Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót zza krat to szok. Czy program resocjalizacji zdaje egzamin? [ROZMOWA]

rozm. Szymon Zięba
Paweł Relikowski/Polskapresse
Od 2013 roku na wolność zaczną wychodzić groźni przestępcy, którzy pierwotnie zostali skazani na śmierć. Osadzeni nie tylko nie przejawiają skruchy, ale nawet... otwarcie zapowiadają powrót do przestępstwa. Grozę mogą wywoływać słowa bestialskiego mordercy, Mariusza Trynkiewicza, który zgwałcił i zamordował czterech chłopców (ofiary zboczeńca miały od 11 do 13 lat). Bandyta zapowiedział, że po wyjściu na wolność dalej będzie zabijał. Czy to oznacza, że w polskich więzieniach program resocjalizacji nie zdaje egzaminu? Dziś kolejna rozmowa na ten temat ze specjalistą z Uniwersytetu Gdańskiego.

Rozmowa z dr. hab. Sławomirem Steinbornem z Katedry Prawa Karnego, Procesowego i Kryminologii Uniwersytetu Gdańskiego

W przyszłym roku na wolność wyjdą więźniowie, którzy odbyli wieloletnie wyroki pozbawienia wolności (w większości było to 25 lat). Jaka jest skuteczność resocjalizacji w przypadku "powrotu do społeczeństwa" więźniów tak długo izolowanych?
Resocjalizacja, czyli powtórne "przystosowanie" do życia w społeczeństwie więźniów skazanych na tak długoletnie wyroki, nieco się zaciera. W ich przypadku pobyt w zakładzie karnym służy raczej izolacji takiej osoby od społeczeństwa - ciężko bowiem sobie wyobrazić, że osoba, która faktycznie była "oderwana" od codziennego życia społecznego przez 20 czy 25 lat, będzie potrafiła wpasować się z powrotem we wzorce, normy otaczającego świata. Często więc nawet mimo tego, że dany były więzień przyjął poprawną postawę społeczną, tzn. zrozumiał popełnione błędy, a odbyta kara w ostateczności oddziałała na niego pozytywnie, powtórne "wejście" do świata, który przez tak długi czas drastycznie się zmienił, może okazać się dla takiej osoby szokiem, który skutecznie uniemożliwi ponowne, sprawne funkcjonowanie w społeczeństwie.

Jednym z elementów resocjalizacji osób skazanych na pozbawienie wolności jest zapewnienie im najróżniejszych zajęć. Zdarza się, że więźniowie pracują zarobkowo. Jak ustosunkowuje się Pan do kwestii "zawodowych" poczynań więźniów, czy jest to powszechne zjawisko?
Do tej pory praca w więzieniach była przywilejem dla więźnia - dla osadzonych możliwość pracy była nagrodą za dobre sprawowanie. Wbrew powszechnie panującej opinii, więźniowie bardzo często pracują - zwłaszcza w zakładach otwartych i półotwartych (w tych pierwszych zdarza się nawet, że takie osoby mogą wychodzić do przeznaczonej im pracy bez nadzoru funkcjonariuszy). Zarobione pieniądze w części trafiają do więźnia, częściowo przeznaczane są na pokrycie kosztów jego pobytu w zakładzie karnym. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że przymusowość pracy więźniów (do tej pory więźniowie mogli podejmować pracę tylko na swój wniosek) to dość trudny i kontrowersyjny temat.

A propos przymusowości pracy więźniów, co Pan sądzi na temat wysnuwanych dość często postulatów o potrzebie zastosowania jej w celu pokrycia całkowitych kosztów utrzymania osadzonych?
W wielu dyskursach społecznych pojawiają się głosy stanowczo opowiadające się za tym, aby więźniowie własną pracą sami utrzymywali się w zakładach karnych, nie stanowiąc obciążenia dla - de facto - utrzymującego ich społeczeństwa. W tym miejscu należy jednak wspomnieć o kilku dość istotnych elementach składających się na obraz "pracującego samodzielnie" więźnia. Mimo że w teorii taki osadzony nie generowałby kosztów związanych z własnym utrzymaniem, to w praktyce należałoby zapewnić mu np. odpowiednie przeszkolenie do zawodu, szkolenie BHP, stały nadzór funkcjonariuszy (którzy przecież nie pracują za darmo), ubezpieczenie etc. Nie można bowiem traktować osadzonych jak niewolników - powrót do prac przymusowych znanych z czasów okupacji hitlerowskiej czy komunizmu to żadne rozwiązanie, a przede wszystkim - zaprzeczenie głównemu celowi kar pozbawienia wolności, czyli resocjalizacji. Problemem jest również niechęć poszczególnych placówek do zatrudniania osadzonych - w tym momencie np. gminy dość niechętnie i nieufnie podchodzą do pracy więźniów, którzy za darmo mieliby pracować np. przy czynnościach porządkowych - wszystko to ze względu na specyfikę tych "darmowych pracowników" (czyli po prostu ze względu bezpieczeństwa). Uważam, że utrzymywanie więzień z pieniędzy podatników to swoista cena, którą musimy zapłacić za izolację osób, które nie nadają się do funkcjonowania w społeczeństwie.

A społeczeństwo żąda zaostrzenia kar...
Nie można popadać w paradoksy, żądając surowych kar pozbawienia wolności za zbrodnie, jednocześnie niechętnie podchodząc do - bądź co bądź - współfinansowania miejsc izolacji dla takich jednostek. Ponadto sama praca więźniów może mieć również charakter resocjalizacyjny. Osoba odbywająca długoletni wyrok pozbawienia wolności ma w ten sposób namiastkę normalnego życia, posiada również zajęcie, a także dostaje sygnał, że nie została skreślona przez społeczeństwo.

Czy sądy powinny preferować kary wolnościowe [tzn. kary, których orzeczenie przez sąd nie wiąże się z pozbawieniem skazanego wolności poprzez umieszczenie go w więzieniu, a np. z ograniczeniem wolności lub dolegliwością pieniężną - przyp. red.] zamiast pozbawiania wolności?
W tym momencie polski system penitencjarny zmaga się z poważnym problemem przeludnienia. Wszelkie przybytki, mające z założenia służyć resocjalizacji więźniów (tj. biblioteki, siłownie etc.), zostają zaadaptowane na miejsca, w których przebywają osadzeni. Często zbyt małe cele, oraz ogólnie samo "więzienne środowisko", może źle wpływać na skazanego, wywołując odwrotny skutek do zamierzonego (tzn. prowadzi do degeneracji więźnia, zamiast jego resocjalizacji). To jedne z najpoważniejszych argumentów opowiadających się za karami wolnościowymi. Ponadto sądy w wielu przypadkach stosują karę pozbawienia wolności, ale w zawieszeniu. Dla niektórych skazanych często taki wyrok jest równoznaczny z brakiem kary, bo ostatecznie "tu i teraz" skazany nie ponosi żadnej dolegliwości (poza wpisem do akt oraz "biczem", który wisi nad głową takiego przestępcy, który powróciłby do łamania prawa). Dlatego uważam, że idealnym rozwiązaniem byłoby połączenie kar ograniczenia wolności z karami pozbawienia wolności w zawieszeniu. Osoby skazane, np. na prace porządkowe, grzywnę etc., odczułyby dolegliwość kary, a w przypadku powrotu do przestępstwa - trafiłyby ostatecznie za kratki.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki