Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poseł Konfederacji Michał Urbaniak: Powinniśmy normalnie żyć, jestem przeciwny zmuszaniu do szczepień i lockdownom

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Karolina Misztal
- Rząd powinien dać nam normalnie żyć, nie straszyć ograniczeniami czy lockdownami - mówi Michał Urbaniak, poseł Konfederacji Wolność i Niepodległość.

Jak pan ocenia obostrzenia pandemiczne, które rząd wprowadził w związku z nowym wariantem koronawirusa? Czy pan je akceptuje?

W zeszłym tygodniu minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że lockdown, który obowiązywał kilka miesięcy wcześniej, nie przyniósł oczekiwanego skutku. A teraz minister jednak wprowadził obostrzenia, w tym m.in. wskazał, ile osób może przebywać w wybranych miejscach publicznych - np. sklepach, restauracjach, kinach czy hotelach. Limity nie dotyczą osób zaszczepionych. Tylko problem w tym, że nie wiadomo, kto ma to weryfikować. Czy mają to robić przedsiębiorcy? Czy może pracownicy np. restauracji, których dotyczą limity? Brakuje podstawy prawnej, która by jasno określała, jak te ograniczenia będą egzekwowane. Mam wrażenie, że te ograniczenia są wprowadzane prawem kaduka. Informacje o szczepieniach to przecież dane dotyczące stanu zdrowia konkretnych ludzi i tego, jakim procedurom medycznym one się poddały. To nie są dane, do których dostęp może mieć każdy. Mogą one być udostępnione tylko, jeśli dana osoba zechce to zrobić. Nie można zmuszać do ich przedstawiania czy też pozbawiać dostępu do jakichś usług, jeśli ktoś tych danych nie udostępni. To jest stawianie przedsiębiorców w wątpliwej moralnie sytuacji, a przede wszystkim - to jest rodzaj dyskryminacji obywateli i ich segregowanie na zaszczepionych i niezaszczepionych. Szczepienia nie powinny nas, Polaków, dzielić. Powinniśmy być ponad to.

A gdyby przyjęto przepisy mówiące, że do restauracji wejdziemy tylko po okazaniu tzw. paszportu covidowego? Takie rozwiązania obowiązują w wielu krajach i rekomendują je nasi wirusolodzy i lekarze.

Jestem im przeciwny. Skutki zakażenia koronawirusem mogą być bardzo dotkliwe, ale jest na świecie szereg innych chorób, które ludzie również ciężko przechodzą i niektóre z nich są zakaźne. W związku z tymi chorobami nie stosuje się paszportów czy certyfikatów. Powinniśmy żyć normalnie.

Zwolennicy paszportów chcieliby mieć pewność, że w miejscach publicznych stykają się z osobami zaszczepionymi. Czy te osoby nie powinny mieć takiego prawa?

Nie zgadzam się z takim podejściem. To sprowadzałoby się do dzielenia ludzi na dwie kategorie, na lepszych i gorszych. Nikomu nie można dać prawa do stosowania takich podziałów. Zgodzę się z tym, że szczepienia podnoszą ogólną odporność społeczeństwa. Ale muszę przyznać, że choć sam jestem zaszczepiony, zastanawiam się, czy to szczepienie miało sens. Skoro wirusa przenoszą też osoby zaszczepione, to po co nam te szczepienia? Jaki jest więc sens w respektowaniu tych paszportów?

Lekarze twierdzą, że jest sens, bo szczepienie może uchronić przed ciężkim przebiegiem choroby i śmiercią.

Może uchronić, ale gwarancji nie ma. Nie można zatem wmawiać ludziom, że szczepionki dają jakąś gwarancję bezpieczeństwa, że tylko dzięki szczepionkom wyjedziemy z pandemii.

Specjaliści często przywołują przykład Wielkiej Brytanii, w której zaszczepiło się 70 proc. społeczeństwa. Zaraża się tam dużo więcej osób niż w Polsce, ale zgonów jest pięć razy mniej. Lekarze twierdzą też, że w państwach, w których zastosowano restrykcje sanitarne, śmiertelność jest niższa niż w Polsce.

Są też państwa lub regiony, w których choć nie było restrykcji, na Covid zmarło stosunkowo mało ludzi. Na Florydzie nie wprowadzono jakichś szczególnych ograniczeń i tam spadają statystyki dotyczące zachorowalności. To znaczy, że jest z tym bardzo różnie i nie ma jednej złotej recepty na walkę z Covidem. Ale jeśli ten przykład, że w państwach stosujących ograniczenia umiera mniej osób, kogoś do szczepień przekonuje, to niech się zaszczepi. Natomiast nie uważam, że to jest argument, żeby zmuszać wszystkich do szczepień lub żeby wprowadzać powszechne ograniczenia.

Dlaczego mniejsza liczba zgonów to nie jest argument do szczepień?

Te szczepionki są nowe i wiele osób nie ma do nich zaufania lub po prostu się ich boi. Takie obawy mają również osoby, które generalnie akceptują szczepienia przeciwko innym chorobom. Są też tacy, którzy dostrzegają sprzeczności w tym, co słyszą. Początkowo słyszeli, że szczepionki chronią przed zachorowaniem, a potem się okazało, że jednak zaszczepieni też chorują. Może za jakiś czas znów pojawią się jakieś nowe fakty? Nieufność jest naturalnym zachowaniem osób, które w dodatku są stręczone do szczepień 24 godziny na dobę. Poza tym, ja mam wrażenie, że zaniedbana została inna dziedzina – leczenie. Poza samą profilaktyką, potrzebne jest przecież jeszcze leczenie. Czasem zastanawiam się, czy firmy farmaceutyczne produkujące szczepionki nie zarabiają więcej na szczepionkach niż na lekach. W Japonii wdrożono leczenie i tam z wariantem Delta sobie poradzono. Dlaczego nie idziemy tą drogą?

Czy nie lepiej zastosować profilaktykę i zrobić wszystko, żeby nie zachorować niż zachorować i potem się leczyć?

Według mnie, tak. Do mnie to przemawia i dlatego ja się zaszczepiłem. Natomiast nie będę namawiał innych do szczepień. Każdy sam powinien decydować o tym, jak dbać o swoje zdrowie. Nie można nikomu nic narzucać.

Wiele osób może mieć zbyt małą wiedzę na temat pandemii. Dlaczego rekomendacje specjalistów to za mało, żeby wprowadzić restrykcje? Nie powinniśmy słuchać lekarzy?

Należy ich słuchać. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę to, że niektórzy z nich mogą mieć interes w tym, żeby pandemia wyglądała tak, jak wygląda. Na przykład uważam, że Rada Medyczna przy premierze może mieć taki interes.

O jakim dokładnie interesie pan mówi?

Chcę tylko powiedzieć, że różne sytuacje mogą mieć miejsce i warto zweryfikować życiorysy osób, które w tej radzie zasiadają.

A jeśli do szczepień namawia np. wirusolog prof. Krystyna Bieńkowska-Szewczyk z Uniwersytetu Gdańskiego, która całe zawodowe życie pracuje z wirusami, to co? Nie słuchać jej? Przecież większość z nas nie ma zielonego pojęcia o wirusach.

Na pewno nie można odrzucać tego, co mówi pani profesor lub inni wirusolodzy. Należy racjonalnie podchodzić do wszelkich opinii specjalistów. Racjonalnie. To znaczy, że nie możemy na ślepo „łykać” wszystkiego tego, co nam mówią. Każdy najlepiej wie, jak się chronić i co jest dla niego najlepsze.

Co jeszcze, według pana, powinien zrobić rząd, żeby uchronić nas przed skutkami pandemii, a szczególnie przed nowym wariantem koronawirusa?

Powinien dać nam normalnie żyć. Nie straszyć ograniczeniami czy lockdownami. Powinien w sposób spokojny i racjonalny dawać jedynie zalecenia. Szwecja tak robiła i źle na tym nie wyszła. Nie ma tam jakiejś wyjątkowo dramatycznej sytuacji.

Czyli rząd nie powinien nic robić?

Na pewno nie powinien wprowadzać lockdownu. Chcę też zauważyć, że przez to, że skupiamy się tak bardzo na koronawirusie, służba zdrowia stała się niewydolna. Przecież tak wiele osób zmarło na inne choroby, np. kardiologiczne czy onkologiczne. Te osoby były nieleczone lub za późno trafiły do szpitala. Rząd powinien pomyśleć też o tym. Nie powinniśmy wpadać w panikę w związku z nowym wariantem. Według niektórych opinii, ten wariant nie jest groźniejszy od Delty. Na pewno to, co trzeba teraz zrobić, to przygotować miejsca w szpitalach i pracować nad lekami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki