Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszukując nowych doznań - z death metalu do instrumentalnego post rocka. Rozmowa z Distant Dream [zdjęcia]

Rafał Mrowicki
Rafał Mrowicki
Po latach grania death metalu gitarzysta Marcin Majrowski zaprezentował światu swój autorski instrumentalny projekt o nazwie Distant Dream. Dwie pierwsze płyty Distant Dream spotkały się z bardzo pozytywnym odbiorem w różnychh częściach świata. O muzyce opowiadają Marcin Majrowski oraz basista Konrad Piątkowski.

Co skłoniło was do grania takiej muzyki po tym co graliście wcześniej? Marcin grał wcześniej w Devil's Note, Konrad w Sinful Carrion. To zupełnie inna muzyka.
Marcin: Zawsze miałem z tyłu głowy inną muzykę niż ostry metal, który grałem. Zawsze słuchałem ciężkiej muzyki, ale szukałem innych doznań. Na uboczu tworzyłem inną muzykę. Razem graliśmy też w Feather Child, gdzie muzyka była dość podobna. Chłopaki grali i ogłosili, że szukają drugiego gitarzysty. Zgłosiłem się.
Konrad: Później oprócz Feather Child, graliśmy też razem w Sinful Carrion. Równolegle Marcin tworzył już muzykę do Distant Dream.
Marcin: To był mój projekt, w którym chciałem wszystko stworzyć sam.

Jak długo trwało szukanie w sobie chęci do grania takiej muzyki, po graniu znacznie cięższych rzeczy?
Marcin: Koncertowałem grając cieższą muzykę, ale w domu grałem muzykę spokojniejszą. Grałem muzykę instrumentalną, np. Joe Satrianiego, Steve'a Vaia, Gary'ego Moore'a. Distant Dream to projekt, wywodzi się z tej mojej "pracy domowej". To bardziej osobiste.

Co jeszcze ma na ciebie wpływ? Jestem ciekaw jakie emocje tobą kierują.
Marcin: W komentarzach pod moimi nagraniami czytam, że ludzie mają mnie za kogoś smutnego, bo to dość melancholijna muzyka. Jest zupełnie odwrotnie. Słuchałem też dużo Katatonii, do której właśnie wróciłem.

W Feather Child to Marcin dołączył do Konrada.
Konrad: Razem z gitarzystą Sinful Carrion, Łukaszem, chcieliśmy pograć sobie jakieś covery. Graliśmy instrumentalnie Kings of Leon, U2, jakieś proste rzeczy. Mieliśmy dosyć napieprzania metalu. Łukasz przyniósł jakąś zagrywkę gitarową w klimacie trochę reggae i tam powstał pierwszy numer. Zaprosiliśmy perkusistę Michała i w dwa miesiące zrobiliśmy 8 utworów. Gdy dołączył do nas Marcin Majrowski i Maciej Szymborski z Milczenia Owiec na perkusję i nagraliśmy je, totalnie się zmieniły. Miały tylko zalążki tych pierwotnych wersji. Marcin też tutaj dużo zrobił. Wniósł sporo solówek, pomysłów, wymyślił kilka utworów na płytę. Wydaje mi się, że to trochę pociągnęło Marcina żeby sam zaczął grać taką muzykę.

Kiedy zaczął się Distant Dream?
Marcin: Zanim Feather Child się skończył tworzyłem już muzykę Distant Dream. Robiłem ją w domu, dla siebie. Byłem ciekaw co z tego wyjdzie. Gdy Feather Child się rozpadł całą energię skupiłem na Distant Dream. Pierwszy utwór który skomponowałem, "Timeless Colors", zamyka pierwszą płytę. Album powstał szybko. Zrobiłem go w ciągu 3-4 miesięcy. Natłok pomysłów był tak duży, że łatwo było mi pisać. Płyta ma 8 utworów, a ja napisałem 15. Część z tych pomysłów wykorzystałem na drugiej płycie. Mixy wykonywał Widek.

Debiut nazywa się "It All Starts From Pieces".
Marcin: Nazwa oznacza początek. Nie zastanawiałem się czy te utwory będą do siebie pasowały gdy je tworzyłem. To były cząsteczki (z ang. pieces), które dały początek czemuś nowemu.

Pierwszą płytę zaaranżowałeś i nagrałeś sam, ale nie brak tam gości.
Marcin: To ludzie, których kojarzyłem z Internetu, grali ciekawe partie solowe na gitarach. Odezwałem się do kilku osób. Byłem ciekaw czy zechcą napisać coś do nowego projektu, który nie miał jeszcze nazwy. Oni grają albo solo albo zajmują się nauczaniem. To Dhalif Ali z Singapuru, Stel Andre z Grecji i Pellumb Qerimi z Macedonii. Na drugiej płycie wystąpili Pierre Danel i Morgan Thomaso z Francji oraz również Stel Andre.

Płyta spotkała się z szerokim odbiorem. Na kanale WherePostRockDwells na YouTube'ie osiągnęła ponad milion wyświetleń.
Marcin: Byłem podbudowany. Ludzie przekazywali wyrazy wsparcia z różnych części świata. Płytę robiłem dla siebie. Postanowiłem puścić to w świat. Nie oczekiwałem kompletnie niczego, chciałem się podzielić muzyką, dlatego obie płyty są do ściągnięcia za darmo na bandcampie. Płyta szybko znalazła wielu fanów. Miałem też krótki epizod z firmą lutniczą z Wielkiej Brytanii, która zaoferowała mi swoje gitary, ale po jakimś czasie z tego zrezygnowałem. Endorsement jest fajny, jeżeli firma zgadza się na używanie też innych instrumentów.

Kiedy zacząłeś szukać muzyków, z którymi mógłbyś to odgrywać na żywo?
Marcin: Jeszcze przed drugą płytą. Konrad na bas był pierwszym wyborem. Udało się znaleźć też perkusistę. Musieliśmy się przyzwyczaić do aranżacji tych utworów na żywo. Gdy się nagrywa można położyć kilka śladów gitar, sample.
Konrad: Nie zapominaj, że my wszyscy graliśmy wcześniej death metal. Wtedy po prostu odkręcało się mocno gitary i się grało. Tu tak się nie da.
Marcin: To inne doświadczenie. To gra, w której trzeba mieścić się w czasie.

Ciężko było wprowadzić do tej muzyki, którą tworzyłeś sam, kolegów, z którymi wykonujesz ją na żywo?
Marcin: To nie było trudne. Oni zgodzili się na odegranie tego materiału. Na żywo to wychodzi inaczej, Konrad dodaje własne smaczki basowe.

Konradzie, jak ty się w tym odnalazłeś?
Konrad: Odpowiada mi ta rola. Mam wyłożone zadania. Odgrywam to co napisał Marcin i mogę z tym zrobić to co mi się podoba, ale nie wywracając tego do góry nogami.

Jak wyglądała praca nad drugą płytą? Ona nosi tytuł "Your Own Story", "twoja własna historia". Brzmi to bardziej konkretnie.
Marcin: Muzyka towarzyszy nam cały czas, nawet tu gdzie rozmawiamy słyszymy w tle jakąś muzykę. Muzyka często przypomina nam o różnych wydarzeniach. Chciałem by słuchacze zbudowali swoje wspomnienia. By było to tło.

Miałeś zamysł w związku z okładką drugiej płyty? Na pierwszej jest most, widać noc, jest mrok. Druga to jasność, światło i drzewo po środku.
Marcin: Chciałem pokazać minimalizm. Zarówno pierwsza jak i druga płyta mają nieskomplikowane okładki. Pierwszą przygotowała Marta Bejger, drugą Robert Kudera. Narzuciłem koncept.

Czym różniła się praca nad drugą płytą? Choć tworzyliście już wtedy skład na koncerty, to jednak Marcin nadal wszystko nagrał sam.
Marcin: Wcześniej grałem w wielu kapelach i były tam ograniczenia. Pomysły nie zawsze były akceptowane przez zespół. Trzecia płyta też powstaje przy całkowicie mojej aranżacji. Na koncertach te aranżacje są delikatnie inne niż na płycie. I to jest fajne.

Jak wyglądały przygotowania do koncertów? W zeszłym roku zagraliście kilka koncertów klubowych, ale zagraliście też w warszawskiej Progrsji przed holenderskim The Gathering.
Marcin: Nowym doświadczeniem dla nas było granie z samplami z laptopa, z odsłuchami dousznymi.
Konrad: Jestem z tych, którzy jak nie czują furgotania nogawki od mocy basu, bo czuję, że gram gorzej. Tutaj jest inaczej. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Zmieniamy trochę repertuar. Mamy dwa sety. Pełny, na ponad godzinę grania, a drugi krótszy na takie koncerty jak ten z The Gathering. Staramy się pracować nad czymś co jeszcze bardziej przyciągnie ludzi, nad wizualizacjami, nad światłem.

Opowiedzcie o występie z The Gathering. Konrad grał kiedyś z Sinful Carrion przed Amon Amarth w B90, Marcin grał z Devil's Note na festiwalu Wacken w Niemczech, ale to inna stylistyka.
Marcin: Grywałem przed większą widownią. Tutaj była zupełnie inna interakcja, fani takiej muzyki są bardziej skupieni. Poczułem, że inny rodzaj muzyki potrafi wzbudzić inne emocje.

Co czujecie na scenie?
Marcin: Ekscytację.
Konrad: Przed The Gathering była wysoka adrenalina. Bardzo się stresowaliśmy. 5 minut przed występem zobaczyliśmy, że patrzą na scenę, a koncert był wyprzedany. Do tego wszystkiego nie było z nami Kotara (perkusisty, Marcina Kotarbińskiego - red.).
Marcin: Jest dużo osób, które robią nasze covery, grają solówki, perkusyjne covery też są.
Konrad: Jest jeden basowy.
Marcin: Dostałem nagrania jak ludzie śpiewają do naszej muzyki własne teksty. To osoby z zagranicy. Ludzie używają tych utworów do wyrażania siebie, to jest fajne. Gdy szukaliśmy perkusisty odezwała się do nas Patrycja Wojkowska. Grała bardzo fajnie i technicznie. Szkoda, że jest z Krakowa. Zagrała nami przed The Gathering jako zastępstwo. Szukaliśmy dalej i znaleźliśmy Marcina Kotarbińskiego. Przy pierwszej płycie dawałem ogłoszenie, że szukamy muzyków. Odzew był bardzo mały. Zgłosiło się może kilka osób. Po wydaniu drugiej płyty momentalnie odezwało się mnóstwo ludzi. W ciągu jednego dnia dostałem 12 zgłoszeń perkusistów z samego Trójmiasta. Wiemy, że w razie czego mamy Patrycję, na którą możemy liczyć gdyby Kotar nie mógł kiedyś zagrać.
Konrad: Ja Marcina znałem, bo graliśmy razem w zespole Loko, znaliśmy się też bo występuje w zespole Driller. Kotar od razu pojechał na salkę i nagrał jeden utworów. Wysłał go i był w zespole.
Marcin: Stwierdziłem, że nie ma lepszego kandydata. Jestem z tego bardzo zadowolony, bardzo dobrze się dogadujemy. Jesteśmy małą rodziną.

Jak trafił do was drugi gitarzysta Andrzej Głowacki?
Konrad: Andrzejek jest moim przyjacielem od 20 lat, z czasów gdy mieszkaliśmy w Mrągowie. Mieliśmy zespół. Gdy spotkaliśmy się w Gdańsku zaczęliśmy grać znowu razem, nazywa się Breed. Gdy Marcin szukał drugiego gitarzysty, nie zaproponowałem Andrzeja, bo wiedziałem, że nie lubi takiej muzyki, ani siedmiostrunowych gitar.
Marcin: Wystawiłem ogłoszenie i Andrzej się do nas odezwał.
Konrad: Miał do mnie pretensje, że o nim nie pomyślałem (śmiech). Andrzej kocha i chce grać. Kotar też ma swój projekt, który niedługo wypłynie. Fajne jest to, że byłem świadkiem na ślubie Marcina, byłem świadkiem na ślubie Andrzeja i jestem ojcem chrzestnym jednej z jego córek.

Marcinie, mówisz, że pracujesz nad trzecim albumem, który chcesz skończyć przed narodzinami swojego syna, który przychodzi na świat w czerwcu.
Marcin: Idzie całkiem dobrze. Mam już kilka utworów. Obraz całości się kreuje. Chciałbym z jednej strony wrócić do klimatu pierwszej płyty, a z drugiej by było to coś świeżego. Pierwsza płyta jest dość mroczna, tajemnicza, zagadkowa. Druga jest bardziej melodyjna i bardziej radosna. W skrócie pierwsza to ciemność, a druga to jasność.
Konrad: Trzecia będzie piekłem! (śmiech).

Czy w pracy nad trzecią płytą weźmie udział cały skład?
Marcin: Łatwiej i szybciej jest zrobić to samemu. Gdy komponuję utwory, tworzę od razu wszystkie partie.

W dniu naszej rozmowy kupiłem nowy numer pewnego magazynu o muzyce metalowej. Otworzyłem na wywiadzie z interesującym mnie zespołem. Jego muzyk na odpowiedź na pytanie o następce ostatniej płyty, powiedział, że na razie nie może tworzyć, bo czuje się szczęsliwy i wszystko idzie mu gładko. Marcinie, mówisz, że kierują tobą pozytywne emocje.
Marcin: Muzyka to wyrażanie siebie. Uwielbiam ją tworzyć, komponować i grać. Trzecia płyta na pewno nie będzie ostatnią. Czuję się dobrze z tym co dotychczas osiągnąłem, dla niektórych może to mało, ale dla mnie to ogromne osiągnięcie, że udało mi się od podstaw stworzyć coś takiego. To mi daje odskocznię od rzeczywistości. Można w muzyce zostawić cząstkę siebie.
Konrad: Każdy z nas to rozumie. Wiemy jaką Marcin ma wizję na ten projekt. Czasami na próbach żartujemy, że nagramy coś na żywo na próbie, ale wiemy, że Marcin chce mieć nad tym kontrolę. Nie chcemy go naciskać. Też chciałbym by Distant Dream dalej działało, żeby Marcin tworzył i żebyśmy mu pomagali. Trzecia płyta często jest kluczowa dla zespołu, jak było np. dla Slayera, Metalliki czy Anthraxu.

Poszukując nowych doznań - z death metalu do instrumentalneg...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki