Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar w Starogardzie Gdańskim. Nie żyje troje dzieci. Ogień buchał oknem, matka wołała o pomoc. Prokuratura bada, jak doszło do tragedii

Kinga Furtak
Kinga Furtak
Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Wideo
od 16 lat
Troje małych dzieci zginęło w pożarze w Starogardzie Gdańskim. Umarła miesięczna dziewczynka, a także jej 2- letnia siostra i 5-letni brat. Na balkon płonącego mieszkania wybiegła ich matka z czwartym dzieckiem na rękach. Wołała o ratunek. Stała w tumanach dymu, a z okien buchał żywy ogień.

Pożar w Starogardzie Gdańskim. Nie żyje troje dzieci

Pożar wybuchł w czwartek rano 31 marca 2022 r., około godz. 8, w kamienicy w ścisłym centrum Starogardu Gdańskiego, przy ul. Chojnickiej. Błyskawicznie się rozprzestrzeniał. Trawił mieszkanie na drugim piętrze, które zajmowała 6-osobowa rodzina – rodzice z czworgiem dzieci. Gdy pojawił się ogień, dzieci prawdopodobnie jeszcze spały w pokoju. Kobieta zdążyła zabrać na ręce jedno z nich (3-letnią dziewczynkę) i wybiec z nią na balkon.

- To było coś strasznego! Kobieta krzyczała „gdzie dzieci, gdzie dzieci”. Było widać jak ogień wydobywa się z okna tego mieszkania, to były słupy ognia, szyby pękały, wszędzie był dym… Ciągle nie mogę się pozbierać po tym wydarzeniu, ciągle myślę o tych dzieciach, które zginęły – mówi nam Anna, sprzedawczyni w jednym z pobliskich sklepów.

Ojciec, jak mówią świadkowie, miał biegać po ulicy. Prawdopodobnie zbiegł na dół, wołał o pomoc. A potem próbował wrócić i ratować dzieci, ale było już za późno.

Strażacy przyjechali na miejsce zdarzenia po około dwóch minutach od zgłoszenia. Pożar był już w pełni rozwinięty. Dzięki szybkim działaniom strażaków, ogień nie przedostał się na inne kondygnacje. Gasiło go kilkanaście zastępów straży pożarnej, w tym ochotnicy.

- Jestem strażakiem od 30 lat, to był jeden z najtrudniejszych pożarów, jakie przyszło mi gasić. Oczywiście myślę tu głównie o tych dzieciach, które zginęły – mówi nam strażak z OSP Starogard Gd.

Strażacy przy pomocy podnośnika uratowali kobietę z dzieckiem z balkonu. Niestety, pozostałych dzieci nie udało się ocalić. W wyniku pożaru umarła miesięczna i ponad 2-letnia dziewczynka oraz 5-letni chłopiec. Czwarte dziecko, trzyletnia dziewczynka – ta, którą matka wyniosła na balkon, śmigłowiec przewiózł do gdańskiego szpitala. Dziewczynka jest w ciężkim stanie, ma poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Rodzice również trafili do szpitala, są też pod opieką psychologów.

- Ci rodzice przeszli traumę, na razie muszą odetchnąć i dojść do siebie. Następnie będzie można z ich udziałem prowadzić czynności. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura – mówi asp. sztab. Marcin Kunka, rzecznik starogardzkiej policji.

W budynku mieszkało kilka rodzin, kilkunastu mieszkańców zostało ewakuowanych przez strażaków, w tym również przy pomocy podnośnika. Część lokatorów samodzielnie opuściła mieszkania jeszcze przed przyjazdem funkcjonariuszy. Do szpitala, oprócz rodziców i ich ocalałej córeczki, trafiły jeszcze 3 osoby.

Przyczyna pożaru w Starogardzie Gdańskim. Prokuratura wszczęła śledztwo

Co spowodowało pożar? Dopiero ustalą to specjaliści. Brane są pod uwagę różne scenariusze. - Zostało wszczęte śledztwo przez Prokuraturę Rejonową w Starogardzie Gd. Biegli z zakresu pożarnictwa prowadzili czynności na miejscu zdarzenia. Wstępnie biegli przyjmują dwa kierunki - że pożar wybuchł w wyniku zaprószenia ognia albo wskutek zwarcia instalacji elektrycznej. Na ich opinię, co konkretnie spowodowało pożar, musimy poczekać. W poniedziałek zaplanowana jest sekcja zwłok trójki dzieci. Czwarte dziecko jest w ciężkim stanie, ale jak przekazali nam lekarze, ten stan jest stabilny. Ojciec dziewczynki nie wymagał hospitalizacji. W szpitalu przebywa też matka dzieci - mówi prok. Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Prokuratura będzie badać wszelkie okoliczności tej sprawy. Kamienica była własnością prywatną (właściciel odmówił nam komentarza), lokatorzy wynajmowali w budynku mieszkania. Według ekspertów od budownictwa, kamienica mogła mieć ponad sto lat, miała cztery kondygnacje i wiele elementów drewnianych – m.in. strop, schody. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego mówi nam, że niemal doszczętnie spaliło się jedno z mieszkań – to, w którym zginęły dzieci. Tam prawdopodobnie było źródło pożaru, ale to precyzyjnie ustalą biegli. Budynek jest tak zniszczony, że nie nadaje się do mieszkania.

Pożar kamienicy w Starogardzie Gdańskim oczami inspektora nadzoru budowlanego

- Budynek w tym momencie nie może być użytkowany, wydałem zakaz wstępu - mówi Piotr Cychnerski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Starogardzie Gdańskim. - Takich budynków w całym kraju są tysiące. To są kamienice sprzed około stu lat, czasem nawet i starsze. W większości tych budynków stropy i klatki schodowe są z drewna. Właściciele tego typu obiektów powinni mieć możliwość pozyskania środków na przebudowę i wymianę przynajmniej klatek schodowych na żelbetonowe. Przydałby się centralny program państwowy, który takie modernizacje by wspierał. Niestety, jeśli nie będziemy modernizować tych starych budynków, pożarów może być więcej - twierdzi Piotr Cychnerski. Dodajmy, że w starogardzkiej kamienicy nie spaliły się schody.

W kamienicy na parterze znajduje się salon fryzjerski. Właścicielka w tym momencie nie może prowadzić działalności.
- Wynajmuję lokal w tym budynku. Byłam na miejscu już po wszystkim, po ugaszeniu pożaru. Mogłam tam wejść tylko po to, żeby zabrać niektóre rzeczy. Niestety, cały salon jest zalany na skutek akcji strażaków. Teraz mogę się tylko modlić, żeby udało mi się uratować sprzęt – mówi nam fryzjerka.

"Była też pani na wózku inwalidzkim, na nogach nie miała kapci"

Patrycja Suchomska zobaczyła pożar, gdy szła do pracy.
- Na początku myślałam, że chodzi o sklep, w którym pracuję – mówi Patrycja Suchomska. - Okazało się, że do tragedii doszło w kamienicy naprzeciwko. Ciężko o tym dziś mówić… Wielkie kłęby dymu wydostawały się przez okna. Było słychać, jak pękają szyby. Ludzie wybiegali zdezorientowani. Strażacy ewakuowali ludzi. Najstarsza kobieta miała 90 lat. Była też pani na wózku inwalidzkim. Na nogach nie miała kapci. Otworzyłam sklep i chciałam pomóc tym ludziom, jak potrafiłam. Było bardzo zimno. Dałam im ciepłe okrycia, przygotowałam kawę, pani z kwiaciarni przyniosła koc. Później przyjechała straż miejska i zabrała je wraz z innymi mieszkańcami do hotelu - opowiada Patrycja Suchomska i dodaje, że w przeszłości mieszkała w kamienicy przez kilkanaście lat.

Pomoc prezydenta i wojewody. Wszystko można odbudować, ale nie życia tych dzieci

Część lokatorów znalazła dach nad głową u krewnych, a części miasto zapewniło miejsca w hotelu.

- Na miejscu akcji był prezydent miasta Janusz Stankowiak, który natychmiast zadysponował pomoc dla poszkodowanych. Osoby ewakuowane ze zniszczonych w pożarze mieszkań, zostały tymczasowo zakwaterowane w lokalu zastępczym. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej przygotował wypłaty jednorazowych świadczeń przeznaczonych na doraźną pomoc. Wszyscy poszkodowani otrzymali wsparcie psychologa – mówi Magdalena Dalecka, rzecznik prasowy prezydenta miasta.

Po tragedii wojewoda pomorski Dariusz Drelich skontaktował się z prezydentem miasta. A w piątek, 1 kwietnia, przyjechał do Starogardu Gd.
- Rozmawiałem z prezydentem Stankowiakiem i zaoferowałem naszą pełną pomoc. Jeśli chodzi o stronę materialną, są to zasiłki doraźne, celowe. Jesteśmy gotowi i czekamy na zgłoszenie potrzeb. Służby wojewody są do dyspozycji prezydenta miasta, ośrodka pomocy społecznej. Pieniądze są tu najmniej ważne. Wszystko można odbudować, ale niestety życia nie jesteśmy w stanie przywrócić i to będzie tragedia dla najbliższej rodziny i ludzi, którzy mieszkali w tej kamienicy - mówi Dariusz Drelich, wojewoda pomorski.

"Macie dla kogo żyć, zostało wam jeszcze jedno dziecko"

Rozmiar tragedii jest tu przytłaczający. Rodzice stracili troje dzieci, a ocalało jedno. Teraz, jak mówią specjaliści, potrzebują czasu i spokoju.
- Śmierć dziecka to najbardziej traumatyczne przeżycie w życiu człowieka, zwłaszcza gdy dochodzą tragiczne, nagłe okoliczności. Pierwszą reakcją jest szok, który w tej sytuacji może utrzymywać się do kilku tygodni. Mogą też pojawić się dolegliwości somatyczne – mówi Aurelia Jankowska, koordynatorka Centrum Pomocy Dzieciom w Starogardzie Gdańskim.

Ekspertka mówi też, że w tej sytuacji może pojawić się dojmujące poczucie winy.
- Pytanie „dlaczego?" może pojawiać się najczęściej, a do tego poczucie winy, obarczanie odpowiedzialnością siebie, innych, a nawet Boga. Są to nieodłączne i naturalne elementy przeżywanej straty. Ważne, by w tym okresie rodzice nie byli sami, by otrzymali wsparcie, zwłaszcza ze strony rodziny, przyjaciół, znajomych. Będą potrzebowali pomocy w kontaktach z służbami i instytucjami, które prowadzą swoje czynności związane z pożarem i jego skutkami, a także pomocy w organizacji pogrzebu czy wyjazdów do ocalałego dziecka. Potrzebują bliskich, którzy przy nich będą i którzy powiedzą „wiem, co czujesz”, „zostało wam jeszcze jedno dziecko, macie dla kogo żyć” . Potrzebna też jest intymność do przeżywania ogromnego smutku, żalu, bezradności i rozpaczy. Pozwólmy im na przeżycie pogrzebu w ciszy, skupieniu bez blasku fleszy dziennikarzy - mówi Aurelia Jankowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki