Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozdrowienia od poetki, czyli wyklejanki Wisławy Szymborskiej na wystawie w Gdańsku [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
Z Michałem Rusinkiem, prezesem Fundacji Wisławy Szymborskiej, gościem wernisażu autorskich wyklejanek poetki w GGM rozmawiała Gabriela Pewińska.

Pan też dostał list - wyklejankę od Wisławy Szymborskiej?
Nawet kilka. Ale muszę wyznać, że zawsze się żaliłem - nie tylko ja zresztą, także ci znajomi Szymborskiej, którzy mieszkali w Krakowie - że nie wysyłała nam tych kartek. Bo też jak słać listy do kogoś, kto mieszka dwie ulice dalej? Dostawaliśmy zatem wyklejanki nie, jak inni, na nowy rok, ale z okazji jakichś znaczących wydarzeń, z okazji narodzin dziecka czy też uzyskania doktoratu. Mam taką wyklejankę. Na niej młody, nieco dziewiętnastowieczny człowiek z głową opartą o szezląg. Napis: "Za dużo myśli".

Moja ulubiona.
Inną wydobyłem podstępem od pani Wisławy. To jest fragment słynnego zdjęcia Marilyn Monroe z filmu "Słomiany wdowiec". Podmuch powietrza z kanału wentylacyjnego nowojorskiego metra podwiewa jej sukienkę, ukazując nogi. Pani Wisława odcięła te nóżki, wstawiając w to miejsce mocno umięśnione nogi kulturysty.

Któregoś z adresatów niechcący obraziła wyklejanką?
Owszem. Jedną wysłała - z podziękowaniem za gościnę - pewnej pani profesor mieszkającej za granicą. Na obrazku duża, silna kobieta i maleńki mężczyzna obok. Po latach okazało się, że obdarowana musiała ową pocztówkę chować przed mężem, bo ów, o czym nie wiedziała poetka, był nikczemnego wzrostu.

Noblistka byłaby uszczęśliwiona, że jej, w końcu prywatną, korespondencję pokazuje się na wystawie?
Trudne pytanie. Często wypowiadała rozbrajającą nieco frazę: "A po mojej śmierci róbcie sobie, co chcecie!". Myślę, że chyba nie miałaby nic przeciwko upublicznieniu wyklejanek. Zresztą część z nich opublikowało wcześniej Wydawnictwo a5 w książce "Rymowanki dla dużych dzieci". Sama je wtedy wybrała, jako pierwsza nadała im charakter ilustracji, a nie prywatnej korespondencji. Kiedyś miała pretensje do swej tłumaczki na serbski, która zrobiła z jej powiększonych wyklejanek wystawę, ale to były pretensje nie tyle o upublicznienie tych obrazków, ile o to, że było na nich widać fragmenty prywatnej korespondencji. Myślę też, że gdyby jakaś galeria zrobiła wystawę tego typu twórczości jakiejś znajomej poetki pani Wisławy, to pani Wisława na pewno przyszłaby na wernisaż.

Te wyklejanki... Trochę złośliwe, przynajmniej niektóre.
Chyba za mocno powiedziane, ale, trzeba przyznać, miała bardzo specyficzne poczucie humoru. Sam zresztą padłem jego ofiarą. Któregoś dnia nagle zaczęła mnie podpytywać, jak się miewają moje dzieci. - W porządku, wszystko dobrze, a dlaczego pani pyta?
- Bo dawno ich nie wiedziałam. Właściwie do kogo są podobne? - dociekała. Na co ja odparłem, zgodnie z prawdą, że do swojej mamusi. A pani Wisława: - Wie pan, dobre i to.
Uznałem wtedy, że powinienem złożyć podanie o dodatek za pracę w trudnych warunkach.

Pan też wyklejał? Nie korciło Pana spróbować?
Nie mam talentów plastycznych, dlatego nawet nie próbowałem. Ale inni próbowali i nawet przesyłali swoje kolaże poetce! Ale tak jak nie wykształciła żadnych naśladowców w poezji, tak samo nie ma naśladowców jej kolaży. Jej prace są bardzo oszczędne, w przeciwieństwie do prac początkujących artystów kolażowych, którzy stosują zasadę horror vacui, wedle której puste miejsce trzeba natychmiast czymś zapełnić. I takie kolaże, szczelnie pozaklejane elementami graficznymi, dostawała.

Ponoć miała cały warsztat do tworzenia tych obrazków.
Nawet ów odtworzyliśmy na wystawie w Muzeum Narodowym w Krakowie. W osobnych kopertach głowy, ręce, nogi... Raz do roku pani Wisława zamykała się w mieszkaniu, prosiła, by do niej nie przychodzić: - Teraz jestem artystką - wyjaśniała. Cała podłoga była usłana wycinkami, a ona, z papierosem oczywiście, chodziła między tymi skrawkami jak bocian...

Ten papieros... Występuje na wyklejankach?
Owszem, choć na tej wystawie akurat nie, ale to zaledwie wybór dwudziestu kilku z kilku tysięcy kolaży.

Wyklejanka Wisławy Szymborskiej to taki plastyczny wiersz właściwie.
Bardzo podobne poczucie ironii, podobne figury stylistyczne, poetyka surrealizmu była jej bliska. Lubiła Rene Magritte'a, inspirację jego twórczością widać na tych kartkach, ale także Erica Idle'a z grupy Monty Pythona.

Lubiła też wycinać elementy ze starych gazet.

Znajomi kupowali jej w antykwariatach dawne katalogi domów wysyłkowych. Miała też amerykańskie żurnale. Korzystała z nich, przygotowując wyklejankę dla Woody'ego Allena. Pojechałem z tą wyklejanką do reżysera. W kwestionariuszu migracyjnym, gdzie podaje się dane osoby kontaktowej w USA, mogłem z dumą wpisać "Woody Allen". Na wyklejance była formułka typu: "Pan Woody Allen raczy przyjąć życzenia od...". I tu zostały wymienione różne postaci historyczne, prawdziwe i nieprawdziwe, nazwy przedmiotów, ożywionych i nieożywionych. Gdy pokazywałem reżyserowi ów kolaż, zaczął czytać na głos wszystkie naklejone przez poetkę nazwiska, w pewnym momencie powiedział: "O! Pani Elżbieta! Mnie pierwszą książkę pani Szymborskiej dała pani Elżbieta". Nie wnikałem wtedy, kogo miał na myśli, dopiero w hotelu uświadomiłem sobie, że pewnie chodziło o Czyżewską! Nie zweryfikowałem tego wówczas, potem nie było okazji. Ale załóżmy, że tak właśnie było.

Rozmawiała: Gabriela Pewińska

Gdańska Galeria Miejska, ul. Szeroka 34/35 w Gdańsku, wystawa do 31 sierpnia.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki