Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powojenne samochody bytowskiego starosty Jerzego Chrzczonowicza [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Marek Ponikowski
Dziesięć lat wcześniej: rynek ze stacją benzynową i przyległą Langstrasse w zachodniopomorskim miasteczku Bütowm
Dziesięć lat wcześniej: rynek ze stacją benzynową i przyległą Langstrasse w zachodniopomorskim miasteczku Bütowm Public Domain
Fotografię zrobiono podczas jakiejś patriotycznej uroczystości. Obok tylnego koła stoi mężczyzna z biało-czerwoną opaską na rękawie, ludzie w tle są odświętnie ubrani, jeden ma na sobie polski mundur. Główną osobą jest siedzący w samochodzie starosta bytowski Jerzy Chrzczonowicz.

Gdy 8 marca 1945 roku oddziały sowieckiej 70. Armii opanowały Bytów, miasto było prawie bezludne. Bombardowania lotnicze, które zaczęły się 20 lutego, oraz zaciekłe walki obróciły w gruzy ponad połowę domów. Ulice blokowały zniszczone działa i pojazdy pancerne, gruz, rozbite wozy, martwe konie oraz dobytek zaskoczonych przez naloty uciekinierów z Prus Wschodnich. Na szubienicy przed bytowskim zamkiem ciągle jeszcze wisiały zwłoki dziewięciu dezerterów, których patrole SS wyłuskały spośród ludności cywilnej opuszczającej miasto.

Spora część ewakuowanej ludności wróciła niebawem do Bytowa, by się przekonać, że najgorsze wcale nie minęło. Za oddziałami frontowymi napłynęły do miasta zdemoralizowane tyły. Zaczęły się rabunki, gwałty i podpalenia. Spłonął ratusz. Dziesięć dni trwał pożar domów przy dzisiejszej ulicy Wojska Polskiego. Enkawudziści tropili "element podejrzany", nie czyniąc rozróżnienia między Niemcami i Kaszubami. Do dziś nie są znane liczba ofiar ani miejsce pochówku wielu spośród tych, którzy trafili do prowizorycznego łagru w zamkowych pomieszczeniach.

Fotografię, którą przysłał mi niedawno pan Hubert Czaja, bytowski społecznik, senator V kadencji, wykonano zapewne kilkanaście miesięcy później, podczas jakiejś uroczystości. Obok tylnego koła odkrytego auta stoi mężczyzna z biało-czerwoną opaską na rękawie, ludzie w tle są odświętnie ubrani, jeden ma na sobie trudny do zidentyfikowania, ale niewątpliwie polski mundur. Główną postacią jest siedzący w samochodzie z tyłu starosta bytowski Jerzy Chrzczonowicz. Dzięki otrzymanym od pana Czai zdjęciom i materiałom poznałem związany z jego osobą dramatyczny fragment dziejów miasta z czasów nazywanych w PRL "okresem tworzenia zrębów władzy ludowej".

***
Jerzy Chrzczonowicz (rocznik 1916) przyjechał do Bytowa 13 kwietnia 1945 roku, na czele grupy operacyjnej, jako tymczasowy starosta. Namówił go do przyjęcia tej funkcji Bolesław Drobner, wiceprezes Polskiej Partii Socjalistycznej, a stosowne papiery wystawił Chrzczonowiczowi rezydujący w Toruniu pełnomocnik rządu na województwo pomorskie Henryk Świątkowski, wówczas jeszcze także socjalista. W Bytowie okazało się, że wszystkie stanowiska są już obsadzone przez aktywistów Polskiej Partii Robotniczej. Ze swoją nominacją, potwierdzoną na miejscu przez polskiego komendanta miasta, Chrzczonowicz udał się do przedstawiciela realnej władzy. Sowiecki komendant, major Pogodin uważnie przestudiował tekst na połówce kartki i zawyrokował, że to właśnie on powinien być "komandirem", bo… na jego dokumencie są aż dwie pieczątki.

***
Organizując powiatową administrację i uruchamiając instytucje niezbędne do funkcjonowania miejscowej społeczności, Chrzczonowicz opierał się na członkach PPS. Nie mogło się to podobać sojusznikom z PPR. Już przed "referendum ludowym", z czerwca 1946 roku, bytowska organizacja socjalistów znalazła się pod baczną obserwacją Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Sytuacja zaostrzyła się jeszcze przed wyborami do Sejmu ustawodawczego w styczniu 1947 roku. Choć głównym wrogiem komunistów było Polskie Stronnictwo Ludowe, to i PPS traktowano jako niebezpiecznego konkurenta do władzy. PPR bez porozumienia z koalicjantem usuwała ze stanowisk socjalistów związanych z Chrzczonowiczem, zastępując ich swoimi ludźmi albo uległymi PPS-owcami. Na posiedzeniu egzekutywy bytowskiej PPR pojawiały się donosy: "W ocenie niektórych członków PPS-u, starosta dalej szabruje. Ostatnio zabrał z magazynu opieki społecznej bez wiedzy magazyniera pierzyny".

***
Kto znał dzieje rodziny Chrzczonowiczów, nie mógł traktować takich insynuacji poważnie. Ojciec Jerzego, wywodzący się ze szlacheckiej rodziny osiadłej na Wileńszczyźnie, służył w armii carskiej, walczył przeciw Niemcom w I wojnie światowej, a podczas rewolucji zaciągnął się do powstającego na Syberii Legionu Polskiego. Był dowódcą batalionu, potem dowódcą polskiej załogi Irkucka. Jako jeden z niewielkiej grupy żołnierzy i oficerów uniknął niewoli bolszewickiej. Okrężną drogą, przez Mongolię, Mandżurię i… Gdańsk, dotarł do Polski. Walczył w wojnie 1920 roku, potem służył w Kościerzynie i Toruniu. W latach 30. osiadł w Wilnie, gdzie jego syn Jerzy zaczął studiować prawo. Podczas okupacji Chrzczonowiczowie przenieśli się do Warszawy. Jerzy uczestniczył w powstaniu, po jego upadku udało mu się opuścić miasto przez obóz przejściowy w Pruszkowie.

***
Zbliżał się kongres zjednoczeniowy. Socjaliści nie mieli złudzeń - chodziło o likwidację ich partii. Jedni próbowali jej bronić, inni zajmowali stanowisko "jednolitofrontowe", co oznaczało pełną dyspozycyjność wobec PPR. W październiku 1947 roku Jerzy Chrzczonowicz został odwołany z funkcji starosty bytowskiego. Pod koniec roku z komitetu wojewódzkiego PPR w Gdańsku skierowano do miejscowej instancji pismo, w którym socjalistów z Bytowa oskarżano o to, że byli folksdojczami, że należeli do AK i są "zakonspirowanymi reakcjonistami". Sygnał dla "jednolitofrontowych" PPS-owców został należycie zrozumiany. W kwietniu 1948 roku Chrzczonowicza wyrzucono z partii. Wkrótce wraz z całą rodziną opuścił Bytów. Podobno mieszkał gdzieś w Wielkopolsce, zmarł w 1991 roku.

***
Przejdźmy na koniec do samochodów ze zdjęć. Oba niewątpliwie są "trofiejne". Pojazd z napisem "Starostwo powiatowe w Bytowie" to DKW-Front w wersji "Luxus" z czterema miejscami i odkrywanym dachem. Silnik dwusuwowy, dwucylindrowy, o mocy 20 KM. Tę odmianę "dekawki" produkowano w latach 1939-1942. Ciemny lakier i stalowe koła w miejsce szprychowych nasuwają przypuszczenie, że auto miało za sobą służbę w Wehrmachcie. Zostało zastąpione w roli samochodu starostwa przez Wanderera W23 lub W24. Oba modele z lat 1937-1941 różniły się napędem. W23 miał pod maską "szóstkę" o pojemności 2,6 l i mocy 62 KM, W24 wyposażono w silnik skrócony o dwa cylindry; miał pojemność 1,8 l i moc 42 KM. Auto ze zdjęcia to unikat: nadwozia z łamaną szybą przednią produkowano w zakładzie karoseryjnym Horcha prawie wyłącznie w wersji odkrytej. Limuzyny z jednolitą szybą powstawały u Gläsera w Dreźnie. Dziś więc ten egzemplarz wart byłby majątek.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki