK miało dopuścić się odebrania odpadów z pojemnika, który nie był zarejestrowany w GUK. Sprawa ma jednak - zdaniem Kacpra Płażyńskiego - zupełnie inne podłoże.

- 17 października 2022 r. trzej panowie którzy za mną stoją, założyli związek zawodowy "Solidarność". Co się dzieje kilka miesięcy później? W marcu 2023 r. zostają zwolnieni dyscyplinarnie za podstawy, które dla mnie są niesamowicie wątpliwe - mówi Płażyński. - Po drugiej stronie jest prezes Piotrusiewicz, który jest znany z tego, że w przeszłości ludzi, którzy się z nim nie zgadzali, również takich, którzy mają inne poglądy polityczne, po prostu wyzywał od najgorszych.

Poseł Płażyński wysłał pismo do prezydent Gdańska z pytaniami, dotyczącymi działalności spółki. Jego zdaniem dzieję się tam wiele rzeczy, które nie powinny mieć miejsca.

- Związki zawodowe w spółce powstały ze względu na to, że nasze zarobki nie były równomierne do konkurencji. Założyliśmy związki żeby mieć większe prawa. Spotkaliśmy się z prezesem dwa razy - mówi Piotr Boguszewicz, wiceprzewodniczący powstałych w GUK związków.

Jak twierdzi, podczas drugiego spotkania prezes spółki miał zachowywać się "nieprzyjemnie" wobec samych związkowców. Prezes miał też sugerować, jakoby kwestia niskich zarobków pracowników wynikała z poczynań obecnego rządu na szczeblu krajowym.

- Więcej się z prezesem nie widzieliśmy. W styczniu nastąpiła kontrola Państwowej Inspekcji Pracy. Z początkiem lutego zostaliśmy przeniesieni na jeden samochód. Spodziewaliśmy się tego, że będą szukali na nas "haka" - twierdzi wiceprzewodniczący związków.

Pod koniec lutego br. pracownicy mieli odebrać prywatny pojemnik od klienta z domu jednorodzinnego. Jak opowiada wiceprezes związków, klient miał trzymać worki w pojemniku w obawie przed zwierzyną, która mogła je rozerwać.

- Poprosił nas, żebyśmy to odebrali wrzucając pojemnik. Jeżeli worki leżałyby i byśmy je odebrali, nie byłoby tematu, ale za to, że użyliśmy prywatny pojemnik klienta, zostaliśmy oskarżeni o przyjęcie korzyści majątkowej. Tymczasem klient posiadał umowę i absurdalnym byłoby przekazywanie przez niego dodatkowych pieniędzy - mówi były pracownik GUK.

Sprawa skończyła się zwolnieniami dyscyplinarnymi. Jak mówią byli pracownicy spółki, nie podjęto z nimi po tym incydencie żadnego dialogu.

- Prezesowi było na rękę, że usunął trzech z komisji, bo już kontaktował się z przewodniczącym naszych związków, proponując "nowe rozdanie". W tej chwili walczymy o nasze dobre imię - mówi Boguszewicz.

Jak dodają, wszyscy trzej, co pół roku dostawali najwyższe oceny za swoją pracę.

Dyscyplinarne zwolnienia w Gdańskich Usługach Komunalnych

W związkach, oprócz trzech zwolnionych pracowników, było jeszcze ok. 20 osób. Zdaniem zwolnionych, inni pracownicy mieli być zniechęcani do dołączenia do grupy. Wiceprezes związków twierdzi, iż "grożono m.in. tym, że nie będzie parkingów, obiadów, czy posiłków regeneracyjnych dla związkowców".

- To o czym mówi pan Piotr jest głównym powodem dla którego się spotykamy, ale sytuacja w samej spółce GUK jest bardzo zła. O tym mówią pracownicy, a także Państwowa Inspekcja Pracy - mówi gdański radny Przemysław Majewski.

Radny przedstawił odpowiedź pokontrolną. W niej miały zostać przedstawione nieprawidłowości w zakresie m.in. przestrzegania regulaminu pracy, regulaminu wynagradzania czy regulaminu w zakresie przyznawania świadczeń zakładowego funduszu świadczeń socjalnych.

- To pokazuje, że niestety ta spółka jest źle zarządzana. Doprowadza nas do drugiej kwestii, czyli osoby prezesa. Pan Bartosz Piotrusiewicz od wielu lat pełni tę funkcję, od wielu lat "upiekało" mu się po różnorakich wypowiedziach, które nie były związane bezpośrednio z działalnością spółki, natomiast tu widzimy, że ewidentnie ta spółka jest źle zarządzana. Dlatego dziś musi to wybrzmieć - Bartosz Piotrusiewicz powinien być poddany do dymisji - mówi Majewski.

Gdański radny domaga się także, aby pracownicy, których zwolniono w jego opinii w oparciu o bardzo wątpliwe przesłanki, zostali przywróceni do pracy. Dodał, że ich działanie było zgodne z prawem, a jako dowód, przedstawił oświadczenie właściciela posesji, który potwierdza wyrażenie zgody na odbiór odpadów z pojemnika. Radny domaga się także kontroli w spółce ze strony miasta.

- Ujawnia się nagranie, na którym widać, że panowie wykonują swoją pracę, zabierają śmieci, po czym są zwalniani dyscyplinarnie, bo rzekomo zabrali śmieci również z pojemnika przedsiębiorcy, który nie miał mieć podpisanej z miastem umowy. Tymczasem okazuje się, że ten przedsiębiorca umowę na wywóz śmieci z miastem ma - mówi Kacper Płażyński.

27 marca pracownicy złożyli pozew do sądu pracy. Po ogłoszeniu wyroku, chcą przejść także na drogę postępowania cywilnego.

- Ja nie czuję się, że zrobiłem coś złego. Wręcz przeciwnie, po zwolnieniu 24 marca ktoś jeździł, wypytywał o kamery i jakieś dowody przeciwko nam - mówi były pracownik GUK.

- Jak spojrzymy na wykaz wydatków GUK, to 7 marca znajdziemy pozycję wartą 1 500 zł na rzecz agencji detektywistycznej i jako treść tego zamówienia wpisano usługę z zakresu "zwalczania nieuczciwej konkurencji". Czy te wydatki są związane ze sprawą o której tutaj mówimy? Czy spółka wynajmuje agencje detektywistyczne, aby sprawdzać pracowników? - pyta radny Majewski.

Prezes Gdańskich Usług Komunalnych odpowiada. "Okoliczności sprawy nie budzą wątpliwości"

Na odpowiedzi samego prezesa GUK - Bartosza Piotrusiewicza - nie trzeba było długo czekać. Tuż po konferencji prasowej związkowców, posła Płażyńskiego i radnego Majewskiego, na dziedzińcu urzędu miejskiego pojawił się sam zainteresowany.

- 22 lutego spółka GUK zwolniła dyscyplinarnie trzech pracowników. Zostali zwolnieni dlatego, że odbierali odpady z pojemnika niezarejestrowanego, z nieruchomości, na której prowadzona jest działalność gospodarcza, polegająca na budowie kamperów i saun - mówi prezes Piotrusiewicz.

Jak twierdzi, przedsiębiorca nie był klientem GUK, nie miał złożonej deklaracji na tego rodzaju działalność i nie ponosił opłat z tego tytułu.

- Okoliczności sprawy nie budzą wątpliwości, co do umyślności działania pracowników - mówi prezes. - Chciałbym zaznaczyć, że wszystkie przypadki tego rodzaju "lewizny" poprzednio wykryte w GUK, skutkowały dokładnie tym samym efektem, tzn. zwolnieniem dyscyplinarnym pracowników. Nie jest rzeczą uczciwą, by uczciwie płacący opłaty za odbiór odpadów mieszkańcy Gdańska, płacili za nieuczciwych pracowników odbierających odpady od nieuczciwych przedsiębiorców nieuiszczających opłat.

Zdaniem prezesa GUK wszyscy pracownicy są traktowani tak samo. Bartosz Piotrusiewicz odniósł się też do powstania samych związków. Jak mówi, przynależność związkowa trzech opisywanych wyżej pracowników, nie miała stanowić przesłanki do ich zwolnienia.

Związkowcy zwolnieni z GUK. Prezes spółki pokazuje nagranie

Jako dowód swoich słów prezes przedstawił wideo, na którym widać śmieciarkę, podjeżdżającą pod posesję. Film został nagrany z ukrycia, z samochodu znajdującego się kilkadziesiąt metrów za pojazdem. Zapytany o autora nagrania, Bartosz Piotrusiewicz stwierdził, że był nim "jeden z pracowników".

- To jest niezarejestrowany pojemnik, z którego są wyrzucane odpady przemysłowe. Do jednego z naszych pracowników podchodzi - jak mniemam - pracownik tegoż przedsiębiorcy, wyciąga coś z kieszeni, przekazuje mu, ten pracownik idzie do kabiny przeliczając coś i odkłada to do kabiny - zrelacjonował nagranie prezes GUK.

Z nagrania ciężko wywnioskować, czy cokolwiek rzeczywiście zostało przekazane pracownikowi spółki.

- Dlaczego pracownik jeździ za śmieciarką nagrywając innych pracowników? - zadał pytanie jeden z dziennikarzy.

- Przyczyną tego, że ta ekipa została sprawdzona, była rutynowa kontrola przeprowadzana przez jednego z naszych dyspozytorów - odpowiedział prezes Piotrusiewicz.

- Czy sugeruje pan, że pracownicy otrzymali łapówkę? - wybrzmiało inne pytanie.

- To widać na filmie, czy było to z uzyskaniem korzyści majątkowej czy nie, będzie przedmiotem badania prokuratury, która zgodnie z obowiązkiem, który posiadam, została poinformowana o tym zdarzeniu - zakończył prezes.

Zapytany o to, czy rzeczywiście zatrudniono firmę detektywistyczną, która miała śledzić pracowników stwierdził, że w związku z informacjami o możliwych nieprawidłowościach, GUK podjął taką decyzję. Jednocześnie podkreślił, że nagranie miało nie pochodzić od ów firmy detektywistycznej.

Zdaniem Piotrusiewicza, przedsiębiorca który podpisał oświadczenie przedstawione przez związkowców, ma działać z nimi w porozumieniu.

Jak było naprawdę? Kto w tym sporze ma rację? O tym ostatecznie zdecyduje toczące się postępowanie sądowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki