Zbyszek Gach nigdy nie był sam. Lubił towarzystwo, ale i towarzystwo lubiło jego, dlatego w czwartek w ostatniej drodze odprowadzał go tłum - rodzina, przyjaciele, znajomi. W imieniu środowiska dziennikarzy zmarłego pożegnał redaktor Tadeusz Woźniak.
Maciej Kraiński, poeta i kierownik Muzeum Tradycji Szlacheckiej w Waplewie, zadedykował mu wiersz. Ciepłych słów nie szczędził też marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, wspominając zaangażowanie Zbigniewa Gacha w działalność podziemnej Solidarności.
Było też pożegnanie muzyczne. Nad urną z prochami reportażysty zagrał m.in. saksofonista Przemek Dyakowski. Wszystkie te wystąpienia pokazują, jak wielobarwną i nietuzinkową postacią był Zbyszek. Człowiekiem, który dziennikarską pasję i ciekawość świata potrafił łączyć z odwagą wyrażania poglądów, a poczucie humoru z głęboką refleksją.
- Zbliżył nas strajk w Stoczni Gdańskiej. W śniegu i na mrozie chodził za mną krok w krok. Towarzyszył mi całą noc. Mówił, że wszystko chce opisać. Miał świadomość, że to może być ostatni opis w jego życiu, bo w każdej chwili mógł być atak, desant - opowiada Bogdan Borusewicz.
Działo się to w nocy z 15 na 16 grudnia 1981 r. Stocznia Gdańska była już po drugim ataku ZOMO. Borusewicz, któremu udało się uciec z esbeckiej obławy, wszedł do stoczni 15 grudnia po południu i od razu zaczął zabezpieczać bramy i przygotowywać zakład do obrony. Strajkujących było niewielu. Z kilkunastotysięcznej załogi strajkowało kilkaset osób.
Pomorze: Zmarł dziennikarz Zbigniew Gach
Negatywnie zweryfikowany
Mimo że Zbyszek nie odstępował Borusewicza, to w chwili ataku na stocznię, do którego doszło nad ranem, byli przy innych bramach. Borusewicz z kolegami bronili bramy kolejowej od strony Stoczni Północnej, a Gach obserwował atak na historyczną 2 bramę z dachu budynku stoczniowych związków zawodowych.
"Opancerzony pojazd zbliżał się coraz prędzej, dziesięć metrów, pięć, trzy, dwa...! Sypnęło iskrami przy starciu metalu z metalem, a nasza pierwsza zapora prysła jak ślimak pod butem. Czołg kilkakrotnie się cofał i uderzał miażdżąc wszystko, co mu stało na drodze. Po sforsowaniu Bramy nr 2, podjechał do ustawionej nieco dalej, w poprzek drogi, potężnej stoczniowej lory na kołach z pełnej gumy, którą odsunął niczym zabawkę" - pisał Gach we wspomnieniach tej pamiętnej nocy, opublikowanych w prasie podziemnej, a po 1989 w "Tygodniku Gdańskim" i "Dzienniku Bałtyckim" (2000 r).
Zbyszek wtedy w stoczni próbował uciekać, ale złapał go patrol ZOMO. Został wywieziony do aresztu w Starogardzie Gdańskim Wyszedł po czterech dniach. Musiał jednak zapłacić grzywnę, w wysokości niecałych dwóch jego pensji, na którą skazało go kolegium ds. wykroczeń.
- Zrobiliśmy składkę wśród kolegów na tę grzywnę - przypomina Andrzej Liberadzki, zastępca redaktora naczelnego "Czasu", w którym Zbyszek pracował. Wkrótce on i jego koledzy zostali negatywnie zweryfikowani i stracili pracę, a "Czas", ogólnopolskie pismo, został zlikwidowany.
Zajadły reporter
Liberadzki znał Zbyszka Gacha z pracy w piśmie studenckim "Politechnik".
- Rozwijał się pod moimi skrzydłami - zaznacza Liberadzki, wówczas kierownik "Politechnika".
To on ściągnął Zbyszka do "Czasu"
- Był zajadłym, dociekliwym, rzetelnym reporterem - ocenia Andrzej.
Porwał go Sierpień
Zbyszek znalazł się w grupie reporterów "Czasu", m.in. z Edmundem Szczesiakiem, w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku.
- Pierwszy raz poznałem go w stoczni. Przekazał nam bardzo ważną informację z posiedzenia egzekutywy KW PZPR w Gdańsku. Stanowisko egzekutywy stwierdzało że konflikt należy rozwiązać metodami pokojowymi. To znaczyło, że nie będzie użycia siły - podkreśla Borusewicz, współorganizator strajku w Stoczni Gdańskiej.
- Zbyszek był wtedy początkującym reporterem. W przeciwieństwie do niektórych dziennikarzy, którzy traktowali strajk jako atrakcję, Zbyszek bardzo się angażował i przeżywał. Strajk zadecydował o jego późniejszych wyborach - wspomina Edmund Szczesiak.
"Czas" jako pierwsze pismo w Polsce zamieścił zbiorową relację z wydarzeń sierpniowych w stoczni i to jeszcze w czasie trwania strajku.
- Zbyszek miał w tej relacji pokaźny udział - zaznacza Liberadzki.
W czasie karnawału Solidarności oprócz publikacji w "Czasie" pisał artykuły do pism najpierw MKZ (Międzyzakładowy Komitet Założycielski), potem Zarządu Regionu Gdańskiego "S" . Był członkiem Komisji Zakładowej "S" przy Domu Prasy w Gdańsku. Współredagował "Głos Wolny" podczas pierwszego zjazdu Solidarności w hali Olivia.
Jak esbecja szukała Moskita
- W stanie wojennym współpracował z pismem Zarządu Regionu Gdańskiego. Często się z nim spotykałem w mieszkaniu, w którym ukrywał się Mariusz Wilk z Bernadetą Stankiewicz - wspomina Borusewicz.
To właśnie Wilk, wrocławianin, od czasu powstania Solidarności mieszkający w Gdańsku, zaproponował napisanie "Konspiry". Ale bez redaktora Macieja Łopińskiego i Zbyszka Gacha zapewne książka by nie powstała.
Zbyszek podjął się bardzo żmudnej pracy spisywania rozmów z liderami opozycji. Wyszło z tego tysiąc stron. Potem wspólnie w odosobnieniu napisali książkę, która stała się bestsellerem.
Wilk i Łopiński podpisali się imieniem i nazwiskiem, a Gach jako Marcin Moskit.
- Użyłem pseudonimu nie dlatego, że się bałem więzienia, ale że wyrzucą mnie ze spółdzielni mieszkaniowej w Gdańsku Osowej. W radzie spółdzielni byli aktywista partyjny i milicjant - niechybnie by mnie wywalili - tłumaczył Gach w książce Edmunda Szczesiaka "My, podziemni. Cisi bohaterowie stanu wojennego".
Mieszkał wtedy w Kopytkowie, oddalonym prawie 100 km od Gdańska. Esbecy dali spokój Łopińskiemu i Wilkowi, a zaczęli tropić Moskita.
W kręgu podejrzanych znaleźli się dziennikarze zlikwidowanego "Czasu". Esbecja wzmogła poszukiwania Moskita, gdy w Radiu Wolna Europa w odcinkach czytano "Konspirę".
- Ja i Andrzej Ereciński zostaliśmy zatrzymani na 48 godzin - opowiada Liberadzki, który był pierwszym czytelnikiem "Konspiry" oraz wyekspediował ją na Zachód.
W związku z drobną kolizją drogową Zbyszek został wezwany do drogówki, a tam siedziało dwóch esbeków.
- Zapytali mnie znienacka: "Kim jest Marcin Moskit?". Najpierw czułem, jak mi odpływa krew, ale szybko się pozbierałem i już do końca przesłuchania nie dałem się zastraszyć ani sprowokować - opowiada Gach w książce Szczesiaka.
W latach osiemdziesiątych Zbyszek pracował jako reporter w "Pomeranii", miesięczniku Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
- Na czas pisania "Konspiry" Wojciech Kiedrowski, redaktor naczelny "Pomeranii", udzielił urlopu Zbyszkowi - ujawnia Szczesiak, który także pracował wówczas w "Pomeranii".
Wśród ważnych tekstów Zbyszka opublikowanych na łamach "Pomeranii" Szczesiak wymienia "Jeden z Wiela", o tajnej drukarni Ludwika Kossaka-Główczewskiego działającej w czasie II wojny światowej.
"Zapić księdza",
to tytuł reportażu Zbyszka Gacha, który ukazał się w "Tygodniku Gdańskim", piśmie "S" Regionu Gdańskiego, powstałym w 1989 r.
- Świetny, poruszający reportaż o zabójstwie księdza Sylwestra Zycha - oceniają Jan Jakubowski i Liberadzki, zastępcy redaktora naczelnego "Tygodnika Gdańskiego". Liberadzki wymyślił cykl: Kalendarium Wałęsy i zlecił jego opisywanie Zbyszkowi.
- On przez parę miesięcy wszędzie jeździł za Wałęsą. Z tych szkiców powstał "Antybohater" - zdradza Liberadzki, jak powstała książka o Lechu Wałęsie.
- Przedstawił kulisy działania przywódcy Solidarności, ale nie napisał o nim złośliwie, raczej z sympatią, a liczne cytaty z wypowiedzi Wałęsy wprowadziły nutę humoru - ocenia Jakubowski.
Z tekstów opublikowanych w "Dzienniku Bałtyckim" (2001) zapamiętałam ten o cichym bohaterze, poruczniku więziennictwa Bolesławie Rutyńskim, który jako jedyny z wejherowskiego zakładu karnego nie zgodził się na pobranie tzw. wyposażenia specjalnego, by pacyfikować obóz internowanych w Strzebielinku. Do pacyfikacji nie doszło, ale porucznik stracił pracę.
Król dowcipu
Wszyscy, którzy zetknęli się ze Zbyszkiem, są pod wrażeniem jego poczucia humoru, a zwłaszcza opowiadanych dowcipów.
- Był duszą towarzystwa, śpiewał, grał na gitarze, godzinami opowiadał dowcipy - wspomina Borusewicz, który w latach 90. spotykał się ze Zbyszkiem w mieszkaniu Jacka Kaczmarskiego.
- Sypał dowcipami jak z rękawa - podkreśla Liberadzki.
- Był królem dowcipu - zachwyca się Jan Jakubowski.
- Będzie nam brakowało Zbyszka, jego filozoficzno-sowizdrzalskiego poczucia humoru - podkreśla marszałek Borusewicz.
W latach 1983-88 Zbigniew Gach był rozpracowywany przez Wydział III KW MO, od 1983 WUSW, w ramach KE krypt. Cytrus
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?