Ekipa przystępująca do realizacji filmu "Powstanie Warszawskie" dysponowała tylko krótkimi skrawkami taśmy ocalałej z 1944 roku. Autorem koncepcji wprowadzenia do filmu warstwy fabularnej jest reżyser Jan Komasa. Aby osiągnąć pożądany efekt narracyjny, posłużono się różnorodnymi instrumentami filmowego rzemiosła. Zdjęcia nieme udźwiękowiono. Taśmy, w oryginale czarno-białe, pokolorowano. Przede wszystkim jednak dokumentalny zapis, w którym brakowało dźwięku, wzbogacono o dialog (w filmie słyszymy go spoza kadru).
Oto więc w filmie fikcyjni operatorzy - dwaj bracia - krążą z kamerą ulicami powstańczej Warszawy. Starszy młodszemu bratu tłumaczy, że dysponują kamerą, która może utrwalać tylko krótkie, cztero-, najwyżej pięciosekundowe ujęcia. I oto dzięki takim krótkim ujęciom udało się przedstawić w filmie prawdziwy świat powstańczy. Oglądamy więc np. sceny wypieku i dystrybucji pieczywa czy zbiorowego spożywania zupy gotowanej w kotle. Jest w filmie scena ze ślubu, po którym goście zostają poczęstowani filiżanką kawy i kromką chleba. Widzimy na ekranie pracę drukarni, która wypuszcza powstańczy biuletyn informacyjny. Operatorzy zarejestrowali wizerunek sędziwej, 81-letniej pisarki Marii Rodziewiczówny, jak składa autograf na książce. Są epizody dziejące się w rusznikarni. To znów powstańcy ruszają do natarcia z miotaczami ognia. Lecz nagle pojawiają się przygnębiające ujęcia z wydobywaniem martwych ofiar spod gruzów.
Reżyser nie stroni w filmie od obrazów powstańczego piekła. Trwają naloty bombowców, płoną kamienice. Warszawa zamienia się w ponure gruzowisko. Wstrząsające wrażenie robi widok ulicy pokrytej stosami poległych.
Film "Powstanie Warszawskie" sławi determinację stawiających opór warszawiaków. Sprawa powstania nie jest jednak w kinie polskim tematem nowym. Najbardziej dojmujący wyraz tragizmu powstania utrwalił Andrzej Wajda w "Kanale" (1956). Puentą jego przejmującego dzieła była scena, w której powstańcza łączniczka dociera z rannym podchorążym do zakratowanego wylotu na Wisłę. Spoza kraty widać przeciwległy brzeg. Na tym ujęciu narracja "Kanału" się urywa. Polska widownia jednak umiała ten skrót bezbłędnie odczytać. W zaroślach po drugiej stronie rzeki stały z bronią u nogi dywizje Stalina.
W żadnym ze zrealizowanych w PRL kilkudziesięciu filmów dokumentalnych związanych z powstaniem do podjęcia tego wątku nie dopuszczono. W filmie Jana Komasy ktoś w dialogu mówi o stojących za Wisłą Sowietach, którzy nie ruszają powstańcom na pomoc. Może w tym znakomitym filmie brakuje chwilami drobnych objaśnień. Kiedy na ekranie oglądamy np. scenę wyprowadzania jeńców po odbiciu przez powstańców budynku PAST-y, młodsi widzowie mogą nie znać podtekstu. Przydałoby się słówko o fortelu użytym przez warszawskich bojowców, którzy do sieci wodociągowej wpuścili Niemcom... benzynę i rozniecili ogień.
Jan Komasa utrzymał żelazną dyscyplinę narracyjną i nie wykroczył poza zachowane powstańcze zdjęcia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?