Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorskie gangi celują w seksbiznes. Kim jest Olgierd L. i jaki ma związek z "Analną Malinką"?

Szymon Zięba
Sutenerstwo wraca do łask biznesmenów z półświatka. Śledczy rozbijają kolejne szajki zajmujące się tym procederem
Sutenerstwo wraca do łask biznesmenów z półświatka. Śledczy rozbijają kolejne szajki zajmujące się tym procederem Archiwum/zdjęcie ilustracyjne
Trójmiasto to główny punkt na mapie seksturystyki, gdzie zwłaszcza po Euro 2012 jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać tzw. domówki, czyli miejsca, w których prostytutki spotykają się ze swoimi klientami. To idealna nisza dla przestępców. Do gdańskiego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko 11 osobom, które miały działać w szajce zajmującej się sutenerstwem. Na jej czele stał dobrze znany w trójmiejskim półświatku, Olgierd L. Na komputerze jednego z podejrzanych znaleziono zdjęcia "Analnej Malinki", prostytutki, podejrzanej o świadome zarażanie klientów wirusem HIV.

Gangi zajmujące się sutenerstwem wypełniają przestępczą niszę na Pomorzu - słychać w prokuratorskich kuluarach. W ostatnim czasie szeroko zakrojone akcje funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego, działających pod nadzorem gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej, doprowadziły do szeregu zatrzymań podejrzanych o udział w zorganizowanych grupach przestępczych, celujących w zyski z najstarszego zawodu świata. Śledczy przyznają przy tym, że sutenerstwo ponownie wróciło do łask "biznesmenów" z półświatka. Między innymi ze względu na relatywnie niewielkie ryzyko wpadki i rosnący "rynek zbytu".

- Za porwania dla okupu grożą bardzo wysokie kary, a CBŚ jest tam, gdzie być powinno. Przestępcy więc z tego rezygnują. Handel narkotykami również wiąże się z ogromnym ryzykiem wpadki i z surowymi konsekwencjami. Funkcjonariusze CBŚ - mówiąc kolokwialnie - przykręcili śrubę trójmiejskim szajkom, które tym się zajmowały - tłumaczy prok. Mariusz Marciniak rzecznik gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej. - To są przyczyny zainteresowania się grup przestępczych zyskami z sutenerstwa na Pomorzu. Teraz przestępcy stawiają na prowizję od nierządu, bo tu nie ma tak dużego ryzyka i do tej pory była to pewna luka, niezapełniona nisza, którą CBŚ zaczęło skutecznie zwalczać - podkreśla.

W poniedziałek rano gdańska Prokuratura Apelacyjna oficjalnie poinformowała o skierowaniu aktu oskarżenia przeciwko 11 osobom "w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej czerpiącej korzyści z cudzego nierządu". To już druga głośna sprawa sutenerskich gangów, która w ciągu ostatnich tygodni wstrząsnęła Pomorzem. We wrześniu w ręce CBŚ wpadło 12 osób podejrzanych o sutenerstwo. Na naszych łamach ujawniliśmy, że trzej bracia, którzy według prokuratury kierowali grupą, to synowie Jana B., emerytowanego policjanta Komendy Miejskiej Policji w Gdyni, który miał być związany z niesławnym Gangpolem, zajmującym się m.in. uprowadzeniami dla okupu.

Podporządkować Gdańsk

Przywództwo, czyli tzw. kierownicę, w szajce dostał 36-letni Olgierd L. Był już wcześniej skazany za sutenerstwo, wyrok jest nieprawomocny. Śledczy twierdzą, że jego grupa dążyła do podporządkowania sobie wszystkich domówek (czyli mieszkań, w których prostytutki oferowały usługi seksualne) w Gdańsku. Choć jej wpływy rozciągały się dużo dalej.

- Oskarżeni działali też na terenie Malborka i Gdyni - mówi o szczegółach aktu oskarżenia prok. Marciniak.
Zarzuty postawiono w sumie 11 osobom, w tym dwóm kobietom. Jedna z nich miała pełnić rolę paraksięgowej grupy przestępczej. - Sprawowała rolę telefonistki i rachmistrza grupy. Do jej zadań należało odbieranie połączeń telefonicznych i umawianie na spotkania z prostytutkami. W praktyce dawało to możliwość kontroli ilości klientów, a w konsekwencji możliwość ścisłego analizowania przychodów prostytutek i egzekwowania od nich określonych sum pieniędzy - mówi prok. Marciniak. I dodaje: - Za zarzuty stawiane oskarżonym grozi nawet 10 lat więzienia.

Trójmiasto na mapie seksturystyki

- Po Euro 2012 Trójmiasto dostało łatkę owocnego obszaru na mapie seksturystyki. W zastraszającym tempie rosła liczba domówek. To odpowiedź na popyt, zwłaszcza wśród zagranicznych turystów, którzy od tego czasu coraz tłumniej odwiedzają Gdańsk i Sopot - słyszę od jednego z doświadczonych pomorskich śledczych. Ten sam funkcjonariusz mówi: - Problem w tym, że żadna z kobiet oferujących takie usługi nie działa sama. Za nią zawsze stoi jakaś grupa przestępcza, która oferuje jej "ochronę", oczywiście za odpowiednią prowizję od utargu. Sęk w tym, że to nic innego jak wymuszanie pieniędzy, bo to grupy przestępcze wytwarzają poprzez tę "ochronę" atmosferę zagrożenia.

Właśnie w ten sposób miała działać szajka Olgierda L. Według śledczych decydował on o tym, gdzie i która z kobiet, będzie świadczyła usługi seksualne, a także w jaki sposób część zarobionych przez nią pieniędzy będzie dzielona pomiędzy członków jego grupy. Ustalał także system nadzoru poszczególnych domówek. Tych miało być około dwudziestu
Wątek objęty śledztwem dotyczy działania grupy od marca 2012 do stycznia 2013 roku. Szajka na prostytucji miała zarobić co najmniej 15o tys. zł.

"Zabijcie go!"

Prokuratorzy mówią, że "początek końca działania grupy Olgierda L." przypadł na noc po święcie niepodległości zeszłego roku. Wówczas z 11 na 12 listopada domniemany szef szajki ostro posprzeczał się ze znajomym, Danielem S. Mężczyzna wyszedł z domu około 3 w nocy. Ze sobą wziął maczetę. Tłumaczył później śledczym, że zabrał ją "z obawy o swoje bezpieczeństwo". Na klatce schodowej budynku miał spotkać Olgierda L. z dwójką kompanów. S. powiedział prokuratorom, że Olgierd L. za paskiem spodni miał rewolwer, pozostała dwójka była uzbrojona w siekierę i maczetę.

- Olgierd L. miał rzucić do pozostałych mężczyzn: "Zabijcie go". Chodziło o Daniela S. - mówi prok. Marciniak.
M.in. w związku z wynikłą bójką, jak tłumaczą prokuratorzy, Olgierd L. za kraty trafił 12 listopada. - Jednak mimo to dalej zarządzał grupą, co więcej, pieniądze z tego procederu trafiały na jego konto w areszcie śledczym w Gdańsku - zdradza prok. Marciniak. I tłumaczy: - Dlatego został oskarżony o popełnienie przestępstw kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i czerpania korzyści z cudzego nierządu, także w czasie, w którym był już tymczasowo aresztowany.

Powiązani

Prokuratorzy nie wiążą podejrzanej jedenastki z gdyńską grupą sutenerów. - To były dwie, niezależnie od siebie działające i nierywalizujące ze sobą grupy. Jedna operowała na terenie Gdańska, druga na terenie Gdyni - mówi prok. Marciniak.
Jak jednak ustaliliśmy, w komputerze jednego z podejrzanych znaleziono zdjęcia Iwony Z., znanej jako "Analna Malinka".

Kobieta jest podejrzana o świadome narażanie klientów na zarażenie wirusem HIV, a śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Gdyni.

- Potwierdzam, że takie fotografie były w komputerze jednego z oskarżonych. Było tam jednak wiele innych zdjęć kobiet, a także fotografie rodzinne. Ujawnienie fotografii Iwony Z., przy braku innych dowodów, nie może być podstawą, do twierdzenia, że ta pani współpracowała z oskarżonymi w niniejszej sprawie - stwierdza prok. Marciniak.
Tymczasem śledczy podkreślają także, że niektórzy z zatrzymanych są dobrze znani wymiarowi sprawiedliwości. Gdański funkcjonariusz z wieloletnim stażem:
- Dwie osoby zamieszane w sprawę grupy sutenerów są oskarżone o udział w bójce, która doprowadziła do śmierci związanego z trójmiejskim półświatkiem Daniela Z., pseudonim "Zachar".
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki