Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorski Kongres Obywatelski: Jak wspólny cel, uczynić wspólnym interesem?

Henryk Tronowicz
Przemek Świderski
Pomorski Kongres Obywatelski za nami. Czy szósta edycja kongresu była udana?

Z jednego powodu nie mogę dobrze wykonać sprawozdania z VI Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego, który odbył się przedwczoraj w Politechnice Gdańskiej (powód ten podam w zakończeniu). Hasło przyświecające obradom tegorocznego kongresu brzmiało: "Dobro wspólne - lepsza jakość życia". Zależność wyrażona w tak sformułowanym wyzwaniu, brzmi z pozoru jak oczywistość oczywista.

Tymczasem w toku obrad kongresu okazało się, że pod podszewką owej oczywistości kryje się rzeczywistość realna, namacalna, od jednoznaczności mocno odbiegająca. Chodzi bowiem o wymiar naszego losu wspólnego - o Res Publikę - wraz ze znanymi na co dzień troskami o kondycję wszystkich Polaków. Należy to stwierdzić bez niedomówień, że musi być podejrzane takie dobro wspólne, które nie znajduje potwierdzenia w pomyślności wszystkich obywateli.

Czym jest dobro wspólne?

Debatę rozpoczęto od refleksji nad rozumieniem pojęcia dobra wspólnego i zaraz na wstępie zarysowały się stanowiska dyskusyjne, sporne. Już sam zakres pojęcia dobra wspólnego, czyli przestrzeni społecznej, w jakiej w państwie żyjemy, oddychamy, pracujemy, uczymy się, wypoczywamy i leczymy, to obszar tak rozległy, że recepta na pomyślność powszechną byłaby nierealna. Wyłania się tu tysiąc problemów. Do niektórych pośród nich odnosi się organizowany od roku 2006 Pomorski Kongres Obywatelski.

Tegoroczne obrady rozpisano na siedem kręgów tematycznych, które poprzedzono debatą plenarną. Obrady kongresu otworzył dr Jan Szomburg, prezes zarządu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Zarysowując tło ekonomiczne sytuacji, w jakiej znalazło się polskie społeczeństwo w ostatnim okresie, Jan Szomburg położył akcent na kwestii spowolnienia rozwoju gospodarczego, rosnących nierówności społecznych, pojawiających się napięć.

Zaproszony na kongres poseł prof. Dariusz Rosati opisał strukturę współodpowiedzialności głównych instytucji i organów władzy państwa za dobro wspólne. O pomyślnym ucieleśnieniu tego dobra decyduje polityka, a politykom zdarza się patrzyć krótkowzrocznie, ulegać populizmowi. Jednakże, zdaniem prof. Rosatiego, o wszystko, co negatywne polityków winić nie należy.

Jako następna głos zabrała Maria Rogaczewska, socjolog (socjolog - tak wydrukowano w programie kongresu) z Uniwersytetu Warszawskiego, zajmująca się m.in. badaniami empirycznymi nad losem i egzystencją ludzi biednych, samotnych, emerytów. Rogaczewska zadała kluczowe pytanie w sprawie forsowanych przez rząd priorytetów, które często - z niewiadomych powodów - publicznie uzasadniane nie są.

Trzecią wypowiedź wprowadzającą wygłosił Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego, wyliczając aktywa i pasywa regionu. Odnosząc się natomiast do sfery społecznych wizji i marzeń, marszałek przywołał przypisywaną Szekspirowi sentencję: "Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń. Ono jest inne".

Tylko elita cieszy się uprzywilejowanym statusem życia

W debacie plenarnej udział wzięło siedem osób. Wojciech Kłosowski, ekspert w dziedzinie rozwoju lokalnego (autor książki "Nauczyciel Sztuki"), skonfrontował na przykładzie Gdańska i Drezna dwa podejścia do miejskiego dobra wspólnego. Otóż w Gdańsku napotyka się coraz więcej szlabanów, domofonów i innych tego typu ograniczeń. Przeciwnie w Dreźnie, gdzie rajcowie z rezygnacji z tego rodzaju ograniczeń uczynili cnotę.

Kwestię wielce doniosłą podniósł Marcin Skrzypek (Teatr NN w Lublinie). Zwrócił on uwagę na dość powszechny nad Wisłą brak zdyscyplinowania w sferze dysponowania wspólnym czasem (notabene organizatorzy kongresu regulowali wystąpienia uczestników surowo, ze stoperem w ręku).

Z kolei Joanna Kusiak, socjolożka (termin ten wynegocjowano z p. Joanną ad hoc) z Uniwersytetu Warszawskiego, zapowiedziała, że wybije słuchaczy kongresu z dobrego samopoczucia. Biorąc bowiem po 23 latach transformacji na ząb problemy dobra wspólnego, należy to robić ze świadomością, że jedynie elita, a więc tylko drobna część polskiego społeczeństwa cieszy się uprzywilejowanym statusem życia.

Ilustrując natomiast korzyści, jakie powinny płynąć na rzecz dobra wspólnego, Mirosław Bieliński (prezes zarządu ENERGA SA) posłużył się symboliką trzech znanych powszechnie świateł drogowych. Jeśli zatem w sferze niektórych podatków nakładanych na przed- siębiorstwa światło czerwone nigdy nie gaśnie, to wizja wspólnego dobra staje się mitem.
Przemysław Kluz (z Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej), znający z autopsji próby rewitalizowania podwórek w gdańskiej dzielnicy Orunia, jest zdania, że zamiar osiągania wspólnego celu powinien iść w parze z dążeniem do osiągania wspólnego interesu.

Należy dobre rzeczy robić dobrze

Paweł Olechnowicz (prezes zarządu Grupy LOTOS SA), skomentował krytycznie sławę kategorii wizjonerów. On sam w zarządzanej firmie stosuje najprostszą z zasad: należy robić dobre rzeczy dobrze. Wreszcie prof. Cezary Obracht-Prondzyński (wykładowca Instytutu Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego) opisał zakradający się do samooceny Polaków dualizm. Z jednej strony (w porównaniu z innymi nacjami) chętnie podkreślana jest nasza wyjątkowa pracowitość, ale z drugiej strony wśród Polaków bujnie rozkwita lenistwo, niedbalstwo i skłonność do narzekalstwa.

Jako sprawozdawca "Dziennika Bałtyckiego" wysłuchałem wystąpień na sesji zatytułowanej "W kierunku nowej wizji rozwoju
Polski i Pomorza". W panelu głos nauki reprezentował prof. Henryk Krawczyk, rektor Politechniki Gdańskiej. W ciągu siedmiu minut zarysował program uczelni zmierzający do wdrażania innowacji do gospodarki. Ogłosił również, że o ile pomorskie zajmuje w kraju ósmą pozycję co do struktury inwestycji, to wydajność pomorskiej nauki klasyfikowana jest na trzecim miejscu.

Stanowiska i bóle biznesu zgłaszali prezesi zarządów firm gdańskich - Arkadiusz Śmigielski (OptiNav) oraz Maciej Grabski (Business Angel Seedfund). Panelową debatę poprzedziły refleksje dr. Mirosława Gronickiego pt. "Czy zmiana modelu rozwoju Polski jest konieczna?", a także prof. Dariusza Filara "Jakiej wizji rozwoju potrzebuje Polska?". Pierwszy z mówców powiedział w konkluzji, że katastrofy w polskiej gospodarce nie przewiduje i to mimo niesprzyjających dynamice rozwoju decyzji makroekonomicznych. Według prof. Filara, Polska nie ma przed sobą wizji porywającej, jednak jeśli Europa jest pod wodą, to nasz nos będzie utrzymywał się na powierzchni. Inna sprawa, że świat nas nie pociągnie w górę - musimy sobie pomóc sami.

Do podsumowania dyskusji zaproszono prof. Dariusza Rosatiego, według którego przyszłościową ochronę dla ojczystej gospodarki zagwarantuje wstąpienie Polski do strefy euro. Tematu tego w czasie kongresu nikt inny nie dotknął.
W finale poprzedniego kongresu odbyła się sesja plenarna, na której zaprezentowano sprawozdania z obrad na poszczególnych sesjach tematycznych. Dzięki temu uczestnicy mieli okazję zorientować się w całości kongresowych konkluzji. Dlaczego przedwczoraj takiego rozwiązania zabrakło?

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki