Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze - Kraków: Pojechałam na pogrzeb Kaczyńskich, bo jestem patriotką

Tomasz Słomczyński
Leszek Szymanel wybrał się na pogrzeb do Krakowa trochę z ciekawości, ale też ze względu na uczucia patriotyczne.
Leszek Szymanel wybrał się na pogrzeb do Krakowa trochę z ciekawości, ale też ze względu na uczucia patriotyczne.
Na uroczystości żałobne z Gdyni do Warszawy i Krakowa pociągiem pojechali także mieszkańcy Pomorza.

Wszyscy zgadzają się co do jednego: inaczej to sobie wyobrażali. Spodziewali się dantejskich scen na peronie. Wpychania się na siłę do wagonów. Stania na korytarzu. Tymczasem? Senna noc, na dworcu garstka podróżnych wybierających się w różnych kierunkach. Do pociągu żałobnego do Warszawy, 02.21 z Gdyni, wsiadło raptem kilkanaście osób. Pociąg opuszczał Trójmiasto zgodnie z rozkładem. Nikt jeszcze nie kładł się do snu.

Czesława
Pani Czesława Boksa nie wzięła ze sobą dokumentu ze zdjęciem. Dlatego nie mogła kupić tańszego biletu. Zapominalstwo kosztowało ją 20 zł, pokaźna suma, zważywszy, że ma 600 zł renty. I jeszcze, jako że spóźniła się na nocny autobus, musiała zapłacić 17 zł za taksówkę. Co prawda próbowała złapać okazję pod dworzec z Redłowa, ale nikt nie chciał w środku nocy zabrać 76-letniej staruszki. Dziennikarz z TVP widząc energiczną panią, nie omieszkał zadać serii podstawowych pytań.

- Dlaczego Pani zdecydowała się jechać?
- Dlatego, że jestem patriotką, Polką. I żal mi tych, którzy poginęli i ich rodzin. Kiedy wracam? Jeszcze dzisiaj. Niewygoda? Dla wygody się nie jedzie, tylko z miłości do drugiego człowieka. Żeby mu oddać szacunek. Kiedy się zdecydowałam? Wczoraj byłam w kościółku i myślę: "Musisz tam jechać". Bo musi pan wiedzieć, że mój ojciec zamordowany został przez gestapo...

Pani Czesława Boksa z domu Skupińska przyjechała do Gdyni w 1947, do swojego wuja, który na Świętojańskiej przez wiele lat miał zakład szewski. Okupację spędziła we wsi Krzeczów k. Wielunia nad Wartą. Był tam młyn, w młynie Niemiec. Partyzanci przyszli zabrać mu pieniądze, jedzenie, ubrania. Był październik 1944, wojna miała się ku końcowi. Potem Niemiec doniósł na gestapo. Padło na Skupińskich. Ojciec pani Czesławy w rzeczywistości nie miał nic wspólnego z partyzantami, ale Niemcy znaleźli u niego mundur strażacki, jeszcze przedwojenny. To wystarczyło. Koło kościoła był drewniany barak. Tam ojca męczyli trzy dni, aż zamęczyli.

Dlaczego pani Czesława jedzie do Warszawy? Bo jest Polką. Odpowiedzią jest okupacyjna historia rodziny, którą chętnie opowiada współpasażerom.

Minęła trzecia. W następnym przedziale siedzi szczupły chłopak w dżinsach i kraciastej koszuli.

***

W pociągu specjalnym z Gdyni do Warszawy było 600 miejsc siedzących. Jechało 90 pasażerów. Z powrotem, o 17.40 z Warszawy, w tym samym składzie - już tylko 40 ludzi.
Pani Czesława przez całą mszę płakała. Leszek dotarł do Krakowa, spotkał się z siostrą, radości nie było końca. Teraz razem uczestniczą w uroczystościach.
Joanna nie rozkleiła się - udało jej się w spokoju pożegnać poległych za Ojczyznę.

Dlaczego Leszek i Joanna wybrali się do Krakowa dowiesz się w poniedziałkowym "Dzienniku Bałtyckim".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki