Pomorze: Przychodnie bronią książeczek RUM

- Nie mielibyśmy nic przeciwko wycofaniu książeczek RUM, gdyby fundusz chciał go zastąpić jakimś nowocześniejszym narzędziem, na przykład kartą elektroniczną - mówi Jan Tumasz, przewodniczący PZ POZ. - Na razie książeczka ułatwia przychodniom obsługę pacjentów.

Lekarz wyrywa z niej jeden z kuponów RUM, przekazuje do rejestracji , a następnie do informatyka, który wprowadza jego dane do systemu. To niezbity dowód, że porada się odbyła. - Najważniejsze jest jednak to, że kupony RUM pełnią nadal funkcję recept, na których lekarz zapisuje choremu leki - przekonuje Jan Tumasz.

Ma na nich wydrukowany numer PESEL pacjenta, co daje gwarancję, że nie wpisze go błędnie. Na zwykłych blankietach takie pomyłki zdarzają się często. Apteki odsyłają wtedy pacjenta z powrotem do lekarza, by wystawił nową receptę. W przypadku lekarza rodzinnego to nie problem, ale w przypadku specjalisty - kłopot.

Pomorski NFZ chce zlikwidować system RUM od 1 stycznia przyszłego roku. Ma mu to dać oszczędności rzędu 5 mln zł. Nie wiadomo na razie, co się stanie z 20 biurami RUM na Pomorzu, ich pracownicy obawiają się utraty pracy. Jak się nam udało ustalić, kilka biur pozostanie, bo ktoś przecież musi wydawać karty EKUZ (europejskie karty ubezpieczenia zdrowotnego). Pozostali urzędnicy mają być przez fundusz "zagospodarowani" w innych działach.

- Sam druk książeczek i kuponów to rocznie 1-1,5 miliona złotych, a nie 5 milionów złotych - twierdzi Jan Tumasz. - Tak więc oszczędności poczynione z tego tytułu będą niewspółmierne do negatywnych skutków, jakie przyniesie wprowadzenie w życie tej decyzji.

Mariusz Szymański, rzecznik PO NFZ w Gdańsku, uspokaja - decyzja o likwidacji książeczek RUM jeszcze nie zapadła.