Na drodze faktycznie nie było spokojnie. Z obu jej stron woda kotłowała się w rowach, a przepusty nie wyrabiały z tłoczeniem wody na druga stronę jezdni. Woda więc sama znajdowała sobie miejsce i rwącymi strumieniami płynęła górą, po asfalcie. Przyczyną były masy wody, które rzeką Redą spływały z wejherowskich lasów.
- Takiego stanu wody nie pamiętam tu od czasów drugiej wojny światowej - mówi nam wicewójt gminy Puck. - To prawdziwa powódź.
O swój dobytek martwiła się Regina Derc, której dom od kilkudziesięciu lat z jednej strony graniczy z kanałem, a z drugiej z łąkami. Wody wzięły jej posesję w kleszcze. - Opróżniliśmy piwnice. Tylko piec został w środku - mówiła nam kobieta. - Nie wiemy co się może stać, ale jesteśmy gotowi na wszystko.
Szybko zareagowali urzędnicy. Do południa przed domem mrzezinianiki pojawił się samochód z workami wypełnionymi piaskiem. Masy wody spływające od strony Wejherowa w kierunku zatoki - nie znajdując ujścia - wylały się też na okoliczne łąki. Setki hektarów znalazły się pod wodą. Rolnicy wskazywali źródło problemów: zaczopowane wyjścia z kanałów prze rezerwacie Beka i ich ujście do zatoki. Interwencyjnie oba miejsca zostaną udrożnienie, by przynajmniej częściowo obniżyć stan wody i przygotować się na kolejne masy wód z lasów. Ale wiadomo, że konieczne będą też następne prace. - Tu były kiedyś przepusty z klapami uniemożliwiającymi cofkę wody - przypominali rolnicy. - Ale potem je zasypano. Szkoda, bo dziś nie byłoby problemu, a woda spłynęłaby sama do zatoki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?