Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy Bomi czekają w strachu na masowe zwolnienia

Anna Mizera-Nowicka
Archiwum/DB
Pracownicy Bomi są w coraz większym strachu. Boją się o swoje miejsca pracy. To skutek kłopotów handlowej spółki. Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ zatwierdził, co prawda, na początku sierpnia wniosek Bomi o ogłoszenie upadłości układowej, a zarząd firmy uspokajał zatrudnione osoby, ale sytuacja jest wciąż daleka od normalizacji.

- To może być druga stocznia - mówił prezes spółki Witold Jesionowski, po tym, jak zarząd Bomi 10 lipca złożył do Sądu Rejonowego w Gdańsku wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu. Podkreślał, że w firmie zatrudnionych jest 3 tys. osób, z czego jedna trzecia na Pomorzu, dlatego zwolnienia mogą być masowe.

Bardziej optymistyczny był jednak pod koniec ubiegłego tygodnia, gdy sąd przychylił się do wniosku spółki i wydał decyzję o ogłoszeniu upadłości układowej. - Decyzja, którą otrzymaliśmy, stwarza możliwość kontynuowania przez spółkę działalności, dokończenie planu restrukturyzacji i zachowanie miejsc pracy na terenie całego kraju - zapewnił prezes.

Innego zdania są jednak pracownicy pomorskich delikatesów Bomi, którzy przyznają, że czekają na wypowiedzenia.
- U nas jest jeszcze dobrze, bo mamy pełne półki. Nie tak, jak Gdańsku Głównym - mówi nam jedna z kasjerek. - Ale już nam zapowiedziano, że do końca sierpnia nasz sklep na gdańskiej Matarni ma być zamknięty.

W podobnym tonie wypowiadają się również pracownicy innych sklepów. - Z okrojonym asortymentem, ale nadal pracujemy - mówi pracowniczka Bomi na gdańskim Głównym Mieście. - Nie przyjmujemy nikogo nowego do pracy - przecież będą zwolnienia grupowe! Nie wiemy jeszcze, czy to kwestia miesiąca, dwóch czy więcej. Trzeba się szykować na najgorsze - dodaje.

To najgorsze widać już w dwóch sklepach w centrum Gdańska, gdzie trwa rozmontowywanie kolejnych, od dawna zresztą pustych, półek. - Gołym okiem widać, że będzie likwidacja - mówi jedna z kasjerek. - Gdy byłam ze swoim CV w innej sieci supermarketów, powiedziano mi, że ostatnio wiele ludzi z Bomi szuka pracy. A nam nadal nikt nie powiedział, kiedy będą wypowiedzenia - dodaje.

Zarząd spółki na pytanie, czy będzie zamykać nierentowne placówki, a tym samym zwalniać pracowników, nam nie odpowiedział. Jak twierdzą władze Bomi, do końca sierpnia nie udzielają informacji na temat obecnej sytuacji, bo ta zmienia się z dnia na dzień. Zapowiadają, że z końcem miesiąca wyślą komunikat.

Sytuacji nie komentują też działające w Bomi związki zawodowe. - Pracodawcy nie w pełni udzielają nam informacji - słyszymy tylko nieoficjalnie.

Z kolei przewodniczący Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność liczy, że sprawa nie jest jeszcze przegrana. - Dziś nie umiem powiedzieć, czy polska firma, która przegrała z kapitałem transgranicznym, utrzyma się czy dojdzie do zwolnień. Ale liczę, że związkowcom uda się doprowadzić do kompromisu - mówi Alfred Bujara. - Jeśli nie, mam nadzieję, że pracownicy znajdą się na rynku pracy, bo w tej branży jest duża rotacja.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki